[FONT=&]Ciężko pisać mi na bieżąco, bo przy dwójce dzieci naprawdę nigdy nie mam czasu na komputer. Kiedy mały śpi, staram się poświęcać czas Beatce. Kiedy oboje śpią- ogarniam dom i robię jakiś obiad, a wieczorem czasem uda nam się obejrzeć jakiś film, chyba, że wcześniej sami padniemy z dzieciakami, żeby chociaż chwilę odpocząć. Okazało się, że Dominik prawdopodobnie ma refluks, czyli ulewa się treść pokarmowa z żołądka. Zagęszczamy mu mleko i dajemy syrop antyrefluksowy. Prawdopodobnie dlatego zachłystywał się przy piersi. Myślę, że Beatka też mogła to mieć… to kolejny kamyczek do plusów, że nie karmię go już piersią. Z Beatką, która także ulewała chlustająco i w dodatku spinała się przy piersi miałam karmienie nie lada wyzwaniowe. Pamiętam, kiedy koleżanka odwiedziła mnie ze swoim synkiem Hubertem i przyszła pora karmienia to ona wyjęła pierś, przystawiła małego na jakieś 10 minut- on w spokoju się najadł i miała spokój. Natomiast ja przystawiałam Beatkę w tym samym czasie, a ona trzepała się przy piersi, wyginała swoje małe ciałko, płakała, a przy tym z tego wszystkiego się zachłystywała i ostatecznie ściągnięte do butli moje mleko jej dawałam, a ona żłopała to mleko, że musiałam jej zabierać, a potem przez to ulewała się strasznie… Ech, ciarki mi po plecach przechodzą, jak sobie to przypomnę. A teraz Dominik pewnie jadłby tak samo, bo tak samo się zachłystywał i nie mógł sobie poradzić z połykaniem napływającego pokarmu z piersi, który u mnie lał się strumieniem…[/FONT] [FONT=&]
Chciałabym tu poruszyć temat karmienia, bo dopiero teraz zrozumiałam pewne rzeczy. Przy drugim dziecku. Owszem, nadal uważam, że karmienie piersią jest najlepsze dla dziecka. Jest naturalne, dziecko wtedy raczej się dobrze wypróżnia, dostaje te wszystkie ważne przeciwciała itd. Kupka praktycznie w każdej pieluszce, więc żadnych zaparć i związanych z tym bóli brzuszka. Chociaż nie wiem, może to nie jest regułą, ale moja córka znosiła moje mleko najlepiej. No i jeszcze w przypadku alergii pokarmowej mama może eliminować pewne produkty z własnej diety i nadal pokarm jest pełnowartościowy dla dziecka. Tak przecież było u nas. Ja eliminowałam nabiał i produkty zawierające w swoim składzie laktozę i mleko i Beatka mogła jeść moje mleczko mimo, że miała nietolerancję laktozy i alergię pokarmową na mleko krowie i jaja. Dziecko zapamiętuje również smaki i potem łatwiej mu wprowadzić nowe pokarmy, bo można powiedzieć, że nie są dla niego tak do końca nowe. Poza tym również mama dochodzi szybko do siebie i chudnie w oczach, bo dziecko pomaga jej pozbyć się nadmiaru kilogramów, a macica pięknie się ściąga i brzuch wraca do siebie w ekspresowym tempie. To też pewnie nie jest regułą, ale u mnie tak akurat było. Co do mleka w kobiecych piersiach to sama się przekonałam, że to wszystko jest w naszej głowie. Jak bardzo chce się karmić piersią- to mleko się samo będzie produkowało. Warunkiem jest tylko przystawianie do piersi dziecka. Jeśli jest mało mleka- to przystawianie jak najczęstsze. Wtedy wszystko się samo reguluje. [/FONT] [FONT=&]
Przy pierwszym dziecku na początku prawie się poddałam, potem przyszła położna i podniosła mnie na duchu i zaczęłam wierzyć w to, że to mleko będzie i było. A to, że Beata się zachłystywała, że bałam się przez to ją karmić, bo za każdym razem to mogło być ostatnie zakrztuszenie przed zapaleniem płuc… To, jak dużo energii i zachodu poświęciłam na to, żeby na okrągło ściągać dla niej mleko i karmić ja butlą z powyższego powodu… ile mnie stresu to wszystko kosztowało. Bo, żeby produkować mleko- to trzeba przystawiać dziecko. Dodatkowo alergia, więc eliminacja z mojej diety produktów nabiałowych, mleka, słodyczy, pieczonych i smażonych potraw… Najpierw ją przystawiałam w stresie, żeby jej nie utopić, a potem jej ściągałam. Moje mleko przez dietę było bardzo dobrze przyswajalne i lekkostrawne, więc kupa w każdej pieluszce, ale głodek prawie co godzinę. Bałam się z nią gdziekolwiek pójść, bo to karmienie było strasznie męczące i ona się tak wyginała przy piersi… Cały czas wisiała na piersi, a ja starałam się z jednej ją karmić, żeby pobudzać laktację, a jak się najadła, to z drugiej ściągałam na później. I tak na zmianę. Nawet w nocy. Wtedy myślałam, że tak z nią jest, bo miała taki ciężki poród i jest specyficzna. Owszem ulewała często, ale jakoś dawaliśmy radę. Kiedyś chlusnęła mi, jak byliśmy u pediatry i on zaproponował mi syrop na ulewanie.
