Fragmentację dna plemnika zaleciła lekarka na samym początku jak wyniki ogólne nasienia wyszły dobre. To dodatkowe badanie, kosztowało chyba koło 500zl. Zleciła je, bo uważała, że ja jestem zdrowa jak ryba (mam nawet podwójne owulacje naturalnie) więc problem jej zdaniem wynikał ze strony męża. Wiedzieliśmy, że jest zła fragmentacja już przed inseminacjami. Uważam, że IUI to była strata czasu i pieniędzy w naszym przypadku.
Jak zaszłam w naturalną ciążę i szybko okazało się, że zarodek się nie rozwija prawidłowo to lekarz zlecił jeszcze raz fragmentację i wyszła jeszcze wieksza. Stwierdził, że to przez to zarodek był genetycznie chory i nie miał szans się utrzymać. Takie miał przypuszczenia. Zdecydowaliśmy się na in vitro. W związku z ta fragmentacja i moim strachem przed kolejnym poronieniem chcielismy żeby zarodki miały zrobione badania genetyczne. Żebym nie musiała znów przeżywać straty. Zbadalismy 6 zarodków i okazało się, że dwa najładniejsze morfologicznie były chore. Potem pierwszy transfer cb, ale był na cyklu sztucznym i miałam beznadziejne wyniki hormonów. Drugi na cyklu naturalnym też cb mimo pięknych hormonów. Lekarz zalecił biopsje endometrium, badanie kom NK macicznych, po moich namowach jeszcze pakiet poronny. Okazało się, że mamy oboje z mężem mutacje dotyczące krzepliwosci, ja lekko przesunięte okno implantacyjne, ciut za wysokie nk w macicy, i za wysokie tsh. Wprowadzili trochę zmian( wyregulowanie tarczycy, intralipid, przyspieszony transfer, heparyna) i 3 transfer udany.
Taka nasza historia
mieliśmy jeszcze badane kariotypy i wyszły dobre, no i wszystkie infekcyjne po 5 razy