Ja po pierwszym transferze w ogóle nie mialam wolnego A po drugim 3 dni. Chyba to,ze bylam w pracy spowodowało,ze musialam się szybko ogarnąć.
U nas od razu każda ciężarna idzie na l4 bo wszystkie się boją o ciąże. Każda praca jest inna...
Dzień dobry...
Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.
Ania Ślusarczyk (aniaslu)
Ja po pierwszym transferze w ogóle nie mialam wolnego A po drugim 3 dni. Chyba to,ze bylam w pracy spowodowało,ze musialam się szybko ogarnąć.
Ja poszłam ze względu na to, że pracuje z malutkimi dziećmi. Podnoszenie bardzo czesto
Widzę ze temat kotków na tapecie to moja Pyza [emoji5]
Zobacz załącznik 1057259PZobacz załącznik 1057260
Dziewczyny powiedzcie mi czy wróciłyście do pracy od razu po nieudanym transferze czy zostawiłyście sobie kilka dni w zanadrzu tak by się ogarnąć? Sorry, że post pod postem...rozpędziłam się.
Jakie cudoWidzę ze temat kotków na tapecie to moja Pyza [emoji5]
Zobacz załącznik 1057259Zobacz załącznik 1057260
A gdzie podchodzisz do IVF że na betę musiałaś aż do Polski jechać? Choć to zabrzmi może blacho ale pracą postaraj się za bardzo nie przejmować bo skoro mieli takie podejście to lepiej naprawdę znaleźć inną a teraz przynajmniej będziesz bardziej zmotywowana do tego. Naprawdę często takie złe zbiegi okoliczności mają swój cel na później.. Potrzebna Ci nową praca gdzie się dowartosciujesz i plan na dalsze starania.. Ważne żeby się nie załamać i iść do przodu.. Ja przez ponad 1.5 roku pracowałam jako kontraktor i zmieniłam korporacje co pół roku (w okresie 2 lat w 4rech byłam) ale z własnej woli i naprawdę z dobrze to wspominam bo uczy to samozaparcia, pracuje z cyframi wszedzie więc ważne dla mnie było aby atmosfera była dobra. Tam gdzie było mi najlepiej zostałam 3 lata To tylko praca, jak nie ta to inna, życie toczy się dalej Bardziej by mnie podejście kliniki wnerwilo.. Mnie Invicta tak samo olala.. Po pozytywnej becie i telefonie od lekarza w ramach 'nadzoru' zaczęłam plamic i mieć skurcze i wydzwanialam do nich aby lekarz oddzwonil..nie doczekalam się.. Wyplacz się i idź do przodu...Ja nie wróciłam... zostałam zwolniona :-/
Może trochę nie na temat, ale muszę to komuś powiedzieć, bo ciężko mi na sercu. Nie musicie mi nawet odpisywać, po prostu potrzebuję to komuś powiedzieć...
Transfer miałam 18.11 (dwa 5-cio dniowe zarodki), 25.11 wieczorem zaczęłam krwawić (ot taki prezent na imieniny...) 26.11 istny potop a do tego strasznie silne bóle, dzwoniłam do kliniki, to usłyszałam, że doktor jest zajęta, ma pacjentów, przekażą jej informację, oddzwoni... totalnie mnie olali :-( 27.11 nafaszerowana przeciwbólowymi i rozkurczowymi pojechałam do Polski zrobić betę, w 9dpt wynik 0,2.
28.11 miałam stawić się na betę w swojej klinice i zaraz potem pojechać do pracy. Byłam dosłownie w drzwiach kliniki, gdy zadzwonili z pracy, że mogę już nie przychodzić... rezygnują ze mnie, bez podania przyczyny.
Pod sam koniec stymulacji i przed transferem byłam 5 dni na zwolnieniu lekarskim, a potem wzięłam tydzień urlopu.
Transfer się nie powiódł, doktor prowadząca mnie olała, z pracy mnie zwolnili i chociaż liczyłam się z tym, że może się nie udać i w razie niepowodzenia i tak miałam w planie zmianę pracy w najbliższym czasie, to nie spodziewałam się, że sprawy potoczą się właśnie w taki sposób... nie tak miało to wyglądać :-(
Poczułam się koszmarnie bezwartościowa
Tak marzyłam by te święta były wyjątkowe, a teraz to już bym chciała, żeby jak najszybciej było po nowym roku. Dobrze, że jest to forum, dobrze, że jesteście, bo czytam Was i utrzymujecie mnie na powierzchni jak kamizelka ratunkowa.
Ja nie wróciłam... zostałam zwolniona :-/
Może trochę nie na temat, ale muszę to komuś powiedzieć, bo ciężko mi na sercu. Nie musicie mi nawet odpisywać, po prostu potrzebuję to komuś powiedzieć...
Transfer miałam 18.11 (dwa 5-cio dniowe zarodki), 25.11 wieczorem zaczęłam krwawić (ot taki prezent na imieniny...) 26.11 istny potop a do tego strasznie silne bóle, dzwoniłam do kliniki, to usłyszałam, że doktor jest zajęta, ma pacjentów, przekażą jej informację, oddzwoni... totalnie mnie olali :-( 27.11 nafaszerowana przeciwbólowymi i rozkurczowymi pojechałam do Polski zrobić betę, w 9dpt wynik 0,2.
28.11 miałam stawić się na betę w swojej klinice i zaraz potem pojechać do pracy. Byłam dosłownie w drzwiach kliniki, gdy zadzwonili z pracy, że mogę już nie przychodzić... rezygnują ze mnie, bez podania przyczyny.
Pod sam koniec stymulacji i przed transferem byłam 5 dni na zwolnieniu lekarskim, a potem wzięłam tydzień urlopu.
Transfer się nie powiódł, doktor prowadząca mnie olała, z pracy mnie zwolnili i chociaż liczyłam się z tym, że może się nie udać i w razie niepowodzenia i tak miałam w planie zmianę pracy w najbliższym czasie, to nie spodziewałam się, że sprawy potoczą się właśnie w taki sposób... nie tak miało to wyglądać :-(
Poczułam się koszmarnie bezwartościowa
Tak marzyłam by te święta były wyjątkowe, a teraz to już bym chciała, żeby jak najszybciej było po nowym roku. Dobrze, że jest to forum, dobrze, że jesteście, bo czytam Was i utrzymujecie mnie na powierzchni jak kamizelka ratunkowa.