reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Karmienie piersią ponad wszystko:)))

Martela a czy wiedziałaś, że zanim zaczniesz korzystać z tzw kapturków, warto zastosować też inne rozwiązania? Ja od razu przyznam się, że nie wiedziałam i dowiedziałam się dopiero później, z jednej strony szkoda, że tak późno, z drugiej na szczęście wszystko się ułożyło. Tu wklejam linka dot. płaskich brodawek, może się komuś przydać! :tak:http://dziecisawazne.pl/plaskie-lub-wklesle-brodawki/
 
reklama
tytanowa@-kompletnie nie miałam pojęcia,że istnieją jakieś przyrządy do wyciągnięcia brodawki...na pewno zaopatrzyłabym się w nie,gdybym wiedziała,że trzeba,nikt mnie o tym nie poinformował,mimo,że chodziłam do szkoły rodzenia,gdzie przedstawiano tylko i wyłącznie zalety karmienia piersią,jednak nikt nie wspomniał o tym,że mogą być z tym jakieś problemy...Dziękuję Ci bardzo za tego linka i w ogóle,że piszesz o swoich odczuciach,bo to tak jakbym czytała o sobie...podobnie jak Ty,spędziłam wiele godzin w necie,żeby znaleźć przyczynę co robię źle,jak przystawiać,co jeść,co pić,żeby było lepiej.Nic nie skutkowało.Brodawki bolały mnie niesamowicie bo były niezahartowane i z każdym przystawieniem cierpiałam coraz bardziej...czy my kobiety naprawdę aż taką cenę musimy płacić za swoje macierzyństwo?to jakiś obłęd,dezinformacja i zakłamanie społeczne bolą z perspektywy czasu...mogło być tak pięknie,a wyszło jak zwykle...pozdrawiam wszystkie Mamusie i życzę więcej życzliwych,kompetentnych osób w przygodzie z laktacją niż ja miałam okazję spotkać na swojej drodze.
 
ale może ktoś będzie chciał napisać o swoich zaskoczeniach/kłopotach i może komuś taka widza też się przyda?

Dla mnie największym problemem było to, że Łucja ciągle domagała się piersi i bardzo krótko ciągła. Oczywiście ku zdziwieniu położnych które twierdziły, że powinna jeść co 2-3 godziny. Więc albo krzyczała bo była głodna i złościła się, że musi się tyle napracować albo krzyczała i prężyła się przy piersi bo miała już dosyć. I tak było do czasu kiedy ja wrzuciłam na luz i stwierdziłam, że jak ma ochotę to niech leży przy piersi nawet cały dzień, bo w sumie na początku to co mamy do roboty ;-) i poskutkowało :-) Jedynie co mnie złości do teraz to to, że nie uregulowanych pór posiłków. I ciężko mi jest zaplanować sobie wyjście ściśle co do określonej godziny, ale satysfakcja jaką odczuwam, że mogę karmić jest warta o wiele więcej.
 
