Anika ekstra, że wszystko ok. Ciesze się !
Bardzo, bardzo Wam dziękuję:* jesteście kochane. Strasznie miło mi się zrobiło.
A teraz do rzeczy przepraszam, ze się nie odezwałam wczoraj, ale nie chciałam się denerwować. Wystarczyła mi jedna zarwana noc, a potem nerwy i złość do samego położenia się na fotel w klinice. I w zasadzie nie transfer wywołał taki stan.
Na szczęście był mój dr i rozladowal emocje. Słodziak
Stwierdziłam, że walczę o coś "ponad" i nie warto tego zniszczyć głupotami.
Juz na poczekalni mój dr przyszedł się przywitać i uchachany powiedział, że jest super. Ze rozbiliśmy bank i juz dawno w klinice nie mieli takiego wyniku
Pierwszy pozytyw.
Potem rozmowa z panią embriolog.
I..... pokazała mi blastke. Te która została podana. Patrzę i nie wierzę, zarodeczek wyrywa się z osłonki. niecierpliwy ( jeśli z nami zostanie to czuje, że będzie urwis jakich mało ) . Embriolog oznajmiła, że wybrali ją bo jest bardzo, bardzo dobra( 5 11), a poza tym jak jej się tak śpieszy to dadzą jej szansę! wiadomo do mamusi chciał
A potem lawina. Z 6 zostały 4. Jedna opisana wyżej i 3 też bardzo, bardzo dobre.
Byłam strasznie zaskoczona reakcją pani embriolog. Ona się cieszyła z wyniku
Który jej zdaniem jest naprawdę super.
Potem mój dr wszedł do akcji. Mówiłam, że go uwielbiam? Jest naprawdę wspaniały. Wszystko mi pokazał i .... mojego kropka. Dziewczyny moje marzenie, mój największy cel, mój Everest świecił do mnie z monitora. Mała świecąca kropeczka,w której jest moje dziecko. Promyczek, ten naj jaśniejszy punkt w życiu, dzięki któremu wiem po co to wszystko i co ja tutaj robie.
Przed wplynieciem kropka, jak leżałam na fotelu przemknelo mi przez myśl "co ja tutaj robię? I co ten Doktorek do mnie gada? Co on w ogóle wie?
Przeszło mi szybciej niż myślałam. Troszkę dzięki lekarzowi, i bardzo dużo dzięki kropce.
Potem leżenie i czekanie. Chwilę posmialam się z dr, omowilismy sprawy techniczne i jedziemy juz we 3 do domu.
Wiecie rozczulilam się po Waszych komentarzach i dzięki Ann ( Ty wiesz kochana:*), ale też mało się nie poryczalam w klinice. Ze względu na kropka oczywiście, ale też jak dotarła do mnie życzliwość pani embriolog i autentyczna, wielka radość mojego dr. Wiecie czułam, że nie jestem w tym sama. Ze ta walka to jestem ja, mój mąż i dr. Taki nasz dobry duch.
I masa innych życzliwych ludzi.
A na sam koniec Doktorek stwierdził, że już się nie może wyniku doczekać. Osłabia mnie. On się doczekać nie może? a co ja mam powiedzieć?
No i jego zdaniem nie mamy się czym martwić. Bo mamy też bardzo dobre zaplecze.
Myślałam, że będę po ścianach ze stresu chodzić, ale o dziwo nie. Nie jest to całkowity spokój, ale nie ma też armagedonu.
Oczywiście łatwiej jest pójść z mężem do łóżka i w chwili uniesienia stworzyć nowe życie, a potem w słodkiej nieświadomości żyć do testu. U nas to tak nie działa i jest trochę smutne. Ale w żadnym wypadku gorsze! W naturalnych warunkach nie zobaczyła bym mojego szczęścia, nie docenilabym pewnie tego cudu tak w pełni, cała sobą!
I choć nie wiem czy zechce z nami zostać to wiem, że był ze mną chociaż na chwilę. Pewnie w razie porażki będę ryczec jak bobr, ale po tym całym bólu ta iskierka nadal będzie w mojej pamięci. Będzie świecić dla mnie. I po całym kryzysie będzie pocieszeniem.
PS. A jak zapomnę o tym to proszę mnie kopnąć w cztery litery.
Korzystaliśmy z podłoża embryoglue. Podany jeden zarodek. Nie miałam wyboru co do ilości. Dostałam informacje, ze nie zgodzą się u mnie na podanie 2. Dlaczego nie wiem. Ale też nie pytałam już.
A teraz czekamy. i po przemyśleniach stwierdzam, że dopóki same mnie nie wyrzucicie to się stąd nie ruszam. Za bardzo się do Was Przywiazalam.
Poza tym jak bym zniknęła to jeszcze ominęła by mnie najlepsza impreza w Poznaniu z Guru jako gościa specjalnego
Ps2 sorki za moją rozprawke.
Na sam koniec taka złota myśl, która mi ostatnio wpadła do głowy
"Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie ".