Myślę, że karmiąc Beatkę przez prawie pół roku dałam z siebie wszystko, co mogłam. Została na mnie tylko skóra i kości. Byłam z siebie dumna, że tak się potrafiłam zorganizować. Chociaż nigdy nie mogłam powiedzieć, że karmienie piersią to wygoda. Zawsze się śmiałam, że „to wygoda jak cholera”, czyli dla mnie żadna, ale czułam, że robię to, co powinnam, że jestem jej to winna. Sądziłam, że robię dla niej wszystko, co najlepsze. Mimo strachu i stresu, że ją zachłystuję, że może przez to mieć zapalenie płuc, mimo poświęcania całego wolnego czasu na ściąganie zamiast prawdziwie cieszyć się macierzyństwem. Dlaczego?[/FONT]
[FONT=&]Bo media stworzyły dla kobiet wizję matki idealnej. Firmy produkujące mleka modyfikowane nie mogą reklamować mlek początkowych, więc na każdej reklamie, w każdej szkole rodzenia wszyscy nam- mamom mówią, że karmienie naturalne jest najlepsze i to jest jedyna prawidłowa droga. Nikt nie mówi o tym, żeby nie robić tego za wszelką cenę. Starsze pokolenie też naciska na młode matki: „ bo ja was wszystkich wykarmiłam piersią i byliście zdrowi”. Poczucie, że dajemy naszym pociechom zdrowie- jest budujące, ale co jeśli robimy to za wszelką cenę? Za cenę nawet tego, że z tego dobra- zakrztuszone dziecko może mieć zapalenie płuc, a przez to antybiotyk … moja Beatka właśnie to przeszła, a ja nadal starałam się jej zapewnić mleko. [/FONT] [FONT=&]Wracasz do domu ze szpitala z noworodkiem, a potem odwiedzają cię wszyscy po kolei i jakie pierwsze pytanie słyszysz? „ A karmisz piersią, czy modyfikowanym?”. I jeszcze się nie spotkałam, żeby któraś kobieta karmiąca modyfikowanym odpowiedziała z dumą, że tak karmi. Zawsze każda próbuje się tłumaczyć, dlaczego nie karmi naturalnie. Tak, jakby robiła coś złego. Najczęstsze odpowiedzi: „Wiesz, bo miałam cesarkę, to już mi się mleko nie produkowało.”(mit), „Bo mam wklęsłe brodawki”, „Bo nie miałam mleka”, „Bo mleko zanikło” albo „Nie najadał się moim mlekiem i musiałam dokarmić, a potem się przyzwyczaił do butli”. Dlaczego się tłumaczymy w taki sposób? Bo przez medialną nagonkę- kobieta myśli, że jest złą matką, bo nie karmi swojego dziecka naturalnie. Nie będę wnikać w szczegóły dlaczego niektóre kobiety nie karmią naturalnie. Powodów jest wiele, ale przede wszystkim brak wiary we własne siły. Jeśli w naszej głowie zakiełkuje myśl, że nie jesteśmy w stanie wykarmić naszego malucha, bo np. nie mamy wystarczająco mleka- to faktycznie tego mleka nie będzie. Beata była kilka dni w inkubatorze, a mimo to laktacja pobudzana mi nie zanikła. Kiedy pomyślałam, że nie mam wystarczająco mleka- to ściągałam może 20 ml, a jak mówiłam sobie, że dam radę to ściągałam 250ml. Ale robiłam to za wszelką cenę, bo nie chciałam się uważać za złą matkę. Jak mnie ktoś zapytał jak karmię, to