Hej wam.
Edysiek, no mój też jest pan złota rączka, teraz w mieszkaniu siedzi u nas i wszystko robi, jak mieszkaliśmy jeszcze w Gdańsku to też tam remont robił, w ogóle jak pracuje to ja wszystko staram sie robić, gotować, prać, nawet w szafkach mu majtki w kostke układam. On cokolwiek robi tylko wtedy kiedy jestem chora bo niczego się nie czepiam, a jak jestem zdrowa to nic nie robi bo wie, że i tak znajde coś do czego mogłabym się przyczepić. A gotować potrafi tylko dlatego, że musiał, jak już w 9 miesiącu ciąży nie miałam siły nawet wstać, Maksio był dużym facetem, brzuch miałam tak wysoko, że żeber wogóle i kręgosłupa to nie czułam, i jeszcze małyś mały lubiał sobie kopać mocno pod żebra jak tylko coś zaczynałam robić, a miałam zachcianki nieziemskie to biedak chodził nawet się nie pytająć z laptopem i przepisów szukał w necie, biedak starał mi się dogodzić jak tylko umiał, a mi zawsze czegoś jeszcze brakowało.
Mateuszkowa, mój często udaje jak mu się coś nie chce a ma jakąś misje do wykonania to automatycznie coś mu jest. Albo przedłuża chorobe żeby tylko sobie dłużej poleżeć i tylko słysze Aguś to Aguś tamto, a zrobisz pierożki, a to jajeczniczke, a to jakieś zapiekanki, a to schabowego z ziemniaczkami i miezerią bym sobie zjadł. Gorzej niż z dzieckiem.
Ale nie mogę się też skarżyć na niego, bo jak ja się coś troszke tylko, źle czuje to jak aniołek stróż przy mnie jest, wszystko poda, podstawowe rzeczy w domu zrobi (prania niet i piekarnik niet bo za skomplikowane to urządzenia dla niego
). Chociaż stara się iść jak najczęściej na skróty to wiele razy gdyby nie on to bym się już dawno zajechała.
Z resztą i tak jak się dobrze czuje to chodzi za mną jak dziecko.
Może za to go właśnie kocham?
Gaja, dobrze, że już Ci lepiej, też się już dobrze czuję. A ja w chorobie chodziłam jak odkurzacz.
Ale o dziwo nie przytyłam. Może cały kg nie wróci Ci już.?
W sumie kiedyś jak chorowałam i nie jadłam to jak coś mi spadło to wróciło tylko tyle co zjadłam, z 200-300 kg i koniec. : P
Ja dziewczyny od jutro wracam do biegania, tylko już wieczorami na razie nie będę biegać tylko godzine przed obiadem. Wieczorami jest mega zimno (w sumie tylko -8 do -10 a w dzień do -4, tylko mówie bo porównując to co się w Polsce dzieje to u mnie cieplutko jest), dziś niby też tak źle nie było, ale zero ćwiczeń, na obiad pierożki mamy z serem i śmietanką i cukrem, i na śniadanie owsianka, no i 3 michałki białe mi wpadły, mama przywiozła, a ja je uwielbiam! I jak tu było się opanować..
I jedno ciasteczko czekoladowe. Tak czy siak 2 l wody wypiłam, trochę się mi brzusio przepłuka, może troche mój metabolizm przyśpieszył, teraz jak się postaram to może szybciej mi na początku minus poleci.. zobaczymy. Ale jutro jeszcze jem obiad mojej mamy, muszę się nacieszyć.
I w sumie dziś nanosiłam się Maksia, bo ząbek mu rośnie, wczoraj szczepienie ma, temp. 37,6, ciągle taki marudny jest, na rączkach go nosze, tuli się mały, cały czas mu śpiewam. Taki biedny jest ten mój mały tuliś. : ( Dziś śpi ze mną, żeby się nie budził i żeby sobie pospał troszke.
Dobra, ja idę dziewczyny spać, bo zmęczona dziś jestem bardziej niż po godzinnym bieganiu. xD Dobranoc.
;-)