Jaxtoxja
Zaangażowana w BB
- Dołączył(a)
- 31 Styczeń 2022
- Postów
- 106
Poradźcie coś bo chyba zaczynam wariować!
Ciężko opisać moją sytuację w kilku słowach więc będzie to długi post.
Bardzo nie lubię gdy teściowa opiekuję się moim 7 miesięcznym synkiem. Nie mam problemu żeby dać dziecko komuś innemu na ręce, np. często proszę ojca dziecka żeby się nim zajął, nierzadko opiekuję się dzieckiem więcej niż ja, mam wtedy czas żeby zrobić coś innego czy zwyczajnie odpocząć (ale zdarza się też że potrafię mu odmówić gdy chce nakarmić czy przewinąć synka ponieważ czuję że to moja chwila na spędzenie czasu z dzieckiem a on wtedy może odpocząć), moja mama też bardzo często pomaga przy synku ale potrafie jej odmówić wzięcia małego na ręce (gdy np. on siedzi grzecznie u mnie na kolanach, jest spokojny i zadowolony, bawi się zabawką a moja mama podchodzi i chce go wziąć), nie mam też problemy gdy synka nosi moje rodzeństwo, szwagierka, ciocie czy nasi znajomi. Jedyny problem jest gdy synkiem chcę się zająć moja teściowa. Zacznę od tego że w trakcie ciąży bardzo się rozchorowałam. Syn jest wcześniakiem, oboje cudem przeżyliśmy a ja przeszłam kilka operacji i ponad dwa miesiące spędziłam w szpitalu. Kilkukrotnie słyszałam że mogę nie przeżyć, dochodziło do takich sytuacji że pisałam list pożegnalny do synka przed operacją. Doświadczyłam wielu cudów i jestem za to ogromnie wdzięczna. Po wyjściu ze szpitala nie mogłam sama opiekować się synkiem, nosić go czy karmić piersią. W tym czasie narzeczony opiekował się mną i dzieckiem a gdy wracałam do szpitala czy jeździłam na rehabilitację korzystaliśmy z pomocy teściowej. Niestety doszło do mnóstwa dziwnych sytuacji które zmieniły obraz teściowej w mojej głowie. Gdy wyszłam ze szpitala i przyjechałam odebrać synka ona płakała że go zabieram (niby że będzie tęsknić za nim), gdy przyjeżdżaliśmy z synkiem do teściowej ona sadzała mnie na kanapie, robiła mi herbatę i zabierała synka pod swoją opiekę. Często musiałam wołać kilka razy żeby mi go przyniosła, doszło też do sytuacji że wręcz musiałam wyrywać jej dziecko z rąk a ona zawsze miała jakieś ale ( ale ja go tam zaniosę, ale jeszcze go przewinę). Wszystko robione z troską o mnie ale ja gdy z czasem zaczęłam czuć się lepiej i wracać do formy tym bardziej chciałam sama opiekować się synkiem i nadrobić stracony czas. I tu zaczynają się schody. Teściowa jest z natury opiekuńcza (mojego narzeczonego cały czas traktuje jak małe dziecko, zawsze musi wiedzieć gdzie jest, robi mu kanapeczki i kroi na malutkie kawałki itp.). Mi nigdy to nie przeszkadzało, narzeczony sam potrafił się obronić gdy jego mama przesadzała. Ale gdy zaczęła nadmierną troskę okazywać mojemu dziecku, ja czuję że muszę go przed nią chronić. Chcę wiedzieć wszystko: ile spał, jadł, gdzie z nim jedziemy itp. Tesciowa nie ma swojego życia, nie pracuje, jest samotna, w ogóle nie wychodzi z domu, nie ma żadnych pasji czy koleżanek. Jej całym światem były dzieci a teraz mam wrażenie że jej jedynym źródłem szczęścia jest wnuk. Jest też osobą bardzo strachliwą, boi się wszystkiego, ma problem z załatwieniem najprostszych rzeczy. I tak samo traktuje wnuka. Dochodziło do sytuacji gdy zabroniła otwierać przy nim lodówkę bo się zaziębi czy otwierać jednocześnie dwa drzwi od samochodu bo go przewieje. Czuję się przy niej jak wyrodna matka bo ja hartuje moje dziecko, zabieram na spacer w mrozie czy nie biegnę na każde jego pisnięcie. Teściowa nie pozwala mu zapłakać a gdy to się zdarzy wymyśla że na pewno boli go brzuszek. Przez to wszystko z dużą niechęcią jeżdżę do teściowej, robię to tylko dla mojego narzeczonego ale każda taka wizyta jest dla mnie stresująca. Wiem że gdy tylko wejdę do jej domu ona rzuci się w stronę mojego