Wiecie ja odnoszę wrażenie, że te problemy z karmieniem się ciągle powtarzają. :crazy: Czytając wasze posty (choć nie wszystkie szczegóły pasują) wiele koresponduje z moimi doświadczeniami. Po czasie dochodzę do wniosku, że my kobiety (i nasze dzieci) płacimy surową cenę za postęp, zmiany społeczne czyli m.in. za to że już nie żyjemy w wielopokoleniowym rodzinach, że bardzo często zostajemy z noworodkiem same z mężem, czasem pomoże nam mama, która wychowała dzieci w latach siedemdziesiątych kiedy panowało przekonanie, że sztuczny pokarm jest najlepszy i nie może nam za bardzo doradzić. Nie zawsze tak jest, ale bardzo często. Mam nadzieję, że się jeszcze w Polsce zmieni sprawa wiedzy położnych i lekarzy, że będzie więcej doradców laktacyjnych, z których pomocy będzie można w każdym miejscu naszego kraju skorzystać. Najlepszą radę jaką można komuś dać nie mając fachowej wiedzy to chyba: "Uspokój się, wszystko będzie dobrze, zaufaj swojemu dziecku". KatMit u mnie też wszystko zaczęło się układać właśnie wtedy kiedy to zrozumiałam. "Kobiety przez wieki karmiły swoje dzieci, mnie też musi się udać, zaufam tylko mojej córce, poobserwuję ją" pomyślałam. Warto odrzucić wtedy na jakiś czas wszystkie bajki jakimi nas straszą: nie noś bo się przyzwyczai, nie karm za często powinno jeść co 3 godziny, daj butelkę to zacznie przesypiać noce, a jak się trochę poobserwuje dziecko zrewidować te hasła. Każde dziecko ma swój unikalny rytm i trzeba się w niego słuchać. Podstawowa wiedza na temat karmienia jest bardzo ważna i szkoda, że nie jest wśród przyszłych mam rozpowszechniana poprzez odpowiednie osoby i instytucje, ale slogany (te które wyżej wymieniła jak i wiele innych) powtarzane przez ludzi wokół tylko szkodzą młodym matkom :angry:. Czego innego się spodziewamy, a co innego dostajemy w pierwszych dniach naszego macierzyństwa ;-). Miałam przed porodem w głowie taki obraz: ja trzymająca na rękach blond-włose pacholę, które spokojnie ssie miarowo moją pierś po czym kiedy się nasyciło odwraca powoli uśmiechniętą główkę w drugą stronę . :rofl2: To ciekawe- osoby, którym ufamy np położne dzielą się z nami jakimiś kosmicznymi opiniami np "dzieci powinny jeść co 3 godziny". To kształtuje zniekształcony obraz w naszych głowach, również dlatego, że zwykle nie mamy możliwości obserwować innych mam przy początkowych trudach przystawiania noworodków. Może i mówią: "większość noworodków","niektóre", albo nawet wspominają: "niemowlęta" nie noworodki, a my słyszymy: "Twoje dziecko musi ssać co 3 godziny, jeśli nie- coś jest nie tak". Może powinno, ale na pewno nie moje, a przynajmniej nie wtedy kiedy było noworodkiem. :blink: Szybko musiałam przerobić w głowie obraz mnie karmiącej :-D na szczęście się udało, a moje dziecko może jeść wtedy kiedy jest głodne, wierzgać nogami i rękami przy jedzeniu i po hucznie świętowanych przesypianych nocach znowu ich nie przesypiać i prosić o cyca czasem co 2 godziny, a ja nadal utrzymuję, że mam cudowne "blond-włose pacholę" :-).
 
Cóż mogę dodać, też wyobrażałam sobie cuda niewidy. A nawet nie wyobrażałam, nikt mnie nie ostrzegł, nie uprzedził, jak trudne jest karmienie piersią i jak okropny jest połóg. Żyłam cukierkowym wyobrażeniem karmienia piersią. Wszyscy straszyli porodem a ja miałam więcej problemów po niż w trakcie.

Przy pierwszej córci nie miałam brodawek. Zupełnie, wklęsłe a nawet jak się pojawiały, to maciupkie. Zuza nie mogła złapać olbrzymiej piersi w nawale, a przecież taka pierś bywa bardzo duża, twarda, ślizga i nie ma szansy, żeby niewprawna buzieńka sobie z nią poradziła ot tak. Miałam ogromne szczęście natknąć się na jedną, jedyną pielęgniarkę, która widząc moją desperację postanowiła mi pomóc. Mąż kupił osłonki, pielęgniarka stała z boku ze strzykawką z mlekiem (bez igły), dolewała mleczko po kapturku, żeby dziecko zassało gumę (przed czym się broniło) i tak po dwóch godzinach płaczu mojego, płaczu Zuzi, spocone wszystkie trzy jak myszy w końcu się udało. Kapturki towarzyszyły nam 3 miesiące do dnia, kiedy zapomniałam je zabrać na wychodnym i musiałam podać pierś bez kapturka. Zuzia na początku się buntowała ale w końcu głodna była i się udało. Karmiłam dwa lata. W międzyczasie zafundowałam sobie zapalenie piersi (fiszbiny w staniku), na szczęście kapusta i Zuza szybko pomogły i wyleczyłam się dosłownie w dwa dni.

