- Dołączył(a)
- 26 Styczeń 2020
- Postów
- 5
Piszę ten post ponieważ potrzebuje się wygadac i uspokoić
Mam już 4 letnia córeczkę i gdy mała miała 2,5 roku zaczęliśmy się starać o kolejne dziecko, przez rok nie mogłam zajść, zaczęłam już trącić nadzieję że mi się uda i właśnie wtedy w styczniu test pokazał 2 kreski. Radość nie do opisania, wszystko było idealnie do 12 tygodnia gdy zaczęłam krwawić, izba przyjęć badania i strach ale okazało się że to tylko krwiak a dziecko rozwijało się prawidłowo dostałam leki i wysłali mnie do domu. Znów zaczynało się układać, ostatnie badanie miałam przed Wielkanocą na którym dowiedziałam się że spodziewam się syna, radość nie do opowiedzenia, lecz w Wielkanoc dostałam portwornego kaszlu, lekarze uspokajali ze dopuki nie ma gorączki to nie ma strachu, mimo iż mówiłam że kaszel jest potworny aż wymiotuję. Kaszel męczył mnie prawie 2 tygodnie, kiedy myślałam że jest wszystko okey w 23 tygodniu poszłam prywatnie do lekarza na badanie 3d/4d(02.05.2019) i wtedy się dowiedziałam że od 2 tygodni serce mojego synka nie bije, szok, płacz, obwinianie. Trafiłam do szpitala, tabletki na szyjke oksytocyna i męczące skurcze 3 dni aż wkoncu musiałam urodzić naturalnie mojego martwego syna, lekarz dla bezpieczeństwa zrobił mu też zabieg łyżeczkowania żebym mogła dość do siebie szybciej. Bardzo duzo płakałam co było ciężkie do ukrycia przy 4 łatce w domu, której dodatkowo trzeba było wytłumaczyć dlaczego mama nie ma już braciszka w brzuchu. Wtedy myślałam że jedynym wyjściem dla mnie to jak najszybciej zajść w kolejna ciaze żeby uleczyć choć trochę swoja duszę. Cierpliwie czekałam na zielone światło od lekarza, kiedy też odkryłam że mój poprzedni lekarz zbagatelizował wyniki badań tarczycy która wynosiła 3,62 która już kwalifikowała mnie do leczenia jak się później okazało. Prawidłowo nie dowiedziałam się nigdy co było przyczyną śmierci synka, mogę tylko gdybać, wszystkie wyniki dziecka i łożyska wyszły prawidłowo. Naszczescie dzięki mojej pracy po ciąży wzięłam się za siebie i ćwiczeniami na zrzucenie wagi udało mi się też obniżyć wyniki tarczycy. Kiedy dostałam zielone światło zaczęliśmy kolejne starania i znów kolejne cykle i nic, aż do listopada kiedy zaczynałam nowa prace i trochę odpuściłam sobie starania, zaczol mi się spóźniać okres i cały czas stawiałam na stres z powodu nowej pracy ale po tygodniu wkoncu zrobiłam test i wtedy się zaczęło szybko do lekarza bo praca była dość ciężka i wiązała się z dźwiganiem więc potrzebowałam zwolnienie. Podumowujac już staram się kończyć, jestem dziś w 15 tygodniu ciąży (14w4d) i bardzo się boję że czeka mnie powtórka, do lekarza chodzę prywatnie co 2 tygodnie i tak dzień po wizycie wraca strach że coś jest nie tak i tak cały czas. 2 dni temu byłam na wizycie okazalo sie ze na 99,9 % znów spodziewam się synka, w związku z tym zaczęłam się jeszcze bardziej bac, myślałam nawet nad zakupem detektora tętna żeby być spokojniejsza ale mój mąż mówi że to strata pieniędzy bo i tak nic nie zrobię jak serce przestanie bić. Sory za tak długie przynudzanie ale naprawde potrzebowałam się wygadac jak któraś z was była w podobnej sytuacji proszę dajcie znać. Ja mam tylko jeszcze nadzieję że po granicy tego 23 tygodnia przestanę się bac i zacznę się cieszyć ciąża o ile dane będzie mi dotrwać.