mówiłam z dumą, że naturalnym, chociaż częściej wypadało na naturalną butlę. [/FONT] [FONT=&]Drugie dziecko i miałam nadzieje, że tym razem będzie inaczej. W szpitalu od razu go karmiłam i przystawiałam do piersi, jak tylko mogłam. Mimo, że po cesarce to produkcja nastąpiła zaraz, bo w mojej głowie był spokój i myśl, że teraz będzie inaczej. Przystawiałam go na żądanie prawie co godzinę. W szpitalu szło nam super, bo była siara i mleko nie lało się strumieniem. Byłam z siebie dumna, że teraz będzie inaczej, że mam więcej doświadczenia, a Dominik nie trzepie się przy piersi, jak mała. Jak wróciliśmy do domu i laktacja się rozbujała, a ja zaczęłam go topić i zakrztuszać, jak Beatkę raz, drugi, trzeci i kolejne- to zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak jest. Przecież tym razem wszystko było jak trzeba. Drugi raz nie zniosłabym takiego stresu. Teraz muszę myśleć już o dwójce dzieci. To był powód odstawienia od piersi. Przepłakałam z tego powodu dwa dni, a potem wzięłam się w garść, bo przecież wybieram dla niego to, co lepsze. Nie będę ryzykować tym razem. No i co? Zauważyłam, ile straciłam przy Beatce. Karmiłam ją moim mlekiem, ściągałam przez resztę czasu. Nie byłam nigdy wystarczająco zadowolona z siebie, ciągle zmęczona, zestresowana, nie cieszyłam się przez to z macierzyństwa, poświęcałam mało czasu Krzysiowi… Czy była zdrowsza? Poza tym, że miała lekkostrawne mleko i nie miała zaparć i kolek nie wiem, czy była zdrowsza. Przez częste zachłystywanie trafiliśmy i tak do szpitala, wybrała antybiotyk, potem w szpitalu zaraziła się bakterią, więc kolejny antybiotyk, kolejne zachłystywanie- wzywałam pogotowie… ech było tych stresów ciągle wiele i już mi się nie chce teraz do tego wracać… Dlatego decyzję o odstawieniu Dominika podjęłam szybko, po kilku zakrztuszeniach już wiedziałam. I co? I miał kolki, zaparcia i płakał zanim nie znaleźliśmy odpowiedniego mleka. Przy czym okazało się, że to refluks. Nie przystawiam go co godzinę do piersi w stresie, więc mam czas dla Beatki i mogę cieszyć się z tych dzieci, a nie ciągle myśleć, czy zdołam ściągnąć wystarczająco mleka, czy go nie zakrztuszę po drodze… jak poukładałam sobie w głowie tą decyzję, to wtedy faktycznie zgubiłam pokarm, bo naprawdę to wszystko siedzi tylko w naszej głowie. Teraz widzę, ile straciłam przy Beatce zatracając się całkiem na spełnianie swojej powinności. Ile zdrowia i stresu mnie to kosztowało. Czy jestem złą matką? Nie uważam tak. Wybrałam dla swojego drugiego dziecka to, co było lepsze. Napisałam o tym tylko dlatego, że powinno się dawać mamom, które nie mogą karmić naturalnie poczucie, że mimo to też są dobrymi matkami.
Co o tym sądzicie?
edit:
Nie wiedziałam, gdzie poruszyć ten temat. Jeśli już było, to proszę moderatora o przeniesienie.