Bardzo, bardzo Wam dziękuję:* jesteście kochane. Strasznie miło mi się zrobiło.
A teraz do rzeczy przepraszam, ze się nie odezwałam wczoraj, ale nie chciałam się denerwować. Wystarczyła mi jedna zarwana noc, a potem nerwy i złość do samego położenia się na fotel w klinice. I w zasadzie nie transfer wywołał taki stan.
Na szczęście był mój dr i rozladowal emocje. Słodziak
Stwierdziłam, że walczę o coś "ponad" i nie warto tego zniszczyć głupotami.
Juz na poczekalni mój dr przyszedł się przywitać i uchachany powiedział, że jest super. Ze rozbiliśmy bank i juz dawno w klinice nie mieli takiego wyniku
Pierwszy pozytyw.
Potem rozmowa z panią embriolog.
I..... pokazała mi blastke. Te która została podana. Patrzę i nie wierzę, zarodeczek wyrywa się z osłonki. niecierpliwy ( jeśli z nami zostanie to czuje, że będzie urwis jakich mało ) . Embriolog oznajmiła, że wybrali ją bo jest bardzo, bardzo dobra( 5 11), a poza tym jak jej się tak śpieszy to dadzą jej szansę! wiadomo do mamusi chciał
A potem lawina. Z 6 zostały 4. Jedna opisana wyżej i 3 też bardzo, bardzo dobre.
Byłam strasznie zaskoczona reakcją pani embriolog. Ona się cieszyła z wyniku
Który jej zdaniem jest naprawdę super.
Potem mój dr wszedł do akcji. Mówiłam, że go uwielbiam? Jest naprawdę wspaniały. Wszystko mi pokazał i .... mojego kropka. Dziewczyny moje marzenie, mój największy cel, mój Everest świecił do mnie z monitora. Mała świecąca kropeczka,w której jest moje dziecko. Promyczek, ten naj jaśniejszy punkt w życiu, dzięki któremu wiem po co to wszystko i co ja tutaj robie.
Przed wplynieciem kropka, jak leżałam na fotelu przemknelo mi przez myśl "co ja tutaj robię? I co ten Doktorek do mnie gada? Co on w ogóle wie?
Przeszło mi szybciej niż myślałam. Troszkę dzięki lekarzowi, i bardzo dużo dzięki kropce.
Potem leżenie i czekanie. Chwilę posmialam się z dr, omowilismy sprawy techniczne i jedziemy juz we 3 do domu.
Wiecie rozczulilam się po Waszych komentarzach i dzięki Ann ( Ty wiesz kochana:*), ale też mało się nie poryczalam w klinice. Ze względu na kropka oczywiście, ale też jak dotarła do mnie życzliwość pani embriolog i autentyczna, wielka radość mojego dr. Wiecie czułam, że nie jestem w tym sama. Ze ta walka to jestem ja, mój mąż i dr. Taki nasz dobry duch.
I masa innych życzliwych ludzi.
A na sam koniec Doktorek stwierdził, że już się nie może wyniku doczekać. Osłabia mnie. On się doczekać nie może? a co ja mam powiedzieć?
No i jego zdaniem nie mamy się czym martwić. Bo mamy też bardzo dobre zaplecze.
Myślałam, że będę po ścianach ze stresu chodzić, ale o dziwo nie. Nie jest to całkowity spokój, ale nie ma też armagedonu.
Oczywiście łatwiej jest pójść z mężem do łóżka i w chwili uniesienia stworzyć nowe życie, a potem w słodkiej nieświadomości żyć do testu. U nas to tak nie działa i jest trochę smutne. Ale w żadnym wypadku gorsze! W naturalnych warunkach nie zobaczyła bym mojego szczęścia, nie docenilabym pewnie tego cudu tak w pełni, cała sobą!
I choć nie wiem czy zechce z nami zostać to wiem, że był ze mną chociaż na chwilę. Pewnie w razie porażki będę ryczec jak bobr, ale po tym całym bólu ta iskierka nadal będzie w mojej pamięci. Będzie świecić dla mnie. I po całym kryzysie będzie pocieszeniem.
PS. A jak zapomnę o tym to proszę mnie kopnąć w cztery litery.
Korzystaliśmy z podłoża embryoglue. Podany jeden zarodek. Nie miałam wyboru co do ilości. Dostałam informacje, ze nie zgodzą się u mnie na podanie 2. Dlaczego nie wiem. Ale też nie pytałam już.
A teraz czekamy. i po przemyśleniach stwierdzam, że dopóki same mnie nie wyrzucicie to się stąd nie ruszam. Za bardzo się do Was Przywiazalam.
Poza tym jak bym zniknęła to jeszcze ominęła by mnie najlepsza impreza w Poznaniu z Guru jako gościa specjalnego
Ps2 sorki za moją rozprawke.
Na sam koniec taka złota myśl, która mi ostatnio wpadła do głowy
"Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie ".