reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

Kto po in vitro?

Hej kochane ;) Ja juz po najwazniejszych badaniach. Zostaje w szpitalu bo tka chce lekarz. CRP mi wyszlo za wysoko - nie wiem dokladnie ile ale tylko pielegniarke slyszalam. No i te plytki krwi za wysoko 480, leukocytoze 18 norma do 10. Glukoza z krwi w normie a w moczu obecna - dostalam dzisiaj stan podgoraczkowy - nie wiem czy z emcji czy z infekcji. Posiew zrobiony ale wyniki dopiero za 6 dni. Mam straszny katar - raz sie leje z nosa raz zatyka. Niunia miala robione badania i wszystko jest dobrze. Mam antybiotyk Zinnat 500. Nie moge wytrzymac z tym nosem bo sie normalnie dusze i czuje ze juz jakby mnie gardlo pobolwea i w uszach. Blagam tylko zeby ten antybiotyk pomogl. Wiecie ze jestem bekasa wiec standardowo leze sobie i rycze w poduszke ;) Dziwnie jest w szpitalu. Przez to jeszcze baqrdziej sie boje porodu ;) Chyba juz wole na tym kartoflisku bo tu mnie jakos wszystko przeraza ;) Jak mi w labo pobierali krew to pielegniarka opowiadala ze koncza im sie probowki a kurier przez pogode nie moze dojechac ;) Powiedziala ze niedlugo beda pobierac krwe w te male buteleczki po wodkach - malpki ;)
Ja też się boję, ale jestem zadaniowa więc trochę to pomaga. W szpitalu byłam już parę razy i pewnie jeszcze pojadę nie raz 😂 więc tego się nie boję, już mnie tam znają na IP, położną ostatnio zirytowałam bo mówię, że czuję słabo ruchy, że są ale jakieś słabe a ona na to to Pani czuje czy nie czuje w końcu, działamy w trybie dyżurowym a Pani przecież czuje ruchy, dziecko nie rusza się codziennie identycznie, byłam tam z 3h na badaniach, ale na koniec mnie przeprosiła jak zobaczyła kartę i powiedziała, że po in vitro faktycznie mam prawo być przewrażliwiona. Od września do niedzieli byłam już 4razy na IP 😉
 
reklama
Jest taki moment, kiedy jest się gotowym na koniec drogi...? Wydaje mi się, że częściej to życie zmusza do poddania się niż racjonalne decyzje... U jednych to zdrowie, u innych brak kasy, jeszcze innym się związek sypie... Ale czy któraś z nas potrafi powiedzieć sobie to co @dori78 napisała wyżej: 'trudno, widocznie nie nadaję się na matkę'? Myślę, że nie... Myślę też że nie możemy mysleć, że się nie nadajemy, bardziej, że nie było nam dane... A dlaczego..? No cóż... życie nie jest sprawiedliwe... 😢
Wiesz tego nie da się tak zrobić, że powiesz sobie no dobra to teraz już koniec to trzeba poczuć. Mi bardzo dużo pomogły spotkania z psychologiem bo po roku starań wpadłam w depresję bo nie było ani dziecka ani diagnozy dlaczego nie ma. Chodziłam do psychologa co jakiś czas, ba nawet miałam epizod u seksuologa bo zaczęło się wszystko psuć. Przyszedł taki moment, że stwierdziłam, że chce żyć ( mój mąż mówił cały czas, że on chce żyć a nie tylko leczenie), później powoli nasze życie robiło się takie normalne jak każdej pary, nie było już tylu wizyt, lekarzy i nie było już podporządkowane leczeniu, poszłam na podyplomowe, zmieniłam pracę na taką która sprawiała mi przyjemność pracowałam też dużo w domu, zaczęliśmy częściej razem wychodzić na kolację, do teatru, kina nawet na spacer z psem. Później z czasem przyszła myśl spróbujmy in vitro żebyśmy na starość nie żałowali, ale to już było co innego niż jakbyśmy podeszli np. 2lata temu. Jakoś to przyszło samo, że nie chciałam przegapić życia i starać się o coś co nigdy może nie nastąpić, ale tak jak mówię mi dużo pomogły spotkania z psychologiem. Pamiętam jak dziś jak mnie Psycholog zapytał a co Pani zrobi jak nigdy Pani nie będzie w ciąży lub nie będzie miała dziecka? Czy Pani chce być w ciąży czy mieć dziecko?
 