Przy drugim dziecku nie spodziewałam się w ogóle problemów, w końcu miałam dwuletnie doświadczenie, brodawki były już nieco lepiej przygotowane, co mnie mogło zaskoczyć? Tymczasem Jagódka poharatała mi sutki w przeciągu kilku dni i to tak strasznie, że ponadrywała mi do połowy brodawki. Okazało się, że ma krótkie wędzidełko, źle chwyta, zanim się zorientowałam było za późno. Doszedł mega nawał, nie mogłam nosić stanika, inaczej brodawki się nie goiły, wszystko gniło i się babrało, pojawiła się ropa. Koszmar. Jakby mało było problemów, z niewyjaśnionych dla mnie przyczyny miałam nadwrażliwe brodawki. Każde, nawet najmniejsze muśnięcie związane było z ogromnym bólem. Jakby ktoś ciął je żyletka... Przed każdym karmieniem wyłam ze strachu przed bólem, malutka płakała głodna a ja zbierałam się długo i długo zanim podałam pierś. W międzyczasie dostałam zapalenia piersi, tym razem z gorączką niemal 40 stopni. Nie byłam na to wszystko przygotowana. Po dwóch miesiącach poszłam z dzieckiem na kontrolę i całe szczęście. Pediatra obejrzała mnie, wybiła z głowy odstawienie od piersi (w desperacji kupiłam już mleko), zaleciła zakładanie kapturków (miałam na wszelki wypadek kupione ale nie przeszło mi przez myśl, że mogą pomóc), wietrzenie piersi i po kolejnym miesiącu brodawki się zagoiły, nadwrażliwość zaczęła ustępować. Trzy miesiące chodziłam po mieszkaniu rozebrana do majtek. Mleko było wszędzie, ciekło po meblach, zalałam nim łóżko, siebie, dziesiątki pieluch, podkładów, ubrań, spałam na ręcznikach a ono ciekło litrami... To były bardzo, bardzo trudne początki. Do dziś została lekka nadwrażliwość ale jestem w stanie ją ignorować. To niewielka cena jaką płacę obecnie za cudowne chwile, zarezerwowane tylko dla mnie i dla niej. Cycuś jest dobry na wszystko :-)


Gdyby zapytać, dlaczego się nie poddałam, nie znam odpowiedzi. Czułam, wewnątrz mnie, gdzieś głęboko, że muszę wytrzymać, że moje mleko, moje ciepło i moja bliskość są najlepszym co mogę dać dzieciom. Byłam i jestem przekonana, że żałowałabym całe życie, że nie wytrwałam.

Mam wrażenie, że młode mamy spodziewają się od życia, że będzie łatwe i przyjemne. Nie radzą sobie z niepowodzeniami, nie walczą, łatwo ulegają wpływom. A przecież każda z nas ma swój rozum i to co najcenniejsze - instynkt. Więcej zaufania do siebie samej a będzie łatwiej obrać drogę.

Nie ma górnej granicy karmienia piersią. Nikt jeszcze nie odważył się definitywnie i stanowczo określić, kiedy należy przestać. Wszystko to są gdybania, zalecenia, nie podparte satysfakcjonującymi badaniami a cała reszta jest budowania na społecznie przyjętych normach. Ktoś, gdzieś, coś wymyślił ( z resztą za x lat i takie tezy można obalić), wszyscy uznają to za normę do kolejnego przewrotu. Wiadomo, że mleko modyfikowane nie jest identyczne z mlekiem kobiety. Nie zawiera hormonów, nie ma zmiennego składu dobowego, miesięcznego, nie zawiera przeciwciał. Twierdzenie, że to jest to samo, jest bzdurą albo chwytem marketingowym. Inne jest ułożenie dziecka, inne ssanie, inne trawienie.

