Invicta chyba nigdy sama z siebie nie informowała o rozwoju zarodków. Uważam, że to przegięcie, bo tyle płacimy za procedury, że nie powinni łachy robić w tak ważnej kwestii. Ja miałam do kliniki godz. drogi samochodem (a przecież ludzie pokonują znacznie większe odległości). Po 3 stymulacji, doprosiłam się informacji dzień wcześniej (4 doba), był 1 zarodek. Obiecano mi, że jak z samego rana nikt nie zadzwoni, to mam jechać na transfer. Nikt nie zadzwonił. Najpierw stres, później ulga i radość, przygotowania, pakowanie do samochodu... i godz. 10 - telefon. Nie ma żadnego zarodka. Zdążyliśmy wyjechać z garażu. Nie będę pisać jak się czułam. To przelało czarę (oprócz innych rzeczy) i zmieniłam klinikę. Nie wiem jak jest teraz, ale wcześniej trzeba było zamawiać informację od embriologa przez call center. Powodzenia!