synka i zaraz będzie chciała go wziąć na ręce. Czuję brak swobody, cały czas teściowa siedzi przy moim synku. Odkąd czuję się lepiej nie zawsze mam ochotę oddawać go wszystkim, chcę się nim nacieszyć czy pochwalić, chcę też wzmocnić naszą relację matki z dzieckiem. Mały jest bardzo pogodnym maluchem, do każdego się uśmiecha i nikogo się nie boi. Mam bardzo trudną sytuację gdyż jestem nieuleczalnie chora i mimo że teraz moje zdrowie jest stabilne, w każdej chwili może się pogorszyć. Wiem też że czekają mnie kolejne operacje. Chcę się opiekować synkiem dopóki jestem w stanie ale szczęście macierzyństwa przysłania mi ciągła "walka" z teściową o synka. Mam wrażenie że wychowuje go w trójkącie: ja, narzeczony i teściowa. Rozmowy o tym nic nie pomagają bo teściowa mówi że robi to z troski. A dla mnie to stres i problem. Nie chcę czasu jaki mi pozostał spędzić na ciągłym tłumaczeniu teściowej że teraz nie dam jej mojego synka na ręce bo sama chcę się nim nacieszyć. Ostatnio doszło do kolejnej przykrej dla mnie sytuacji gdy trafiłam do szpitala na oddział ratunkowy a gdy wróciłam teściowa nawet się mnie nie zapytała jak się czuje, czego się dowiedziałam, co dalej z moim leczeniem itp. Potrafiła za to 10 razy powtórzyć że pierwsza wiozła mojego synka w nowym wózku. To jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu że moje emocje i obawy nie są wyssane z palca. Rozmawiam o wszystkim z narzeczonym, on mnie wspiera i trzyma moja stronę ale też czasami mówi że przesadzam i uczepiłam się jego mamy. Czuję że czasem przemawia przeze mnie zazdrość ale też wiem że w moim przypadku każda chwila z synkiem jest na wagę złota i dopóki jestem w stanie chcę sama się nim zajmować. Przez teściową macierzyństwo bywa dla mnie stresujące, jedyne co mnie pociesza w jej przypadku to to że nie zrobi krzywdy mojemu dziecku. Wiem też że więcej dzieci nie będę miała. To wszystko jest bardzo trudne. Co o tym myślicie?
Ciężko opisać moją sytuację w kilku słowach więc będzie to długi post.
Bardzo nie lubię gdy teściowa opiekuję się moim 7 miesięcznym synkiem. Nie mam problemu żeby dać dziecko komuś innemu na ręce, np. często proszę ojca dziecka żeby się nim zajął, nierzadko opiekuję się dzieckiem więcej niż ja, mam wtedy czas żeby zrobić coś innego czy zwyczajnie odpocząć (ale zdarza się też że potrafię mu odmówić gdy chce nakarmić czy przewinąć synka ponieważ czuję że to moja chwila na spędzenie czasu z dzieckiem a on wtedy może odpocząć), moja mama też bardzo często pomaga przy synku ale potrafie jej odmówić wzięcia małego na ręce (gdy np. on siedzi grzecznie u mnie na kolanach, jest spokojny i zadowolony, bawi się zabawką a moja mama podchodzi i chce go wziąć), nie mam też problemy gdy synka nosi moje rodzeństwo, szwagierka, ciocie czy nasi znajomi. Jedyny problem jest gdy synkiem chcę się zająć moja teściowa. Zacznę od tego że w trakcie ciąży bardzo się rozchorowałam. Syn jest wcześniakiem, oboje cudem przeżyliśmy a ja przeszłam kilka operacji i ponad dwa miesiące spędziłam w szpitalu. Kilkukrotnie słyszałam że mogę nie przeżyć, dochodziło do takich sytuacji że pisałam list pożegnalny do synka przed operacją. Doświadczyłam wielu cudów i jestem za to ogromnie wdzięczna. Po wyjściu ze szpitala nie mogłam sama opiekować się synkiem, nosić go czy karmić piersią. W tym czasie narzeczony opiekował się mną i dzieckiem a gdy wracałam do szpitala czy jeździłam na rehabilitację korzystaliśmy z pomocy teściowej. Niestety doszło do mnóstwa dziwnych sytuacji które zmieniły obraz teściowej w mojej głowie. Gdy wyszłam ze szpitala i przyjechałam odebrać synka ona płakała że go zabieram (niby że będzie tęsknić za nim), gdy przyjeżdżaliśmy z synkiem do teściowej ona sadzała mnie na kanapie, robiła mi