Podeślij mi tego księdza !!! Bo ten nasz proboszcz to ten sam, który poza ciaza naturalna uznaje tylko adopcje.
Opowiem Ci moja historię
jestem osobą wierzącą ale wiedziałam, że jeżeli będzie taka potrzeba to skorzystam z in vitro .. No i tak się stało.
Na druga stymulację przyjechałam sama. Jestem z Pomorza i do Gdańska nie mam daleko a słyszałam o sanktuarium w Matemblewie ale jakoś nigdy tam nie zajechałam. Pare dni przed punkcją moja mama zaczęła mi mowić o tym, że może byśmy pojechały w niedziele. Szczerze chciałam jechać sama nooo ale jak już chce to ją zabrałam. Nie wiem dlaczego ale ja po prostu tam cały czas płakałam. Czemu ? Nie mam zielonego pojęcia. Po prostu .. moja mama chciała iść do spowiedzi i oczywiście chciała żebym z nią poszła. No ale jak ja mam się wyspowiadać z grzechu jeżeli go nie żałuje ? I jestem w trakcie Nooo bez sensu, więc nie poszłam. A moja mama standardowo opowiedziała o mnie księdzu
to był wikary i mówił, że z takimi sprawami trzeba się udać do proboszcza. Miałam iść na rozmowę
oczywiście nie poszłam ..
No i jak wspomniałam wcześniej przez całą msze leciały mi łzy, pózniej było błogosławieństwo dla osób starających się o dziecko i oczywiście też ryczałam jak bóbr
Po mszy chciałyśmy iść do figurki Matki Boskiej Brzemienniej (jest jedyna w Europie chyba) ale jej nie znalazłyśmy. Więc już chciałyśmy jechać do domu ale mama musiała siusiu
. Poleciała do zachrystii i tam zaczepił ją ten proboszcz (nie wiem czy wikary cos mu powiedział, No ale musiał) i zapytał się mojej mamy czy jej córka to ta, która przez całą msze płakała
No i zaskoczenie .. No dobra mógł nas razem widzieć ale Ok. Powiedział, że wszystko będzie dobrze i, że on rozumiem, że próbujemy wszystkiego. Pokazał gdzie jest figurka i poszłyśmy (ja już byłam w samochodzie bo ile można czekać ..). Jak wracałyśmy ze wzgórza (bo figurka jest na wzgórzu) to ten ksiądz wyszedł i się pytał czy wszystko Ok, czy znalazłyśmy figurkę. A ja szczersze to chciałam uciec, żeby mnie nie zagadywał
W środę miałam punkcję. Wymiotowałam, miałam biegunkę, traciłam przytomność, po prostu maaaasaaakra. W piątek było nabożeństwo dla osób starających się o dzieci. Czułam się strasznie, chodziłam na wpół zgięta. Nie powiedziałam nic nikomu i pojechałam. Siedziałam w ławce przed tym (byłam ubrana inaczej, włosy inne, wgl wszystko) a proboszcz do mnie podchodzi - tylko nie spadnij (wtedy to już sobie myslalm, No nieee, to jakiś żart) Standardowo ryczałam przez cały okres
wierzcie lub nie ale jak wyszłam nic mnie nie bolało .. może to zbieg okoliczności a może to cud. Bardziej obstawiam to drugie.
Po raz trzeci pojechałam tam tylko na chwilkę do Matki Boskiej, na wzgórze i znowu ryk
Ale jak już pojechałam dzień po transferze to kurde nic nooo nic. Żadna łza..
Gratuluje tym, którzy dotrwali do końca