mała_Mi 80, w tej chwili to źle zabrzmi ale zazdroszczę Ci (tak zdrowo) siły do walki.
I nastawienia.
Ja na chwilę obecną czekam na kariotyp (czas oczekiwania do 40 dni roboczych!), całe 2 miesiące.
Nie bardzo wiem co mam za sobą zrobić przez ten czas. Oprócz łykania supli i dbania o męża.
Przeczytałam i przeanalizowałam już chyba wszystkie artykuły nt. zarodków przestających się rozwijać po 4 dobie.
I na zmianę tylko się martwię, a to kosztami w warszawskim Novum (3x drożej niż w Lublinie), a to brakiem badań typu histeroskopia czy immuno, a to, że znowu usłyszę wieści typu: zarodki przestały się rozwijać albo, że kariotyp wyjdzie zły.
W między czasie mąż miał Mioxsys. O ile w sierpniu wynik miał 0,4, tak teraz 3.6. Przy normie 1.6 (piszę z pamięci).
Tłumaczę sobie, że w sierpniu przy 0,4 miał fragmentację18%, to przy 3.6 fragmentacja pewnie była wyższa, stąd spowolnienie rozwoju zarodków. Ale nie wiem jaka jest zmienność stresu oksydacyjnego.
Mąż ma żylaki, oboje lubimy ciepło (teraz w domu 22 stopnie), mieliśmy sporo stresu od października.
Czytałam, że przy wysokiej fragmentacji i ICSI - dochodzi do zapłodnienia ale z czasem zarodki przestają się rozwijać. Pomocna wydaje się być separacja i IMSI.
Znowu np. Invicta ma Fertile chip i Famsi, więc to chyba będzie nasz plan B, jeśli w Novum się nie uda.
Tak sobie myślę, że podstawowym błędem przy podejściu do IVF był optymizm.
Zresztą cały czas prowadzono nas w sposób optymistyczny. Wyniki macie bardzo dobre, będzie dużo jajeczek, będziemy mrozić zarodki.
A tu buch, obuchem w łeb - nie ma co mrozić. I ogromny żal.