JestemMama!
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 23 Luty 2020
- Postów
- 5 270
Ja już w domu, wizyta przebiegła pomyślnie do środy następnej biorę tabletki anty i w 2dc ruszamy z zastrzykami leki zmienione, dawka zmieniona musi się udać
Dzień dobry...
Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.
Ania Ślusarczyk (aniaslu)
A ja myślę, że mówienie sobie, że coś jest karą, to tak naprawdę próba jakiegoś uzasadnienia sytuacji. A w ten sposób jest najłatwiej, mimo, że boleśnie.Nieplodnosc to zadna kara ani niczyja wina.Bo czy ktoras z nas kiedys specjalnie cos zrobila zeby teraz borykac sie z nieplodnoscia-NIE!
Co do partnerow to nieplodnosc jest sprawdzianem dla wielu par.bo to nie tylko my kobiety bardzo to przezywamy ale faceci tez a kto wie czy nie bardziej.Tylko my mamy fora,przyjaciolki ktorym sie wyplaczemy.Faceci zamkna sie w sobie i tyle.Moje malzenstwo orzez 4 lata bylo podporzadkowane walce o dziecko.Przez ostanie 2 lata to juz masakra klotnie,placz bo przeciez ON mnie nie rozumie tylko mysli o kasie.Moj maz juz sie pogodzil z tym ze nie bedziemy mieli dziecka ciagle mi to powtarzal.A jak jest teraz?!Codziennie przychodzi z pracy i pyta jak tam jego corka czy bardzo dzisiaj sie ruszala czy troche byla spokojniejsza.Codziennie zasypia z takim usmiechem szczescia.
Dlatego nie sadze ze przez 4 lata spotkala nas jakas kara bo za co?Za to ze kiedys powiedzialam w zlosci kolezance ze nie chce miec dziecka-ot tak glupio palnelam.Czy przez to ze moj maz bardzo to przezywal i chcac mnie troche uspokoic mowil ze najwyzej bedziemy sami i bedziemy na siebie kase wydawac.Dkatego nigdy sie nie zgodze z ta teza "to kara".I kochane naprawde watto tez zrozumiec swoich partnerow bo nie kazdej z nas trafil sie egzemplarz totalnie wspierajacy tylko narzekajacy.
mój mąż był totalnie nie wspierający, jak miał iść na wizytę to była awantura bo zawsze miał coś innego do roboty, zrobić badania też nie bo on nie będzie krwi pobierał, przy podejściu do in vitro był na wizycie kwalifikacyjnej i na oddaniu nasienia jak już się okazało, że jestem w ciąży to ma początku była to dla niego abstrakcja, musiałam pytać czy się cieszy, kiedyś mi powiedział, że on się bardzo cieszy, ale uwierzy jak się urodzi pyta o badania, samopoczucie, ale żeby okazywał jakąś ekscytację to nie, ale taki jest, dopiero teraz w 7miesiącu zaczął mówić otwarcie o dziecku .Nieplodnosc to zadna kara ani niczyja wina.Bo czy ktoras z nas kiedys specjalnie cos zrobila zeby teraz borykac sie z nieplodnoscia-NIE!
Co do partnerow to nieplodnosc jest sprawdzianem dla wielu par.bo to nie tylko my kobiety bardzo to przezywamy ale faceci tez a kto wie czy nie bardziej.Tylko my mamy fora,przyjaciolki ktorym sie wyplaczemy.Faceci zamkna sie w sobie i tyle.Moje malzenstwo orzez 4 lata bylo podporzadkowane walce o dziecko.Przez ostanie 2 lata to juz masakra klotnie,placz bo przeciez ON mnie nie rozumie tylko mysli o kasie.Moj maz juz sie pogodzil z tym ze nie bedziemy mieli dziecka ciagle mi to powtarzal.A jak jest teraz?!Codziennie przychodzi z pracy i pyta jak tam jego corka czy bardzo dzisiaj sie ruszala czy troche byla spokojniejsza.Codziennie zasypia z takim usmiechem szczescia.
Dlatego nie sadze ze przez 4 lata spotkala nas jakas kara bo za co?Za to ze kiedys powiedzialam w zlosci kolezance ze nie chce miec dziecka-ot tak glupio palnelam.Czy przez to ze moj maz bardzo to przezywal i chcac mnie troche uspokoic mowil ze najwyzej bedziemy sami i bedziemy na siebie kase wydawac.Dkatego nigdy sie nie zgodze z ta teza "to kara".I kochane naprawde watto tez zrozumiec swoich partnerow bo nie kazdej z nas trafil sie egzemplarz totalnie wspierajacy tylko narzekajacy.
Mam to samo: jak slysze zlote rady to co raz trudniej powstrzymac mi sie przed powiedzeniem: wez sie pier*Mnie osobiście trochę irytują teksty o odblokowaniach psychicznych, tyle muszą się nasłuchać o tym, ludzie z problemami z płodnością, najlepsze że od takich, co nie mieli najmniejszych problemów. Ja bardziej wierzę, w przypadek i traf, niż pozbycie się blokady psychicznej.