Mamy roczniaków butelkowych chwalą się, że ich dzieci przesypiają całą noc. Co z tego? Moje w nocy dopija ale przecież liczyłam się z niedospaniem i zgodziłam się na nie jeszcze zanim zaszłam w ciążę. Moja córeczka i tak zacznie spać w nocy, kwestia czasu a bliskość jakiej teraz doświadczamy nie da się niczym zastąpić. Czuję, że tak trzeba, że tak jest dobrze i ... jest dobrze :-)
 
Jak czytam te wszystkie posty, jeszcze bardziej boję się tego co mnie czeka. Wygląda na to, że karmienie piersią to jakiś koszmar. Ja również mam płaskie sutki i już się boję jak to będzie. Nie zamierzam karmić jakoś długo, ale chciałabym te kilka miesięcy spróbować. Chociaż nie wiem czy w ogóle się uda, bo czytając was mam wrażenie że pierwsze tygodnie z dzieckiem chodzi się wiecznie z cyckami na wierzchu, do tego wszystkiego to boli... a ja nie mam w sobie nic a nic z męczennicy... wyciąganie sutków strzykawką... chryste :eek:

Hope, pytasz "co z tego że inne roczniaki "butelkowe" przesypiają noce"? otóż moim zdaniem to zależy od okoliczności. Jeśli masz czas, siedzisz w domu z dziećmi to może i możesz chodzić niedospana. Ja jednak będę musiała po 6 miesiącach wrócić do pracy, która wymaga ode mnie dobrej kondycji zarówno psychicznej jak i fizycznej i nie wyobrażam sobie prowadzić tego interesu po wiecznie nieprzespanych nocach. A jeszcze trzeba wrócić po pracy do domu, poświecić czas dziecku, ugotować coś, posprzątać. Tak można się tylko wykończyć. A dziecku też jest potrzebna wypoczęta matka, a nie nieprzytomna ze zmęczenia.
Co do wartości mleka naturalnego i modyfikowanego to nie dyskutuję, bo się nie znam. Widzę jednak dzieci chowane na naturalnym i na modyfikowanym mleku, żadnej różnicy między nimi nie widzę. To mnie tylko przekonuje do tego, żeby się nie spinać za bardzo, co będzie to będzie. Chciałabym karmić naturalnie, ale jak to ma tak wyglądać jak opisujecie, to nie wiem czy wytrwam choćby 2 tygodnie.
W każdym razie trzymajcie proszę za mnie kciuki, żeby się udało :)))
 
Kasia P-P myślę, że o faktycznych zaletach karmienia piersią powinnaś porozmawiać ze swoim lekarzem, albo położną. Oprócz skutków długotrwałych dla zdrowia (proszę pamiętaj że życie dzieci nie kończy się w przedszkolu ;-)) takich choćby jak mniejsza szansa na otyłość i cukrzycę, mocniejszy układ immunologiczny itp są i zalety dla matki, takie jak mniejsza szansa zapadnięcia na nowotwór piersi i jajników. Najlepiej jeśli powie to lekarz, ja jestem 'z internetu' mogę gadać głupoty :-p. I to nie tak, że karmienie jest tak trudne, że prawie niemożliwe. Jest dość trudne, takie przypadki jak Hope to jednak pewne extremum, a jednak wskazuje na to, że 1) trzeba po prostu chcieć ( i tu w zasadzie wracam do początku, jeśli nie będziesz przekonana że chcesz, nie poznasz wszystkich zalet karmienia piersią, to byle przeszkoda czy wymówka skłoni Cię do przejścia na butelkę), 2) najlepiej mieć już wcześniej jakąś wiedzę na temat karmienia, bo może się okazać, że pierwsze trudności potrafią baaardzo człowieka zaskoczyć. Co z tego że butelkowe przesypiają noce? Ja uważam, że to mit drogie panie, moja córka szybko zaczęła przesypiać noce, ostatnio jej przeszło w związku z nowymi umiejętnościami i znowu budzi się jak noworodek :-p, czy mam jej dać kaszkę w butli żeby dłużej spała zatkana ciężkostrawnym żarciem? Może być całkiem odwrotnie ;-), a dzieci są różne butla nie 'gwarantuje' spokoju. Nie znam roczniaków, które czy to na piersi czy butelce budzą się kilka razy w nocy, znam takie które budzą się raz- to nie dezorganizuje życia matki, zapewniam Cię, znam też roczniaki, które budziły się wiele razy na mleko właśnie z butelki i ciężko zrozumieć, że dzieci budzą się nie tylko z głodu, ale też z potrzeby bliskości, kiedy np mama musi iść do pracy. Butelka to nie lekarstwo na wszelakie bolączki :tak:. W tej materii to chyba przydałyby się jakieś badania statystyczne, bo niestety wszystkich roczniaków nie poznałam osobiście, obiegowe 'opinie' nie są dla mnie miarodajne.
 
