Już minęło 2 lata i teraz jesteśmy tylko na "cześć " na korytarzu. Teraz jestem w 3 osobowym wydziale, moja naczelniczka jest moja przyjaciolka, ona zaproponowała moja kandydaturę i dzięki niej mam " spokoj".. choć nie do konca.. Bo w jednym pokoju siedzi ze mną dziewczyna, która 12 lat się starała o dziecko, mąż miał bardzo źle nasienie i odpuscili. 11 lat temu adoptowali córkę. I mimo,ze wie jak to jest to nie do konca mnie rozumie i wspiera. Niby pyta, niby życzy powodzenia ale jak trafilam do szpitala raz, potem drugi, nagle i zupełnie przeciez nieplanowanie to chodzila obrazona,ze musi mnie zastępować. Ciągle rzuca komentarze typu, ze teraz jest mądrzejsza, jej nie miał kto tego powiedzieć, ale te 12 lat były zmarnowane, bo można żyć bez dzieci i takie tam. Jak jej mowie,ze przeciez macie córkę.. To ona mówi,że tak,ze nie żałuję ale czasem tak ja wkurza.. Teraz jej siostra urodziła 3 dziecko a ona wali do mnie komentarze typu " jej, nie zazdroszczę jej, była taka gruba, ogromna, ciągle Te dzieci krzycza"... Ja nie wiem czy to jest jej obrona przed tym,ze się nie udało, no ale wie,ze ja się staram.. dziwne to dla mnie. Jest bardzo wierzaca, należy do kościoła zielonoświątkowgo, ciągle wali do mnie teksty jakim to trzeba być dobrym człowiekiem A co chwilę daje mi odczuć,ze ona nie wierzy w to,ze nam się uda.. No ale ja po tamtej koleżance jestem już trochę inna i staram się tego za bardzo nie brac do siebie, choć tez nie jest latwo i jak mam okazję wziąć np el kłanto to się boję i nie biorę, bo ona znow bedzie obrazona,ze poszlam na zwolnienie. Takie dziwne jest to zycie i rozumowanie.
Ale cieszę się,że Ty masz teraz fajne relacje w pracy i chociaz o tyle mniej zmartwień
ja marzę o tym aby zajsc w ciaze i odejść troche odpocząć od tego towarzystwa. Trzymaj kciuki, może wreszcie się uda