reklama
- Dołączył(a)
- 4 Lipiec 2019
- Postów
- 0
Dziewczyny a ja mam dziś tak smutny dzień. Moja bliska koleżanka od dzieciństwa, wylądowała kilka dni temu w szpitalu będąc w 20TC. Ciąża naturalna, starali się chyba z 3 miesiące i im się udało, ma 30lat, pierwsze dziecko. Są parę miesięcy po ślubie. Wszystko było ok. Ale poczuła się słabo, coś ja kłuło, okazało się, że ma rozpulchnioną macicę (pierwszy raz o tym słyszę?) I że prawdopodobnie będzie musiała mieć zakładany szew. Od 2 dni jest w szpitalu i dziś odeszły jej wody lekarze mówią, że jeśli dostanie skurcze to już nic nie zrobią, jeśli nie, to przez kilka tygodni będą sztucznie podtrzymywać dzidziusia przy życiu i że wody jeszcze mają szansę się tworzyc. Słyszała kiedyś z Was któraś o podobnej sytuacji? Tak się martwię, to jest 20tydzien, już ale i jednocześnie dopiero połowa... Bardzo jej współczuję stresu i nerwów.
Riddikulus
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 10 Grudzień 2017
- Postów
- 588
Ja Ci wierze kochana.Opowiem Ci moja historię jestem osobą wierzącą ale wiedziałam, że jeżeli będzie taka potrzeba to skorzystam z in vitro .. No i tak się stało.
Na druga stymulację przyjechałam sama. Jestem z Pomorza i do Gdańska nie mam daleko a słyszałam o sanktuarium w Matemblewie ale jakoś nigdy tam nie zajechałam. Pare dni przed punkcją moja mama zaczęła mi mowić o tym, że może byśmy pojechały w niedziele. Szczerze chciałam jechać sama nooo ale jak już chce to ją zabrałam. Nie wiem dlaczego ale ja po prostu tam cały czas płakałam. Czemu ? Nie mam zielonego pojęcia. Po prostu .. moja mama chciała iść do spowiedzi i oczywiście chciała żebym z nią poszła. No ale jak ja mam się wyspowiadać z grzechu jeżeli go nie żałuje ? I jestem w trakcie Nooo bez sensu, więc nie poszłam. A moja mama standardowo opowiedziała o mnie księdzu to był wikary i mówił, że z takimi sprawami trzeba się udać do proboszcza. Miałam iść na rozmowę oczywiście nie poszłam ..
No i jak wspomniałam wcześniej przez całą msze leciały mi łzy, pózniej było błogosławieństwo dla osób starających się o dziecko i oczywiście też ryczałam jak bóbr Po mszy chciałyśmy iść do figurki Matki Boskiej Brzemienniej (jest jedyna w Europie chyba) ale jej nie znalazłyśmy. Więc już chciałyśmy jechać do domu ale mama musiała siusiu . Poleciała do zachrystii i tam zaczepił ją ten proboszcz (nie wiem czy wikary cos mu powiedział, No ale musiał) i zapytał się mojej mamy czy jej córka to ta, która przez całą msze płakała No i zaskoczenie .. No dobra mógł nas razem widzieć ale Ok. Powiedział, że wszystko będzie dobrze i, że on rozumiem, że próbujemy wszystkiego. Pokazał gdzie jest figurka i poszłyśmy (ja już byłam w samochodzie bo ile można czekać ..). Jak wracałyśmy ze wzgórza (bo figurka jest na wzgórzu) to ten ksiądz wyszedł i się pytał czy wszystko Ok, czy znalazłyśmy figurkę. A ja szczersze to chciałam uciec, żeby mnie nie zagadywał
W środę miałam punkcję. Wymiotowałam, miałam biegunkę, traciłam przytomność, po prostu maaaasaaakra. W piątek było nabożeństwo dla osób starających się o dzieci. Czułam się strasznie, chodziłam na wpół zgięta. Nie powiedziałam nic nikomu i pojechałam. Siedziałam w ławce przed tym (byłam ubrana inaczej, włosy inne, wgl wszystko) a proboszcz do mnie podchodzi - tylko nie spadnij (wtedy to już sobie myslalm, No nieee, to jakiś żart) Standardowo ryczałam przez cały okres wierzcie lub nie ale jak wyszłam nic mnie nie bolało .. może to zbieg okoliczności a może to cud. Bardziej obstawiam to drugie.