Witam wszystkie mamy zajmujace sie tematem karmienia piersia.

Mojego pierwszego synka karmilam 13 miesiecy i gdyby nie waga dla niemowlat, nie wiem czy dalabym rade.
Mieszkam w niemczech, tu jest nacisk na karmienie piersia i w szpitalach naprawde wspieraja i pomagaja w stawianiu pierwszych kroköw. Pomocna w tym jest waga dla niemowlat,ubrane dzieci sie wazy przed i po karmieniu, zeby sprawdzic ile wypily. Ja po wyjsciu ze szpitala kupilam wage i tak wazylam mojego bobaska i bylam zrozpaczona bo widzialam jak malo pil i plakal z glodu. Mimo wszystko sie nie poddawalam. Polozna polecila mi dokarmiac malego, najpierw piers a pozniej troche butli i odciagac resztki pokarmu. Noworodki czesto maja silna zöltaczke i sa slabe zeby mocno ssac wiec niekiedy trzeba na poczatku dokarmiac, ale jak nabiora sil to pija duzo lepiej i wystarczy sama piers. Zeby zwiekszyc ilosc mleka zalecaja picie piwa karmi, herbaty bawarki i herbaty dla matek karmiacych (koper wloski, anyz, kminek) , od czasu do czasu lampke "szampana" czyli wina musujacego. ja oprocz tego zarzywalam kapsulki z kozieradki lekarskiej, ktöre u mnie bardzo pobudzaly laktacje. Kryzys mina szybko i moglam karmic malego ponad rok, a teraz karmie drugie dziecko juz ponad 3 miesiace. Jak maly placze, to przynajmniej wiem, ze nie z glodu, a jak widzialam, ze malo wypil to przystawiam za jakis czas znowu. Moze stalam sie niewolnikiem wagi ale przynajmniej nie musze myc, wyparzac i przygotowywac butelek.
 
Kasia to "przesypianie nocy dzieci butelkowych" jest obiegową opinią i również nie jest zasadą ;-) Niemniej decydując się na dziecko trzeba być jeśli nie przygotowanym, to chociaż świadomym problemów. Przy małym dziecku wyspanie to luksus :sorry: Ale nie trwa wiecznie i kiedyś nadchodzi noc, którą można przespać w całości :-)

Ja faktycznie miałam ekstremalna problemy, ale i takie się zdarzają. Jak widać nie poddałam się, karmiłam 2 lata pierwsze dziecko, karmię z powodzeniem drugie.


Mamy często nie wiedzą jak wygląda proces karmienia, jaka jest prawidłowa ilość mleka jak ono wygląda, kolor zapach, konsystencja, ciągle doszukują się problemów często w sobie. Co jakiś czas pojawia się przecież kryzys laktacyjny, związany z rośnięciem dziecka, z jego zwiększonymi potrzebami, uruchamia to mechanizm zmuszające dziecko do zwiększonego wysiłku a tym samym umożliwia piersiom dostosować się do potrzeb malca. Wtedy właśnie dużo matek rezygnuje z karmienia piersią dodając ideologię do fizjonomii.


