witam wszystkie forumowiczki...
chciałabym sie z wami podzielic moja historia starania sie o dziecko, pare miesiecy temu mialam swoje pierwsze in vitro w bialymstoku w bocianie, pelna nadziei i dobrych mysli jechalam tam myslac ze uda mi sie byc w ciazy. Był kroti protokol szybka akcja... pobrano 11 jajek w tym 6 bylo dobrych do zaplodnienia, 3 jajka udalo sie zaplodnic i zaczely sie dzielic, po 3 dniach od punkcji transfer 2 zarodkow klasy 6b i 7b, jeden czekal na mrozenie, niestety po dwoch dniach ten trzeci nie dotrwal do mrozenia , a ja zaczelam odliczac dni do testu ciazowego....niestety nie udalo sie
byl placz, rozczarowanie, niechec....zadzwonilam do kliniki co mam dalej robic, czy leki odstawiac .....zostalam poinformowana " ze tak leki odstawiamy i czekamy na okres". do kliniki mialam 5 h jazdy w jedna strone, chcialam sie skontaktowac ze swoim lekarzem prowadzacym co robimy dalej jakie jest nastepne podejscie, ale niestety lekarz mnie zbyl po prostu nie oddzwonil, pozniej ja probowalam sie do niego dodzwonic i nic cisza.....wydalam 10 tys na in vitro...hmm mozne na kupienie nadziei....takiego potraktowania....powiem tak dziweczyny ktore tam pracuja, czyli polozne byly bardzo mile i pomocne ale sam lekrzarz okazal sie nie zainteresowany moja osoba, poczulam sie tak jakby widzial we mnie tyko pieniadze dla kliniki i nic wiecej. do in vitro podchodzilam z torbiela ednometrialna która miala 3x2 , odradzam klinie bocian, niestety mnie tam zle potraktowano i nawet, po mimo gdzie chcialam tam sie dalej leczyc, nie udzielono mi dalszego planu leczenia zrezygnowalam i bede kazda pare ostrzegac przed bialymstokiem.
przepraszam ze tak sie rozpisalam ale chyba potrzebuje waszego wsparcia zeby nie zwariowac