[/FONT]
Chciałabym tu poruszyć temat karmienia, bo dopiero teraz zrozumiałam pewne rzeczy. Przy drugim dziecku. Owszem, nadal uważam, że karmienie piersią jest najlepsze dla dziecka. Jest naturalne, dziecko wtedy raczej się dobrze wypróżnia, dostaje te wszystkie ważne przeciwciała itd. Kupka praktycznie w każdej pieluszce, więc żadnych zaparć i związanych z tym bóli brzuszka. Chociaż nie wiem, może to nie jest regułą, ale moja córka znosiła moje mleko najlepiej. No i jeszcze w przypadku alergii pokarmowej mama może eliminować pewne produkty z własnej diety i nadal pokarm jest pełnowartościowy dla dziecka. Tak przecież było u nas. Ja eliminowałam nabiał i produkty zawierające w swoim składzie laktozę i mleko i Beatka mogła jeść moje mleczko mimo, że miała nietolerancję laktozy i alergię pokarmową na mleko krowie i jaja. Dziecko zapamiętuje również smaki i potem łatwiej mu wprowadzić nowe pokarmy, bo można powiedzieć, że nie są dla niego tak do końca nowe. Poza tym również mama dochodzi szybko do siebie i chudnie w oczach, bo dziecko pomaga jej pozbyć się nadmiaru kilogramów, a macica pięknie się ściąga i brzuch wraca do siebie w ekspresowym tempie. To też pewnie nie jest regułą, ale u mnie tak akurat było. Co do mleka w kobiecych piersiach to sama się przekonałam, że to wszystko jest w naszej głowie. Jak bardzo chce się karmić piersią- to mleko się samo będzie produkowało. Warunkiem jest tylko przystawianie do piersi dziecka. Jeśli jest mało mleka- to przystawianie jak najczęstsze. Wtedy wszystko się samo reguluje. [/FONT] [FONT=&]
Przy pierwszym dziecku na początku prawie się poddałam, potem przyszła położna i podniosła mnie na duchu i zaczęłam wierzyć w to, że to mleko będzie i było. A to, że Beata się zachłystywała, że bałam się przez to ją karmić, bo za każdym razem to mogło być ostatnie zakrztuszenie przed zapaleniem płuc… To, jak dużo energii i zachodu poświęciłam na to, żeby na okrągło ściągać dla niej mleko i karmić ja butlą z powyższego powodu… ile mnie stresu to wszystko kosztowało. Bo, żeby produkować mleko- to trzeba przystawiać dziecko. Dodatkowo alergia, więc eliminacja z mojej diety produktów nabiałowych, mleka, słodyczy, pieczonych i smażonych potraw… Najpierw ją przystawiałam w stresie, żeby jej nie utopić, a potem jej ściągałam. Moje mleko przez dietę było bardzo dobrze przyswajalne i lekkostrawne, więc kupa w każdej pieluszce, ale głodek prawie co godzinę. Bałam się z nią gdziekolwiek pójść, bo to karmienie było strasznie męczące i ona się tak wyginała przy piersi… Cały czas wisiała na piersi, a ja starałam się z jednej ją karmić, żeby pobudzać laktację, a jak się najadła, to z drugiej ściągałam na później. I tak na zmianę. Nawet w nocy. Wtedy myślałam, że tak z nią jest, bo miała taki ciężki poród i jest specyficzna. Owszem ulewała często, ale jakoś dawaliśmy radę. Kiedyś chlusnęła mi, jak byliśmy u pediatry i on zaproponował mi syrop na ulewanie.
Myślę, że karmiąc Beatkę przez prawie pół roku dałam z siebie wszystko, co mogłam. Została na mnie tylko skóra i kości. Byłam z siebie dumna, że tak się potrafiłam zorganizować. Chociaż nigdy nie mogłam powiedzieć, że karmienie piersią to wygoda. Zawsze się śmiałam, że „to wygoda jak cholera”, czyli dla mnie żadna, ale czułam, że robię to, co powinnam, że jestem jej to winna. Sądziłam, że robię dla niej wszystko, co najlepsze. Mimo strachu i stresu, że ją zachłystuję, że może przez to mieć zapalenie płuc, mimo poświęcania całego wolnego czasu na ściąganie zamiast prawdziwie cieszyć się macierzyństwem. Dlaczego?[/FONT]
[FONT=&]Bo media stworzyły dla kobiet wizję matki idealnej. Firmy produkujące mleka modyfikowane nie mogą reklamować mlek początkowych, więc na każdej reklamie, w każdej szkole rodzenia wszyscy nam- mamom mówią, że karmienie naturalne jest najlepsze i to jest jedyna prawidłowa droga. Nikt nie mówi o tym, żeby nie robić tego za wszelką cenę. Starsze pokolenie też naciska na młode matki: „ bo ja was wszystkich wykarmiłam piersią i byliście zdrowi”. Poczucie, że dajemy naszym pociechom zdrowie- jest budujące, ale co jeśli robimy to za wszelką cenę? Za cenę nawet tego, że z tego dobra- zakrztuszone dziecko może mieć zapalenie płuc, a przez to antybiotyk … moja Beatka właśnie to przeszła, a ja nadal starałam się jej zapewnić mleko. [/FONT] [FONT=&]Wracasz do domu ze szpitala z noworodkiem, a potem odwiedzają cię wszyscy po kolei i jakie pierwsze pytanie słyszysz? „ A karmisz piersią, czy modyfikowanym?”