Tytanowa zalety które wymieniłaś są jak najbardziej mi znane. Szczególnie te długofalowe, których nie można przecenić.
 
reklama
Swietny temat i jak dla mnie jak najbardziej na czasie :biggrin2:...
Pamietam jak przed urodzeniem pierwszej coreczki wyobrazalam sobie jakze proste jest karmienie piersia. Przeciez to takie naturalne, wiele kobiet to robi takze i ja nie bede miala problemow. Zycie jednak przynosi niespodzianki, nawet te niemile. Okazalo sie ze karmienie to dla mnie bol i duzy stres. Tak bylo na poczatku. Nie potrafilam dobrze przylozyc dziecka do piersi, nie bylo w okol mnie tak naprawde osoby ktora moglaby mi to dobrze pokazac. Niby w okol mnie byly polozne, i inne kobiety (w uk np. health visitor) jednak nikt naprawde nie przypatrzyl sie z bliska moim problemom. Corka byla gloda, ja wciaz probowalam ja przystwiac do piersi. ona ssala a ja zwijalam sie z bolu. Niestety dalalam sie namowic na butelke. Takze moje pierwsze dziecko bylo tylko karmione tylko piersia przez miesiac. Fakt ze tez ona malo przybierala na wadze(tylko 40g tygodniowo) dlatego tez zdecydowalam sie na butelke. Musze dodac ze caly ten okres to duza depresja wywolana tym ze nie potrafie wykarmic swojego dziecka... ilez bylo lez ...Kiedy dowiedzialam sie ze bedziemy miec drugie dziecko od razu wiedzialam ze bede chciala karmic piersia. Tak bardzo chcialam aby mi sie tym razem udalo. Juz wiedzialam ze cala ta otoczka w okol karmienia wcale nie jest taka rozowa. Wiedzialam ze czasami moze byc pod gorke... Kiedy urodzilam druga coreczke zawziecie staralam sie robic wszystko poprawnie. Wczesniej czytalam duzo na necie o tym jak zachowac laktacje, jak przykladac dziecko itp. No i oczywiscie nie obylo sie bez problemow... moja druga coreczka takze ranila mi brodawki, a ja plakalam z bolu... jednak dzieki Bogu wymyslili cos takiego jak kapturki. Dzieki nim wyleczylam brodawki i dalej przykladalam mala do piersi. Dzis juz nie karmie z kapturkami. Mala daje sobie swietnie sama rade. Jak na razie karmie i mam nadzieje ze bede karmic przez pol roku. (A moze i dluzej?...). Do tej pory mialam juz kilka razy sytuacje kiedy chcialam zwatpic-przewaznie kiedy mala wisiala na cycu. Wtedy tlumaczylam sobie ze ona po prostu tego potrzebuje, moze musi wtedy zwiekszyc moja laktacje bo i jej potrzeby rosna. A ile juz wtedy razy uslyszlam aby dokarmiac butla!!! JA jednak sie nie poddalam. Dalej przykladalam ja do piersi kiedy tego potrzebowala. Bo kto to wymyslil aby przykladac dziecko do piersi co 3 godziny? A gdzie karmienie na zadanie?...
Stwierdzam-dzis mam wieksza wiedze a przede wszystkim wyluzowalam i to duzo mi pomoglo. Dalej mam okresy zwatpienia ale szybko sie opamietuje. Najwazniejsze ze corka przybiera ladnie na wadze i nie wydaje sie byc ciagle glodna :biggrin2:
A ja jestem przeszczesliwa ze wreszcie sie udalo. Trzeba dodadac ze ciagle cos jest nie tak ale ja wciaz walcze i jestem dobrej mysli.I tak samo jak inne dziewczyny stwierdzily jaka to ekonomia i nie trzeba sie martwic o butelki i mleko aby to wszedzie ze soba targac.
Widze jaka jest roznica kiedy sie karmi buteka albo tylko piersia. Zdecydowanie latwiejsze i przyjemniejsze jest to drugie.;-)
 
Do góry