Mam już 4 letnia córeczkę i gdy mała miała 2,5 roku zaczęliśmy się starać o kolejne dziecko, przez rok nie mogłam zajść, zaczęłam już trącić nadzieję że mi się uda i właśnie wtedy w styczniu test pokazał 2 kreski. Radość nie do opisania, wszystko było idealnie do 12 tygodnia gdy zaczęłam krwawić, izba przyjęć badania i strach ale okazało się że to tylko krwiak a dziecko rozwijało się prawidłowo dostałam leki i wysłali mnie do domu. Znów zaczynało się układać, ostatnie badanie miałam przed Wielkanocą na którym dowiedziałam się że spodziewam się syna, radość nie do opowiedzenia, lecz w Wielkanoc dostałam portwornego kaszlu, lekarze uspokajali ze dopuki nie ma gorączki to nie ma strachu, mimo iż mówiłam że kaszel jest potworny aż wymiotuję. Kaszel męczył mnie prawie 2 tygodnie, kiedy myślałam że jest wszystko okey w 23 tygodniu poszłam prywatnie do lekarza na badanie 3d/4d(02.05.2019) i wtedy się dowiedziałam że od 2 tygodni serce mojego synka nie bije, szok, płacz, obwinianie. Trafiłam do szpitala, tabletki na szyjke oksytocyna i męczące skurcze 3 dni aż wkoncu musiałam urodzić naturalnie mojego martwego syna, lekarz dla bezpieczeństwa zrobił mu też zabieg łyżeczkowania żebym mogła dość do siebie szybciej. Bardzo duzo płakałam co było ciężkie do ukrycia przy 4 łatce w domu, której dodatkowo trzeba było wytłumaczyć dlaczego mama nie ma już braciszka w brzuchu. Wtedy myślałam że jedynym wyjściem dla mnie to jak najszybciej zajść w kolejna ciaze żeby uleczyć choć trochę swoja duszę. Cierpliwie czekałam na zielone światło od lekarza, kiedy też odkryłam że mój poprzedni lekarz zbagatelizował wyniki badań tarczycy która wynosiła 3,62 która już kwalifikowała mnie do leczenia jak się później okazało. Prawidłowo nie dowiedziałam się nigdy co było przyczyną śmierci synka, mogę tylko gdybać, wszystkie wyniki dziecka i łożyska wyszły prawidłowo. Naszczescie dzięki mojej pracy po ciąży wzięłam się za siebie i ćwiczeniami na zrzucenie wagi udało mi się też obniżyć wyniki tarczycy. Kiedy dostałam zielone światło zaczęliśmy kolejne starania i znów kolejne cykle i nic, aż do listopada kiedy zaczynałam nowa prace i trochę odpuściłam sobie starania, zaczol mi się spóźniać okres i cały czas stawiałam na stres z powodu nowej pracy ale po tygodniu wkoncu zrobiłam test i wtedy się zaczęło szybko do lekarza bo praca była dość ciężka i wiązała się z dźwiganiem więc potrzebowałam zwolnienie. Podumowujac już staram się kończyć, jestem dziś w 15 tygodniu ciąży (14w4d) i bardzo się boję że czeka mnie powtórka, do lekarza chodzę prywatnie co 2 tygodnie i tak dzień po wizycie wraca strach że coś jest nie tak i tak cały czas. 2 dni temu byłam na wizycie okazalo sie ze na 99,9 % znów spodziewam się synka, w związku z tym zaczęłam się jeszcze bardziej bac, myślałam nawet nad zakupem detektora tętna żeby być spokojniejsza ale mój mąż mówi że to strata pieniędzy bo i tak nic nie zrobię jak serce przestanie bić. Sory za tak długie przynudzanie ale naprawde potrzebowałam się wygadac jak któraś z was była w podobnej sytuacji proszę dajcie znać. Ja mam tylko jeszcze nadzieję że po granicy tego 23 tygodnia przestanę się bac i zacznę się cieszyć ciąża o ile dane będzie mi dotrwać.