Powiedzcie jak to jest u Was,czy macie takie momenty,ze myślicie sobie,ze to wszystko na nic bo pewnie i tak nie będziecie mieć dzieci?Ja czasem sobie tak myśle i wtedy ogarnia mnie taki żal,ze tyle w życiu mnie ominie rzeczy związanych z macierzyństwem. Jak patrzę na męża bawiącego się ze swoją 4 letnią chrześnicą,ostatnio u nas nocowała i miałam okazję zobaczyć jak się z nią bawi,jak ją kładzie spac itd. to jest mi przykro,ze być może nie będę mu mogła dać dziecka.Chociaz w głębi duszy wciąż mam nadzieje,ze nam się kiedyś uda. On mówi,ze jeżeli nawet nie to znajdziemy sobie w życiu inne cele bo mamy siebie i to najważniejsze.Niby tak,ale jednak dziecko to nasze wielkie marzenie.
Czesto tak mysle. Oczywiscie staram sie przepedzac takie mysli, probuje myslec pozytywnie ale jednak sa takie sytuacje, ze gdzies tam mam uczucie, jakby nie bylo nam to dane. W takich momentach najbardziej boje sie tego jak moje/nasze zycie wygladaloby wtedy. Czy faktycznie potrafilibysmy znalesc sobie inny cel w zyciu. Czasami zartuje, ze gdyby taka sytuacja zaistniala bedziemy podrozowac, kupimy mniejsze mieszkanie, bedziemy zyc dla siebie. Jednak czesto mam obawy, czy nie poleglibysmy w podazaniu za tymi innymi celami i nasz zwiazek nie padlby przez zal do siebie, niepowodzenia, finanse, niespelnione pragnienia, itp. Moj taki wewnetrzny strach...mimo iz moze nie uzasadniony.
Powiem wam taka jakby anekdote o ktorej czasami mysle, w kwestii ze przepowiednie lub przeczucia sie spelniaja albo chocby zwiastuja czasami problemy. Jako podlotek razem z rodzenstwem ciotecznym mowilismy jak wyobrazamy sobie nasze zycie dorosle. Siostra cioteczna zawsze chciala miec faceta, dzieci i ma to co chciala. Ja za to mowilam, ze nie chce miec dzieci, a w gruncie rzeczy po prostu nie chcialam przyznac sie do tego ze chcialabym. Mialam czesto sny, gdzie widzialam sie jako osobe dorosla, niezalezna, z dzieckiem. Ilekroc mialam ten sen, zawsze wiedzialam, ze to nie moje dziecko, ze je przygarnelam. Maly blond chlopczyk, z ktorym jezdzilam konno, wyjezdzalam na wakacje, bawilam sie w tych snach. Co mnie wtedy zawsze dziwilo, ze juz jako malolatka nie czulam sie zle w tej roli, ani ze to idiotyczne ze to nie moje dziecko. Dzis mysle, ze moze to byl sen proroczy, wskazujacy mi ze cos jest nie tak a moje zycie wygladalo bedzie inaczej niz sobie wyobrazam. Nie wiem. Wiem, ze chcialabym miec dziecko, chcialabym miec je z moim M. Mysle czasami jak fajnie by wygladalo w naszej kombinacji, jak bardzo chcialabym aby przejelo jego wlosy, moje oczy, itd. No i wtedy sie rozklejam, bo mnie cala ta sytuacja lamie jak zwierciadlo ktore peka na tysiac kawalkow. Nie wspomne o strachu, bo strach stal sie moim najskrytszym towarzyszem. Strach o wlasne zdrowie, przed powiklaniami invitro, strach przed niespelnieniem najwiekszego marzenia, czyli dziecka. Takze, mam rowniez takie momenty i nie sa one latwe. Tak naprawde nie mam tez z kim o nich porozmawiac, bo z matka nie to samo a znajomi ktorzy wiedza, zyja innym zyciem, nie potepiaja, powiedza slowo otuchy, ale nie wiem, dopiero tutaj czuje, ze moge cos powiedziec, ze wy rozumiecie, ze nie jestem z tym sama mimo iz kazda z nas ma swoje problemy.