U nas delikatnie mówiąc orka… karmienie przewijanie, laktator, sterylizacja i tak w kółko. Syn w domu się uwstecznia bo szuka atencji i jeszcze trochę odzieje go w pampers’a. Staram się włączyć tryb „ignore” ale czasem nie umiem. Jak bliźniaki wyją i syn to mam ochotę usiąść z nimi i ryczeć. Ale powtarzam mu jak mantrę jak to fajnie mu będzie gdy siostry będą starsze i uskuteczniam swoje nieśmiertelne tyrady jak to będzie później pięknie. Bo teraz to wiadomo jest goooow…no a nie impreza. Są chwile gdy sobie myśle po co mi to wszystko. Było tak wygodnie :-) tak mandarynkowo. A potem myśle ile się nauczyłam i ile mam w chwili obecnej. Choć jest kuwa ciężko :-) bliźniaki pokazały mi środkowy palec odnoście synchronizacji i jedzą i śpią kiedy ONE tego chcą a nie wszechświat im pozwoli ( czytaj : matka). A ze ja lubię jazdy bez trzymanki to podniosłam rękawice i ja jakoś żyje i one z głodu nie umarły :-)))
A i mimo ze z tego samego brzucha i urodzone w tym samym czasie to kompletnie różne osoby. Jedna leży z bananem na buziaku i liczy dziurki w ścianie a jak się znudzi to weź na rece bo się kuwa już nudzę. Druga wstaje z rykiem i frustrą ze ja głód obudził. Lubi się wtulać i radar ma w doopie jak chcesz ją do łóżeczka odłożyć. Gruby kocyś to jej przyjaciel a Janina to zimna kobieta najlepiej nago spac i niczym tylka nie okrywać :-)