Ostatnia edycja:
Ja miałam dokładnie tak samo, albo i gorzej, bo miałam taki czas kiedy jak tylko spoznial mi sie okres, albo pojawialy sie mdlosci niewiadomego pochodzenia to bylam przekonana o ciazy, ktorej wtedy panicznie sie bałam wrecz. Do dziś nie moge sie nadziwić, jak głupia bylam i jak bardzo sie mylilam myslac, ze to takie proste w swojej prostocie... az wstyd! [emoji3061][emoji849] Teraz niejednokrotnie nachodza mnie mysli, ze te problemy z zajsciem w ciaze sa kara za takie egoistyczne i szczeniackie myslenie... [emoji37]
Jprdl, wiesz że ja tak samo myślę [emoji33]. Że to moja kara...
U mnie wręcz, wszyscy na mojej wsi wiedzą, że ja nie chcę mieć dzieci bo tyle o tym gadałam za młodu. Ech, i lepiej że tak myślą bo bym nie zniosła współczujących spojrzeń. Albo gadania, że nie chciała to teraz ma!
Ja mysle, ze takie myslenie, w kategorii, ze to kara wynika jednak z tego, ze generalnie zaklda sie, ze kazdy ma dzieci i chce je miec. A jesli tak nie jest to cos jest nie tak. Takie jest nasze społeczeństwo. Tu gdzie zyje teraz, jest masa ludzi, ktorzy swiadomie dzieci nie maja i coz - nikt nie ma z tym problemu, bo skoro nie chca to ich sprawa.
Ja zawsze chciałam miec dzieci, a mimo to problemy sie pojawily. Choc fakt, w ktoryms mowmncie z tylu glowy pojawilo sie myslenie, ze to kara...
 
Wiesz tego nie da się tak zrobić, że powiesz sobie no dobra to teraz już koniec to trzeba poczuć. Mi bardzo dużo pomogły spotkania z psychologiem bo po roku starań wpadłam w depresję bo nie było ani dziecka ani diagnozy dlaczego nie ma. Chodziłam do psychologa co jakiś czas, ba nawet miałam epizod u seksuologa bo zaczęło się wszystko psuć. Przyszedł taki moment, że stwierdziłam, że chce żyć ( mój mąż mówił cały czas, że on chce żyć a nie tylko leczenie), później powoli nasze życie robiło się takie normalne jak każdej pary, nie było już tylu wizyt, lekarzy i nie było już podporządkowane leczeniu, poszłam na podyplomowe, zmieniłam pracę na taką która sprawiała mi przyjemność pracowałam też dużo w domu, zaczęliśmy częściej razem wychodzić na kolację, do teatru, kina nawet na spacer z psem. Później z czasem przyszła myśl spróbujmy in vitro żebyśmy na starość nie żałowali, ale to już było co innego niż jakbyśmy podeszli np. 2lata temu. Jakoś to przyszło samo, że nie chciałam przegapić życia i starać się o coś co nigdy może nie nastąpić, ale tak jak mówię mi dużo pomogły spotkania z psychologiem. Pamiętam jak dziś jak mnie Psycholog zapytał a co Pani zrobi jak nigdy Pani nie będzie w ciąży lub nie będzie miała dziecka? Czy Pani chce być w ciąży czy mieć dziecko?
Pewnie prędzej czy później też będę musiała poszukać pomocy... Tyle aspektów mojego zycia jest rozwalonych... Wiele rzeczy nie robię, bo in vitro, wielu nie mam odwagi zmienić, bo in vitro... Może poczuję ulgę, kiedy to się skończy..? Może będę miała odwagę rzucić pracę i poszukać takiej w której nie będzie mi się chciało krzyczeć od rana do wieczora... Może przestanę akceptować zachowanie mojego męża, bo przecież bez niego nie mam szans na in vitro..? Dużo tego może... Ale za tym słowem też jest jakieś światełko... Może tracąć jedną szansę zyskam wiele innych...
 
Wiesz tego nie da się tak zrobić, że powiesz sobie no dobra to teraz już koniec to trzeba poczuć. Mi bardzo dużo pomogły spotkania z psychologiem bo po roku starań wpadłam w depresję bo nie było ani dziecka ani diagnozy dlaczego nie ma. Chodziłam do psychologa co jakiś czas, ba nawet miałam epizod u seksuologa bo zaczęło się wszystko psuć. Przyszedł taki moment, że stwierdziłam, że chce żyć ( mój mąż mówił cały czas, że on chce żyć a nie tylko leczenie), później powoli nasze życie robiło się takie normalne jak każdej pary, nie było już tylu wizyt, lekarzy i nie było już podporządkowane leczeniu, poszłam na podyplomowe, zmieniłam pracę na taką która sprawiała mi przyjemność pracowałam też dużo w domu, zaczęliśmy częściej razem wychodzić na kolację, do teatru, kina nawet na spacer z psem. Później z czasem przyszła myśl spróbujmy in vitro żebyśmy na starość nie żałowali, ale to już było co innego niż jakbyśmy podeszli np. 2lata temu. Jakoś to przyszło samo, że nie chciałam przegapić życia i starać się o coś co nigdy może nie nastąpić, ale tak jak mówię mi dużo pomogły spotkania z psychologiem. Pamiętam jak dziś jak mnie Psycholog zapytał a co Pani zrobi jak nigdy Pani nie będzie w ciąży lub nie będzie miała dziecka? Czy Pani chce być w ciąży czy mieć dziecko?
To wszystko jest bardzo, bardzo trudne i to co opisujesz spotkało mniej lub bardziej każdą z nas. Można się zająć pracą, hobby itp, ale gdy dochodzisz do ściany bo wiek, a pragnienie i tęsknota wcale się nie zmniejsza, to są dramaty...
Ostatnio zadaję sobie to pytanie, które dostałaś od psychologa i...no cóż ; Będę żyła tak jak do tej pory... ale to odpowiedź kiedy jestem "w formie".
 
