Oj ja też kiedyś przechodziłam ta drogę przez mękę. Co fakt sporo przed wizytą w klinice (wtedy już mój mąż nie dyskutowal i nawet bez wstydu i zażenowania oddawał nasienie) ale kilka lat wcześniej....Nie! Nie, bo nie. Po co ma robić skoro wszystko jest dobrze? Przecież ma popęd, erekcje, ejakulacje, na ilość też narzekać nie może.... i tłumaczenie, że jego pogląd nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, że sex, popęd, erekcja.....A co Wam będę pisać. W końcu kupiłam kubek w aptece, musiałam umowowic się z laborantem, który wykonywał badanie (chodziło o to żeby nie był na urlopie, wtedy w moim mieście to chyba było jedyne miejsce gdzie była komputerowana analiza), omówić szczegóły, nadszedł dzień badania..... Nie! No jak ma się spuścić do kubka? No czy ja oszalalam? Chyba tak jeśli myślę, że będzie się onanizowal gdy jestem w domu.... w końcu jak wrzasnelam to poszedł do drugiego pokoju, zamknął się i po chwili wyszedł z kubkiem, udało się. No to ja kubek w rękaw od kurtki (to zima byla), do auta i zawiozlam. Wyniki też oczywiście ja odbieralam z perspektywy czasu to mnie bawi ale wtedy myślałam że wyjdę z siebie że hak zabiję męża to każdy sąd mnie uniewinni bo byłaby to zbrodnia w afekcie