Powoli dochodzę do siebie....fizycznie bo psychicznie to roznie. próbuje rozmawiać z mężem na temat dalszego leczenia mając na myśli 12 komórek zamrożonych bo na punkcie i stymulacje napewno by się nie zgodził... nie wiem co wyniknie z rozmów ale tak łatwo się nie poddam. Staram się jak najwięcej czasu spędzać z synem bo to mi pomaga.
najbardziej dobija i wkur...zachowanie najbliższych czyli mamy i siostry. Mama tylko raz zapytała po powrocie od lekarza co teraz czy do szpitala czy nie.. od tamtej pory zero tematu. Dosłownie nic, zamiast czuć wsparcie czuje odracenie. Nawet nie wie że zaczęłam się oczszczac, że jednej nocy to na kiblu siedziałam bo leciało że mnie jakbym sikała
i zastanawiałam się nad szpitalem. A mieszkamy w jednym domu
Ciagle gada tylko z moją siostra o jej ciąży.... a siostry unikam,inaczej nie umiem.
trudne to wszystko.