Powinnam napisać w „” z tym stresem pourazowym. Po prostu zachowuje się trochę dziwnie w klinice, inaczej niż na codzień. A objawia się to tak ze na codzień jestem spokojna a przed gabinetem wszystko z rak mni leci, podpisuje się ne w tych rubryczkach gdzie trzeba, potrafię się zwyczajnie rozwyc na wizycie.... znaczy myśle normalnie, rozmawiam normalnie ale łzy ciekną i nic na to nie poradzę. Szczerze to nawet przestałam sie tym przejmować, mam ważniejsze sprawy na głowie niż wstydzić za te łzy i gile. Tak czy inaczej moje ciało potrafi się zachowywać w klinice dziwnie. Nie zawsze, ale jak napięcie wisi w powietrzu.
A czasem jest właśnie odwrotnie, jak. My w ogóle nie miała emocji. Jak przyszłam na usg do mojego gina i byłam pewna ze nic z tego bo na poprzednich 2 usg inny nie widział zarodka a ten mi znalazł 8 milimetrowe dzieciątko z bijącym serduszkiem powiedziałam „aha”...
Oczy suche, czułam się jak bym oglądała film a nie brała udział w scenie. Dopytałam się szczegółowo o wszystkie parametry, milimetry, o leki i takie tam i poszłam..a po 2 dniach miałam wrażenie ze to było 2 tygodnie temu