Dziewczyny, muszę Wam o czymś opowiedzieć. Niektóre z Was może mnie wyśmieją, inne zrozumieją. Zmartwił mnie ten spadek tempa wzrostu przy poprzednim wyniku (jak już mówiłam mam za sobą w sumie 6 porażek, w tym 3 z naturaslów). Wczoraj w drodze do pracy bardzo mocno się modliłam, prosiłam Boga o to dzieciątko i nagle poczułam spokój.
W domu mam taki krzyż, który mój tata znalazł kilka lat temu na śmietniku i zabrał, bo nie mógł patrzeć na taką sytuację. Wzięłam go do siebie i przed tym właśnie krzyżem modliłam się równo 3 lata temu (dokładnie 17.11.2013) kiedy robiłam test po pierwszym in vitro. Test był pozytywny, a moje szczęście właśnie mnie teraz zagaduje I wczoraj wieczorem w domu patrząc na ten właśnie krzyż powiedziałam "Boże, nie zabieraj mi tego maluszka". Możecie mi nie wierzyć, możecie uznać za głupią, ale gdzieś w głębi serca wyraźnie usłyszałam ciepły, dobry głos "nie zabiorę ci go". Dlatego napisałam Wam wieczorem, że rozum swoje, a serce wierzy, że będzie dobrze.
Powiem tak - leki lekami, metody metodami, ale Bóg i modlitwa to droga do cudu.
W domu mam taki krzyż, który mój tata znalazł kilka lat temu na śmietniku i zabrał, bo nie mógł patrzeć na taką sytuację. Wzięłam go do siebie i przed tym właśnie krzyżem modliłam się równo 3 lata temu (dokładnie 17.11.2013) kiedy robiłam test po pierwszym in vitro. Test był pozytywny, a moje szczęście właśnie mnie teraz zagaduje I wczoraj wieczorem w domu patrząc na ten właśnie krzyż powiedziałam "Boże, nie zabieraj mi tego maluszka". Możecie mi nie wierzyć, możecie uznać za głupią, ale gdzieś w głębi serca wyraźnie usłyszałam ciepły, dobry głos "nie zabiorę ci go". Dlatego napisałam Wam wieczorem, że rozum swoje, a serce wierzy, że będzie dobrze.
Powiem tak - leki lekami, metody metodami, ale Bóg i modlitwa to droga do cudu.