. I jeszcze się nie spotkałam, żeby któraś kobieta karmiąca modyfikowanym odpowiedziała z dumą, że tak karmi. Zawsze każda próbuje się tłumaczyć, dlaczego nie karmi naturalnie. Tak, jakby robiła coś złego. Najczęstsze odpowiedzi: „Wiesz, bo miałam cesarkę, to już mi się mleko nie produkowało.”(mit), „Bo mam wklęsłe brodawki”, „Bo nie miałam mleka”, „Bo mleko zanikło” albo „Nie najadał się moim mlekiem i musiałam dokarmić, a potem się przyzwyczaił do butli”. Dlaczego się tłumaczymy w taki sposób? Bo przez medialną nagonkę- kobieta myśli, że jest złą matką, bo nie karmi swojego dziecka naturalnie. Nie będę wnikać w szczegóły dlaczego niektóre kobiety nie karmią naturalnie. Powodów jest wiele, ale przede wszystkim brak wiary we własne siły. Jeśli w naszej głowie zakiełkuje myśl, że nie jesteśmy w stanie wykarmić naszego malucha, bo np. nie mamy wystarczająco mleka- to faktycznie tego mleka nie będzie. Beata była kilka dni w inkubatorze, a mimo to laktacja pobudzana mi nie zanikła. Kiedy pomyślałam, że nie mam wystarczająco mleka- to ściągałam może 20 ml, a jak mówiłam sobie, że dam radę to ściągałam 250ml. Ale robiłam to za wszelką cenę, bo nie chciałam się uważać za złą matkę. Jak mnie ktoś zapytał jak karmię, to mówiłam z dumą, że naturalnym, chociaż częściej wypadało na naturalną butlę. [/FONT] [FONT=&]Drugie dziecko i miałam nadzieje, że tym razem będzie inaczej. W szpitalu od razu go karmiłam i przystawiałam do piersi, jak tylko mogłam. Mimo, że po cesarce to produkcja nastąpiła zaraz, bo w mojej głowie był spokój i myśl, że teraz będzie inaczej. Przystawiałam go na żądanie prawie co godzinę. W szpitalu szło nam super, bo była siara i mleko nie lało się strumieniem. Byłam z siebie dumna, że teraz będzie inaczej, że mam więcej doświadczenia, a Dominik nie trzepie się przy piersi, jak mała. Jak wróciliśmy do domu i laktacja się rozbujała, a ja zaczęłam go topić i zakrztuszać, jak Beatkę raz, drugi, trzeci i kolejne- to zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak jest. Przecież tym razem wszystko było jak trzeba. Drugi raz nie zniosłabym takiego stresu. Teraz muszę myśleć już o dwójce dzieci. To był powód odstawienia od piersi. Przepłakałam z tego powodu dwa dni, a potem wzięłam się w garść, bo przecież wybieram dla niego to, co lepsze. Nie będę ryzykować tym razem. No i co? Zauważyłam, ile straciłam przy Beatce. Karmiłam ją moim mlekiem, ściągałam przez resztę czasu. Nie byłam nigdy wystarczająco zadowolona z siebie, ciągle zmęczona, zestresowana, nie cieszyłam się przez to z macierzyństwa, poświęcałam mało czasu Krzysiowi… Czy była zdrowsza? Poza tym, że miała lekkostrawne mleko i nie miała zaparć i kolek nie wiem, czy była zdrowsza. Przez częste zachłystywanie trafiliśmy i tak do szpitala, wybrała antybiotyk, potem w szpitalu zaraziła się bakterią, więc kolejny antybiotyk, kolejne zachłystywanie- wzywałam pogotowie… ech było tych stresów ciągle wiele i już mi się nie chce teraz do tego wracać… Dlatego decyzję o odstawieniu Dominika podjęłam szybko, po kilku zakrztuszeniach już wiedziałam. I co? I miał kolki, zaparcia i płakał zanim nie znaleźliśmy odpowiedniego mleka. Przy czym okazało się, że to refluks. Nie przystawiam go co godzinę do piersi w stresie, więc mam czas dla Beatki i mogę cieszyć się z tych dzieci, a nie ciągle myśleć, czy zdołam ściągnąć wystarczająco mleka, czy go nie zakrztuszę po drodze… jak poukładałam sobie w głowie tą decyzję, to wtedy faktycznie zgubiłam pokarm, bo naprawdę to wszystko siedzi tylko w naszej głowie. Teraz widzę, ile straciłam przy Beatce zatracając się całkiem na spełnianie swojej powinności. Ile zdrowia i stresu mnie to kosztowało. Czy jestem złą matką? Nie uważam tak. Wybrałam dla swojego drugiego dziecka to, co było lepsze. Napisałam o tym tylko dlatego, że powinno się dawać mamom, które nie mogą karmić naturalnie poczucie, że mimo to też są dobrymi matkami.
Co o tym sądzicie?
edit:
Nie wiedziałam, gdzie poruszyć ten temat. Jeśli już było, to proszę moderatora o przeniesienie.
[/FONT]
Ostatnia edycja: