Ale pryeciey sam czc poyniej nie ma tzch wartosci dlatego tryeba wprowadyac jedzonko.
Karolka znasz smerfański? :-)
Ja jestem przeciwna. Z prostej przyczyny. Nie, z dwóch prostych przyczyny. Pierwsza to czystość.
A nie, nawet trzy przyczyny znalazłam.
Pierwsza to fakt, że dzieci na początku mają spory problem z żuciem. Memłają językiem o podniebienie i tak wygląda przeżuwanie a żucie jest ważne, żeby jedzenie wymieszało się ze śliną i rozdrobniło, co przekłada się na lepsze trawienie i przyswajanie bla bla bla. Dlatego słoiczki początkowo są papkowate, potem pojawiają się w papce niewielkie grudy aż przechodzimy do żucia. Jagoda nie umie żuć. Z resztą nie ma czym
Druga to taka, że dziecko od początku trzeba uczyć, że jedzenie to nie zabawa, że odbywa się przy stole i w towarzystwie reszty rodziny. Bałagan przy samodzielnym jedzeniu zbyt małego dziecko to trauma na całe życie dla matki
Każdy posiłek, a jest ich sporo w ciągu dnia, to sterta do mycia, krzesełka, podłogi, naczyń, ścian, siebie, dziecka... Koszmar.
Trzecia to bezpieczeństwo. Spożywani posiłków w ruchu oraz kawałków gdy jest na to za wcześnie grozi zakrztuszeniem. Nie życzę nikomu histerii jaką dostaje człowiek, gdy dziecku staje w krtani COŚ, robi się sine i w te parę sekund trzeba się tego czegoś pozbyć. Wiem, przeżyłam, straszne.
Słoiczki są fajne kiedy np. w środku zimy nie można kupić jagód, ale takie owoce jak tarty banan, jabłko czy marchewka ze słoiczków jest nieuzasadniona. Starsza jadła słoiki dlatego, że samodzielnie trudno mi było przygotować zbilansowane posiłki dla dziecka z alergią. Jagoda będzie jeść o co my, tylko bez przypraw i z odpowiednią konsystencją.
Aaaa jeszcze coś mi się przypomniał... takie jedzenie samodzielne nie nasyci dziecka. Trwa zbyt długo, za wiele produktu ląduje obok zamiast w buzi i trudno powiedzieć, czy zjadło wystarczająco dużo. Dlatego mamy instynktownie lub nie dają dzieciom do ręki coś, czym dziecko się nie zakrztusi a może uczyć się jedzenia samodzielnego. Chrupki, biszkopty, kawałek jabłka itd