Lawendowy – szpaki to moja zmora. Zwłaszcza, że mój sad w okolicy jest jedyny. Pamiętam takie wakacje kiedy spałam w sadzie w namiocie. O godzinie 4-5 wstawało się i strzelało z pistoletu hukowgo. Teraz najczęściej zakładam siatkę na ptaki, trudno potem wyplątać drzewa z nich, ale to lepsze niż nocowanie sadowe.
Joasia 2906 – teoretycznie powinnam testować 13.05, ale dr pozwoliła mi na test 10.05. To będzie 11 dpt, także albo będzie albo nie. Boję się tylko tego że w piątek i sobotę mam dyżury i ciężko będzie mi się opanować emocjonalnie jeżeli będzie to porażka.
Agapl13 – wiem, że to piękny gest z jej strony. Zwłaszcza, że ją samą goni czas. Ma 40 lat, niedługo podchodzi do crio, jak się uda, jak donosi to po porodzie musi mieć rok przerwy po cesarce. Ehhhh....
Dziewczyny, nigdy tego nie mówiłam, bo i po co. Ale z moją siostrą to jest tak, że wzajemnie sobie możemy pomóc. Po narodzinach mojej siostrzenicy z wadą genetyczną moja siostra robiła stosy badań genetycznych, jednak żaden lekarz nie był w stanie określić gdzie jest mutacja genu/genów. Nie mogą jej zagwarantować, że urodzi zdrowe dziecko kiedykolwiek. Ona się boi, że sytuacja się powtórzy a ona nie poradzi sobie z dwójką chorych dzieci. Stąd też moja taka szybka decyzja o in vitro. Pewnie jeszcze bym się ociągała do dzisiaj czy nie podejść do IVF, jednak jej problem skłonił mnie do przyspieszenia podjęcia decyzji. Wiecie, ja po prostu się bałam, że po in vitro nie ma już nic, i jak się nie uda, to co dalej?
Przechodząc do sedna. Jestem dawczynią komórek dla mojej siostry. Ciężko było z moją stymulacją ale się udało. Pobrano mi 32 komórki jajowe (12 dojrzałych komórek, 20 niedojrzałych). Z 20 niedojrzałych dojrzało dzięki IVM 11. Czyli miałam 23 komórki. Oddałam siostrze większą połowę, dlatego że jej bardziej zależy na czasie. U niej z 12 komórek uzyskano 11 zarodków. U mnie z 11 komórek – 10 zarodków. Jej zostało 10 , mi już tylko 4.
Nigdy o tym nie mówiłam, bo jakoś chciałam aby tajemnica nigdy nie wyszła na jaw. Nikt nie wie...tylko najbliższa rodzina. A teraz Wy. Dlatego okres poronienia mój i 1,5 tyg wcześniej siostry był dla mnie ogromnym ciosem, bo w końcu oboje dzieci było „moje”, czyli z mojej komórki jajowej. Siostra pewnie ze względu na co przechodzę zdecydowała się na taki krok, jak ja przy in vitro. Mam nadzieję, że uda mi się samej, jednak naprawdę szczerze w to wątpię. Bo przecież tyle prób, a lekarze nie umieją doprowadzić do rozrostu endometrium,. Dla mnie to co najmniej dziwne i cały czas czuję jakby na mnie wszystko testowali, ale nikt nie potrafi mnie konkretnie przygotować. Każda próba – to podejście warunkowe. Zawsze endometrium marniutkie. Nie wiem, ale bardziej czuję się dojona z kasy niż miałaby być to szansa na cud.
No to się rozpisałam, jak zwykle....ale to tak długo we mnie tkwi i nawet nie mam z kim o tym porozmawiać. Mąż nie rozumiał czemu przeżyłam poronienie siostry. Czasami myślę, że stres z tego okresu zabił moje dziecko. Nie wiem, ale jest mi nadal z tym ciężko.