Ja nigdy nie czułam wstydu... Czułam niesprawiedliwość losu, powracające pytania dlaczego akurat ja... Pretensje do samej siebie i do losu, że nie ułożyłam sobie życia wcześniej, może byłoby łatwiej... Mój mąż mnie czasem trzeźwi pytaniem dokąd będziemy próbować. Czasem się za to wściekam, ale czasem myślę, że to taki głos rozsądku... Bo kiedy idziemy do kliniki znowu, to może lekarz myśli: to znowu Ci frajerzy, którzy i tak nie mają szans, ale chcą płacić, więc niech płacą... Masz rację Fredzia, mamy pokręconą psychikę...
Czasem kiedy czytam posty dziewczyn pełne optymizmu, mówienie do brzuszka 2 dni po transferze, to myślę sobie dwie rzeczy. Z jednej strony zazdroszczę tego nieskalanego optymizmu, który z każdą nieudaną procedurą jest trudniejszy, a z drugiej sama wiem jak głupio i beznadziejnie się czułam, kiedy po czymś takim okazywało się wielkie zero... Ja już nie mówię do brzucha... Nie mam odwagi...