herbatę i zabierała synka pod swoją opiekę. Często musiałam wołać kilka razy żeby mi go przyniosła, doszło też do sytuacji że wręcz musiałam wyrywać jej dziecko z rąk a ona zawsze miała jakieś ale ( ale ja go tam zaniosę, ale jeszcze go przewinę). Wszystko robione z troską o mnie ale ja gdy z czasem zaczęłam czuć się lepiej i wracać do formy tym bardziej chciałam sama opiekować się synkiem i nadrobić stracony czas. I tu zaczynają się schody. Teściowa jest z natury opiekuńcza (mojego narzeczonego cały czas traktuje jak małe dziecko, zawsze musi wiedzieć gdzie jest, robi mu kanapeczki i kroi na malutkie kawałki itp.). Mi nigdy to nie przeszkadzało, narzeczony sam potrafił się obronić gdy jego mama przesadzała. Ale gdy zaczęła nadmierną troskę okazywać mojemu dziecku, ja czuję że muszę go przed nią chronić. Chcę wiedzieć wszystko: ile spał, jadł, gdzie z nim jedziemy itp. Tesciowa nie ma swojego życia, nie pracuje, jest samotna, w ogóle nie wychodzi z domu, nie ma żadnych pasji czy koleżanek. Jej całym światem były dzieci a teraz mam wrażenie że jej jedynym źródłem szczęścia jest wnuk. Jest też osobą bardzo strachliwą, boi się wszystkiego, ma problem z załatwieniem najprostszych rzeczy. I tak samo traktuje wnuka. Dochodziło do sytuacji gdy zabroniła otwierać przy nim lodówkę bo się zaziębi czy otwierać jednocześnie dwa drzwi od samochodu bo go przewieje. Czuję się przy niej jak wyrodna matka bo ja hartuje moje dziecko, zabieram na spacer w mrozie czy nie biegnę na każde jego pisnięcie. Teściowa nie pozwala mu zapłakać a gdy to się zdarzy wymyśla że na pewno boli go brzuszek. Przez to wszystko z dużą niechęcią jeżdżę do teściowej, robię to tylko dla mojego narzeczonego ale każda taka wizyta jest dla mnie stresująca. Wiem że gdy tylko wejdę do jej domu ona rzuci się w stronę mojego synka i zaraz będzie chciała go wziąć na ręce. Czuję brak swobody, cały czas teściowa siedzi przy moim synku. Odkąd czuję się lepiej nie zawsze mam ochotę oddawać go wszystkim, chcę się nim nacieszyć czy pochwalić, chcę też wzmocnić naszą relację matki z dzieckiem. Mały jest bardzo pogodnym maluchem, do każdego się uśmiecha i nikogo się nie boi. Mam bardzo trudną sytuację gdyż jestem nieuleczalnie chora i mimo że teraz moje zdrowie jest stabilne, w każdej chwili może się pogorszyć. Wiem też że czekają mnie kolejne operacje. Chcę się opiekować synkiem dopóki jestem w stanie ale szczęście macierzyństwa przysłania mi ciągła "walka" z teściową o synka. Mam wrażenie że wychowuje go w trójkącie: ja, narzeczony i teściowa. Rozmowy o tym nic nie pomagają bo teściowa mówi że robi to z troski. A dla mnie to stres i problem. Nie chcę czasu jaki mi pozostał spędzić na ciągłym tłumaczeniu teściowej że teraz nie dam jej mojego synka na ręce bo sama chcę się nim nacieszyć. Ostatnio doszło do kolejnej przykrej dla mnie sytuacji gdy trafiłam do szpitala na oddział ratunkowy a gdy wróciłam teściowa nawet się mnie nie zapytała jak się czuje, czego się dowiedziałam, co dalej z moim leczeniem itp. Potrafiła za to 10 razy powtórzyć że pierwsza wiozła mojego synka w nowym wózku. To jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu że moje emocje i obawy nie są wyssane z palca. Rozmawiam o wszystkim z narzeczonym, on mnie wspiera i trzyma moja stronę ale też czasami mówi że przesadzam i uczepiłam się jego mamy. Czuję że czasem przemawia przeze mnie zazdrość ale też wiem że w moim przypadku każda chwila z synkiem jest na wagę złota i dopóki jestem w stanie chcę sama się nim zajmować. Przez teściową macierzyństwo bywa dla mnie stresujące, jedyne co mnie pociesza w jej przypadku to to że nie zrobi krzywdy mojemu dziecku. Wiem też że więcej dzieci nie będę miała. To wszystko jest bardzo trudne. Co o tym myślicie?