Po raz trzeci pojechałam tam tylko na chwilkę do Matki Boskiej, na wzgórze i znowu ryk
Ale jak już pojechałam dzień po transferze to kurde nic nooo nic. Żadna łza..
Gratuluje tym, którzy dotrwali do końca
Ja z tych mniej wierzących. Kościół wzbudzał we mnie szacunek i respekt ale raczej nie byłam gorliwie wierząca w cud. U nas było tak, że staraliśmy się już jakiś czas. W styczniu usłyszeliśmy, że nie mamy szans na naturalne zajście. Dali mężowi pół apteki leków w nadziei, że się polepszy tyle, żeby podejść do inseminacji. W maju byliśmy na wizycie kontrolnej - brak poprawy u męża. Tylko ivf. Znajomi namówili nas na wyjazd do Wilna, żeby pić, płakać i szaleć. No wiecie - taki reset. Pojechaliśmy. Jak stanęłam pod ostrą bramą to mi serce stanęło. Jak wchodziliśmy do kapliczki to podziwiałam ludzi którzy robili to na kolanach. Modliliśmy się długo. To był czerwiec. We wrześniu pierwsze ivf. 4 października tego samego roku zobaczyłam bete ponad 5 a 8go października ponad 300. Ja wierzę, że to stamtąd łaskę przywieźliśmy.
Vinszka
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 15 Luty 2017
- Postów
- 7 413
Kochana ja całą ciążę + połóg miałam tą dawkę neoparinu i szczerze mówiąc chodziłam z siniaczkami (nie były wielkie). Nie przyjmuje jej od dwóch tygodni a na skórze nadal mam widoczne ślady gdzie się wbijałam.Dziewczyny,ja nie wiem jak robić te zastrzyki.. ostatnim razem po neoparinie nie zawsze mi sie robiły siniaki, teraz mam większą jednostkę bo 600 i nie ma bata,żeby siniak nie wyszedł. Nawet jak mi się uda zrobić zastrzyk, który nie boli... po prolutexie to samo, choć bola one nawet mniej niż te neoparin( A poprzednim razem byko odwrotnie). Skóra mnie w tym miejscu potem boli. Ale zrobię elegancko zastrzyk, czysto, patrzę za pół godz A tam już sinol.. Moze ja coś źle robię?? Może nie powinnam potem siedzieć przez jakiś czas? Bo ugniatam samarę? A w ogole, jak sobie podejscie prolutex inaczej niz w brzuch? Domiesniowo? Że gdzie??
No i jeszcze jedno pytanie. Czy jak już nie będę miała miejsca bez siniaka to mogę się w niego wkluc? Nic sie nie stanie?
Nie wiem czy to brak umiejętności a byłam od początku lutego zeszłego roku, czy taka moja natura, czy ta dawka tak ma. [emoji1745]
udo od strony zewnętrznej, wbijasz takie większe pół igłyKurde Ale jak w uda???? Przecież tam tak twardo? I cala ile bym musiala wbić???? Boje sie ;(
Netiaskitchen
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 1 Marzec 2018
- Postów
- 5 144
Raczej możesz wkluwac się w siniaka. Ja prolutex zawsze robiłam podskórnie w brzuch. Bolało i robiły się siniaki. Nie wiem czy jest jakiś magiczny sposób żeby tego uniknąć. Jak jest to chętnie się też dowiemDziewczyny,ja nie wiem jak robić te zastrzyki.. ostatnim razem po neoparinie nie zawsze mi sie robiły siniaki, teraz mam większą jednostkę bo 600 i nie ma bata,żeby siniak nie wyszedł. Nawet jak mi się uda zrobić zastrzyk, który nie boli... po prolutexie to samo, choć bola one nawet mniej niż te neoparin( A poprzednim razem byko odwrotnie). Skóra mnie w tym miejscu potem boli. Ale zrobię elegancko zastrzyk, czysto, patrzę za pół godz A tam już sinol.. Moze ja coś źle robię?? Może nie powinnam potem siedzieć przez jakiś czas? Bo ugniatam samarę? A w ogole, jak sobie podejscie prolutex inaczej niz w brzuch? Domiesniowo? Że gdzie??