Hej kochane Ja juz po najwazniejszych badaniach. Zostaje w szpitalu bo tka chce lekarz. CRP mi wyszlo za wysoko - nie wiem dokladnie ile ale tylko pielegniarke slyszalam. No i te plytki krwi za wysoko 480, leukocytoze 18 norma do 10. Glukoza z krwi w normie a w moczu obecna - dostalam dzisiaj stan podgoraczkowy - nie wiem czy z emcji czy z infekcji. Posiew zrobiony ale wyniki dopiero za 6 dni. Mam straszny katar - raz sie leje z nosa raz zatyka. Niunia miala robione badania i wszystko jest dobrze. Mam antybiotyk Zinnat 500. Nie moge wytrzymac z tym nosem bo sie normalnie dusze i czuje ze juz jakby mnie gardlo pobolwea i w uszach. Blagam tylko zeby ten antybiotyk pomogl. Wiecie ze jestem bekasa wiec standardowo leze sobie i rycze w poduszke Dziwnie jest w szpitalu. Przez to jeszcze baqrdziej sie boje porodu Chyba juz wole na tym kartoflisku bo tu mnie jakos wszystko przeraza Jak mi w labo pobierali krew to pielegniarka opowiadala ze koncza im sie probowki a kurier przez pogode nie moze dojechac Powiedziala ze niedlugo beda pobierac krwe w te male buteleczki po wodkach - malpki
No jest to w zupełności zrozumiałe. Po prostu psychika broni się przed kolejnym ewentualnym wstrząsem i rozczarowaniem. U nas do 1 prenatalnych to w ogóle nie gadaliśmy o dziecku (pomimo, że nam zależy, że przecież je kochamy i tak). Trochę odetchnęliśmy i mąż zaczął teraz coś gadać czasami, brzuszek miziać i się pytać co tam u Małej. A ja... pomimo, że latam na usg sprawdzać co 2 tyg. i się uspokajać; to jeszcze nie potrafię tak się cieszyć, jeszcze mam rezerwę - czasami gadam do brzucha itp. ale jeszcze trzymam emocje na wodzy. Tak sobie mówię, że do połowkowych; ale kto wie, może już jestem spaczona i nie wykrzesam z siebie tych emocji, tego się boję najbardziej .mój mąż był totalnie nie wspierający, jak miał iść na wizytę to była awantura bo zawsze miał coś innego do roboty, zrobić badania też nie bo on nie będzie krwi pobierał, przy podejściu do in vitro był na wizycie kwalifikacyjnej i na oddaniu nasienia jak już się okazało, że jestem w ciąży to ma początku była to dla niego abstrakcja, musiałam pytać czy się cieszy, kiedyś mi powiedział, że on się bardzo cieszy, ale uwierzy jak się urodzi pyta o badania, samopoczucie, ale żeby okazywał jakąś ekscytację to nie, ale taki jest, dopiero teraz w 7miesiącu zaczął mówić otwarcie o dziecku .
Wykrzesasz. Zapewniam Cie. W ciąży moze te emocje będą przyslobiete strachem, ale jak położą Ci te mała istotkę na piersi to zobaczysz. Nie da sie opisac tego co sie wtedy dzieje...No jest to w zupełności zrozumiałe. Po prostu psychika broni się przed kolejnym ewentualnym wstrząsem i rozczarowaniem. U nas do 1 prenatalnych to w ogóle nie gadaliśmy o dziecku (pomimo, że nam zależy, że przecież je kochamy i tak). Trochę odetchnęliśmy i mąż zaczął teraz coś gadać czasami, brzuszek miziać i się pytać co tam u Małej. A ja... pomimo, że latam na usg sprawdzać co 2 tyg. i się uspokajać; to jeszcze nie potrafię tak się cieszyć, jeszcze mam rezerwę - czasami gadam do brzucha itp. ale jeszcze trzymam emocje na wodzy. Tak sobie mówię, że do połowkowych; ale kto wie, może już jestem spaczona i nie wykrzesam z siebie tych emocji, tego się boję najbardziej .
Wiesz od kogo najczesciej slysze takie teksty? Od par, ktore juz jedną nogą byly w klinice i nagle sie jednak udalo. Czyli maja za soba troche staran, a i tak tak pieprzą...Mam to samo: jak slysze zlote rady to co raz trudniej powstrzymac mi sie przed powiedzeniem: wez sie pier*
Kurwww jakby lezeli tyle na lozkach klinik, cpali tyle lekow i kluli sie tyle razy co my to mogliby cos wtedy madrego powiedziec
Ale coz... zwyczajna niewiedza...
Ojej, po co ja tyle chodze po lekarzach, moglam sie przeciez odblokowac!?
ja po połówkowych już się bardzo cieszyłam, ale im bliżej porodu tym większy strach mnie ogarnia, czy wszystko będzie ok, czy będzie zdrowy, jak sobie poradzę w czasie porodu, no i budzi to we mnie duże emocje boję się, że będę strasznie płakać na porodówce bo jednak skumulowały się te lata starań i strach w ciąży.No jest to w zupełności zrozumiałe. Po prostu psychika broni się przed kolejnym ewentualnym wstrząsem i rozczarowaniem. U nas do 1 prenatalnych to w ogóle nie gadaliśmy o dziecku (pomimo, że nam zależy, że przecież je kochamy i tak). Trochę odetchnęliśmy i mąż zaczął teraz coś gadać czasami, brzuszek miziać i się pytać co tam u Małej. A ja... pomimo, że latam na usg sprawdzać co 2 tyg. i się uspokajać; to jeszcze nie potrafię tak się cieszyć, jeszcze mam rezerwę - czasami gadam do brzucha itp. ale jeszcze trzymam emocje na wodzy. Tak sobie mówię, że do połowkowych; ale kto wie, może już jestem spaczona i nie wykrzesam z siebie tych emocji, tego się boję najbardziej .
Trafiliście na niepoprawna optymistkęMoja doktor rodzinna miała dla mnie taką właśnie poradę, kiedy prosiłam ją o skierowanie na jakieś badania... Kazała nam zamknąć się w domu na kwarantannie i robic dziecko, a nie szukać badań... Jakoś to, że ja nie mam komórek, a mąż plamników jej nie przeszkadzało