Mnie osobiście trochę irytują teksty o odblokowaniach psychicznych, tyle muszą się nasłuchać o tym, ludzie z problemami z płodnością, najlepsze że od takich, co nie mieli najmniejszych problemów. Ja bardziej wierzę, w przypadek i traf, niż pozbycie się blokady psychicznej.
No ja w to wierzę, bo znam przypadki. Jeden przed invitro, jeden przed inseminacją, trzeci ogólnie jakimś cudem odpuściła i nagle się udało.
Ale jak mi ktoś o tym powiedział, że mam się odblokować, to myślałam, że strzelę tego kogoś w twarz 🙃
 
Pewnie prędzej czy później też będę musiała poszukać pomocy... Tyle aspektów mojego zycia jest rozwalonych... Wiele rzeczy nie robię, bo in vitro, wielu nie mam odwagi zmienić, bo in vitro... Może poczuję ulgę, kiedy to się skończy..? Może będę miała odwagę rzucić pracę i poszukać takiej w której nie będzie mi się chciało krzyczeć od rana do wieczora... Może przestanę akceptować zachowanie mojego męża, bo przecież bez niego nie mam szans na in vitro..? Dużo tego może... Ale za tym słowem też jest jakieś światełko... Może tracąć jedną szansę zyskam wiele innych...
uważam, że im prędzej się udasz na spotkanie tym lepiej, stacjonarnie całkiem fajna kobieta przyjmuje w Fertimedica. Wiesz u mnie to kiedyś już było blisko rozwodu, ale udało się to poskładać, mój mąż inaczej niż ja patrzy na świat, ale chce z nim żyć 🙂
 
Nieplodnosc to zadna kara ani niczyja wina.Bo czy ktoras z nas kiedys specjalnie cos zrobila zeby teraz borykac sie z nieplodnoscia-NIE!
Co do partnerow to nieplodnosc jest sprawdzianem dla wielu par.bo to nie tylko my kobiety bardzo to przezywamy ale faceci tez a kto wie czy nie bardziej.Tylko my mamy fora,przyjaciolki ktorym sie wyplaczemy.Faceci zamkna sie w sobie i tyle.Moje malzenstwo orzez 4 lata bylo podporzadkowane walce o dziecko.Przez ostanie 2 lata to juz masakra klotnie,placz bo przeciez ON mnie nie rozumie tylko mysli o kasie.Moj maz juz sie pogodzil z tym ze nie bedziemy mieli dziecka ciagle mi to powtarzal.A jak jest teraz?!Codziennie przychodzi z pracy i pyta jak tam jego corka czy bardzo dzisiaj sie ruszala czy troche byla spokojniejsza.Codziennie zasypia z takim usmiechem szczescia.
Dlatego nie sadze ze przez 4 lata spotkala nas jakas kara bo za co?Za to ze kiedys powiedzialam w zlosci kolezance ze nie chce miec dziecka-ot tak glupio palnelam.Czy przez to ze moj maz bardzo to przezywal i chcac mnie troche uspokoic mowil ze najwyzej bedziemy sami i bedziemy na siebie kase wydawac.Dkatego nigdy sie nie zgodze z ta teza "to kara".I kochane naprawde watto tez zrozumiec swoich partnerow bo nie kazdej z nas trafil sie egzemplarz totalnie wspierajacy tylko narzekajacy.
 
To wszystko jest bardzo, bardzo trudne i to co opisujesz spotkało mniej lub bardziej każdą z nas. Można się zająć pracą, hobby itp, ale gdy dochodzisz do ściany bo wiek, a pragnienie i tęsknota wcale się nie zmniejsza, to są dramaty...
Ostatnio zadaję sobie to pytanie, które dostałaś od psychologa i...no cóż ; Będę żyła tak jak do tej pory... ale to odpowiedź kiedy jestem "w formie".
Ja się starałam 8lat to ile można tak żyć, na początku nie wyobrażałam sobie żeby nie mieć dzieci, ale co można zrobić jak życie to weryfikuje? Owszem są osoby, które starają się dużo dłużej, poświęcają całe życie na to, ale każdy jest inny, ja akurat tak nie chciałam dalej żyć.
 
reklama
Pewnie prędzej czy później też będę musiała poszukać pomocy... Tyle aspektów mojego zycia jest rozwalonych... Wiele rzeczy nie robię, bo in vitro, wielu nie mam odwagi zmienić, bo in vitro... Może poczuję ulgę, kiedy to się skończy..? Może będę miała odwagę rzucić pracę i poszukać takiej w której nie będzie mi się chciało krzyczeć od rana do wieczora... Może przestanę akceptować zachowanie mojego męża, bo przecież bez niego nie mam szans na in vitro..? Dużo tego może... Ale za tym słowem też jest jakieś światełko... Może tracąć jedną szansę zyskam wiele innych...
Może umów się na spotkanie zanim podejdziesz do transferu zobaczysz co Ci powie ktoś kto nie jest w naszej sytuacji a pracuje z takimi parami.
 
Do góry