No i jeszcze jedno pytanie. Czy jak już nie będę miała miejsca bez siniaka to mogę się w niego wkluc? Nic sie nie stanie?
Netiaskitchen
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 1 Marzec 2018
- Postów
- 5 144
Masakra... Oby jednak się udało i żeby nie było tych skurczy. I tak tyle tygodni to będzie straszne dla nich... Mega współczuję. No i taki skrajny wczesniak to w mega ciężkie... Nigdy nie słyszałam o rozpulchnionej macicy...Dziewczyny a ja mam dziś tak smutny dzień. Moja bliska koleżanka od dzieciństwa, wylądowała kilka dni temu w szpitalu będąc w 20TC. Ciąża naturalna, starali się chyba z 3 miesiące i im się udało, ma 30lat, pierwsze dziecko. Są parę miesięcy po ślubie. Wszystko było ok. Ale poczuła się słabo, coś ja kłuło, okazało się, że ma rozpulchnioną macicę (pierwszy raz o tym słyszę?) I że prawdopodobnie będzie musiała mieć zakładany szew. Od 2 dni jest w szpitalu i dziś odeszły jej wody lekarze mówią, że jeśli dostanie skurcze to już nic nie zrobią, jeśli nie, to przez kilka tygodni będą sztucznie podtrzymywać dzidziusia przy życiu i że wody jeszcze mają szansę się tworzyc. Słyszała kiedyś z Was któraś o podobnej sytuacji? Tak się martwię, to jest 20tydzien, już ale i jednocześnie dopiero połowa... Bardzo jej współczuję stresu i nerwów.
- Dołączył(a)
- 4 Lipiec 2019
- Postów
- 0
No to chyba nawet nie wcześniak, do 22tyg chyba w Polsce nie ratują dzieci... Ja przynajmniej nie słyszałam o tym. Zresztą w terminologii medycznej poronienie jest do 22tyg, później przedwczesny poród... Tak okropna sytuacja, każda minuta, godzina w stresie i nerwach, okropna sytuacjaMasakra... Oby jednak się udało i żeby nie było tych skurczy. I tak tyle tygodni to będzie straszne dla nich... Mega współczuję. No i taki skrajny wczesniak to w mega ciężkie... Nigdy nie słyszałam o rozpulchnionej macicy...
Ruda08
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 14 Luty 2019
- Postów
- 3 390
Super !! Takie małe cudy się dzieją a pózniej rodzą się w nas następneJa Ci wierze kochana.
Ja z tych mniej wierzących. Kościół wzbudzał we mnie szacunek i respekt ale raczej nie byłam gorliwie wierząca w cud. U nas było tak, że staraliśmy się już jakiś czas. W styczniu usłyszeliśmy, że nie mamy szans na naturalne zajście. Dali mężowi pół apteki leków w nadziei, że się polepszy tyle, żeby podejść do inseminacji. W maju byliśmy na wizycie kontrolnej - brak poprawy u męża. Tylko ivf. Znajomi namówili nas na wyjazd do Wilna, żeby pić, płakać i szaleć. No wiecie - taki reset. Pojechaliśmy. Jak stanęłam pod ostrą bramą to mi serce stanęło. Jak wchodziliśmy do kapliczki to podziwiałam ludzi którzy robili to na kolanach. Modliliśmy się długo. To był czerwiec. We wrześniu pierwsze ivf. 4 października tego samego roku zobaczyłam bete ponad 5 a 8go października ponad 300. Ja wierzę, że to stamtąd łaskę przywieźliśmy.
reklama
Ruda08
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 14 Luty 2019
- Postów
- 3 390
Trzymam kciuki za koleżankę i małego wojownika !!No to chyba nawet nie wcześniak, do 22tyg chyba w Polsce nie ratują dzieci... Ja przynajmniej nie słyszałam o tym. Zresztą w terminologii medycznej poronienie jest do 22tyg, później przedwczesny poród... Tak okropna sytuacja, każda minuta, godzina w stresie i nerwach, okropna sytuacja
Podziel się: