Ja Wam powiem a propos karmienia że gdyby nie to że zaczęło mi się fajnie udawać karmić, to bym to pierniczyła... I z resztą teraz też mam gorsze dni i daję butlę bez wyrzutów... Ale w szpitalu przeżyłam koszmar: zmęczona, nie mogłam się ruszać po znieczuleniu, przystawiały mi france w szpitalu dziecko, pokarmu 0, on ssał jak opętany... Potem zaczęła z tych sutków poranionych krew lecieć, te dalej sie darły(położne) że co ze mnie za matka, że karmić trzeba i przecierpieć... Ja płakałam, płakał Kuba a ja byłam pewna że jak tylko wyjdę do domu to karmic nie będę... Ale rozbuchała mi się laktacja, założyłam kapturki i teraz jest ok...
Ale nikt mi już nie powie, ze to wygodne i fajne dla matki. dla mnie prawda jest caaaaaaałkiem inna...
No właśnie ja rozumiem podnietę kobiet, które nie mialy problemów od początku z mlekiem. z małymi brodawkami, ich dzieci odrazu ładnie jadły , ich dzieci nie byly w szpitalu tydzien bez matki z powodów zdrowotnych i tym samym nie przyzwyczaily sie do butelki z której samo leci mleczko.
Ale ja jakbym teraz miala zacząc walczyc o mleko- to 24 h musze byc na nogach, bo kiedy niby mam sciagac tym pieprz....ym laktatorem to mleko?
Nie mam czasu ani siły na to- najwazniejsze jest dla mnie, że dziecko ladnie je butlę, chyba nic mu nie brakuje i przybiea na wadze, a ja przynajmniej wiem ile zjada.
Nie mam akcji darcia się w niebogosy z głodu i wszyscy szczesliwi.
Ja Was podziwiam z tą walką o cyc, z dokarmianiem bo dzieci głodne....
Chyba nie ma we mnie tyle samozaparcia.....
I nikt mi nie powie, że karmienie piersią jest wygodniejsze niż butlą.
Z butli mała je 10 minut, a widze, że na cycu dzieci wiszą godzinę, a kończy się często butelką, bo i tak są głodne.
Ale ta presja społeczna KARM PIERSIĄ !!!!!! nie powiem powoduje we mnie wyrzuty....