A wiecie, że mój to się zupełnie tym nie interesuje? Jemu w ogóle nie zależy na dzieciach (nie obgadaliśmy tego przed slubem...). Ale że mi zalezy bardzo, to zgodził się i zaczęliśmy się starać. Wyszło, że słabe nasienie. Na in vitro się zgodził. Ale jego rola ogranicza się do oddania nasienia, a to ja jeżdżę, planuję kolejne wizyty i nasze życie (urlopy, pracę - bo częste delegacje) pod ivf. Ja to wszysto trzymam w garści, on nawet sam z siebie nie zapyta, np jak mi jajo rośnie i kiedy owu. To ja mu musiałam powiedzieć i przypominać, że w sobotę lub poniedziałek pewnie będzie transfer. Nie mówiąc już o tym, kto tu się kłuje i faszeruje...
Nie powiem, jak poroniłam czy leżałam w szpitalu z cp to bardzo mnie wspierał, pocieszał, mówił, że dość już tego pecha i na pewno teraz się uda... ale zainteresowania tematem w trakcie przygotowań zero. Ostatnio nawet powiedzial, jak ja zaczęłam że mam dość i chyba już nie chcę tego ciągnąć i gdyby nie mrożaki to bym zarzuciła.pomysł posiadania dzieci bo jestem już stara i nie dam rady- to powiedział, zebym tak nie mówiła, bo on się zacząl trochę przekonywać... Jestem pewna, ze będzie doskonalym ojcem, mamy 3 psy i najmłodszą sunię chołubi, mówi do niej coreczko... Co nie zmienia faktu, że leki, wizyty itp - jestem w tym sama.
Miał trudne dzieciństwo, jest jedynakiem i fakt, nie ma łatwego charakteru.
Nie ma co narzekać, "widziały gały..."