Grabarzenka
Fanka BB :)
No właśnie na podstawie rozmów z wieloma osobami z mojego otoczenia. Krytykujecie mnie tylko dlatego, że miałam odwagę napisać swoje zdanie a prywatnie jestem bardzo empatyczna osobą, która wiele wie o życiu prywatnym ludzi dookoła bo mi po prostu ufają i daje im wsparcie na każdym kroku. I Nigdy nie krytykuje. Jeśli Twoje podejście jest takie to super, bo jest bardzo rozsądne ale niestety wielu kobietom tego brakuje.Na jakiej podstawie twierdzisz, ze kobiety, które się starają o ciąże o niczym innym nie myślą i nie korzystają z życia ? Wiele z nich nawet (w tym ja) otwarcie pisze, ze jeśli np. Za jakiś czas się nie uda albo jak w moim przypadku będzie to wymagało leków, zastrzyków itp i będzie mnie to przerastać to zostanę ze starym sama i będzie tez nam wspaniale
Oh. Ostatni raz wchodzę w wymianę zdań:Robisz to cały czas. Cały czas rzucasz jadem. Na przykład umniejszając moim stratom i stratom innych dziewczyn. Rozumiem, że dla Ciebie poronienie obcej kobiety jest raczej średnio istotne i wcale mnie jakoś mocno to nie dziwi, umiejętność współodczuwania to rzadkość. Ale równie rzadko zdarza się żeby ktoś w ten sposób wypowiadał się o martwych płodach na forum dla kobiet. O ile ja mam to w dupie o tyle rozmawiamy prywatnie conajmniej z kilkoma dziewczynami, które po przeczytaniu tego po prostu by się powiesiły. Więc jeśli uważasz, że dalej masz kompetencje do prowadzenia rozmów z osobami dotkniętym niepłodnością, to kończę te dyskusje i życzę Ci spokojnej i zdrowej dalszej części rozwoju Twojego zbioru informacji genetycznej
Po pierwsze- poronienie każdej kobiety na tym forum osobiście bardzo mnie boli i wywołuje wewnętrzne poczucie niesprawiedliwości zwłaszcza w momencie kiedy jestem w ciąży z dzieckiem średnio planowanym i nie rozumiem dlaczego u nas się udało a inne kobiety latami o to walczą.
Po drugie- wypowiedziałam się w taki sposób o martwych dzieciach tylko dlatego, że próbujesz mi wmówić, że śmiertelna choroba ludzi żyjących na tym świecie a poronienie na etapie 6 czy 8 tygodnia to jest to samo. No nie, nie jest. Co nie zmienia faktu, że poronienie jest również tragedia sama w sobie i będąc osobiście na etapie 6 tygodnia ciąży nie wiem, czy bym sobie z nim szybko poradziła, a każdego dnia się modlę aby tego uniknąć. Jednak nadal wolała bym poronić teraz, niż żeby moja żyjąca córka czy mąż byli śmiertelnie chorzy.
Akurat wiedzę o hormonach i przebiegu porodu mam w jednym palcu bo należę do panikar, które zanim cokolwiek w życiu robią to najpierw się bardzo długo edukują więc zarzucanie mi głupoty w tym temacie po prostu przemilcze. Skoro tak wiele wiesz na temat hormonów w porodzie to musisz przyznać, że poród może się zatrzymać poprzez zbyt silny stres kobiety rodzącej? A tylko takie przesłanie było z tamtej wypowiedzi.To, co piszesz jest krzywdzące i po prostu głupie. Jako dowód na słuszność jakiegoś twierdzenia przytaczasz, że ludzie w to wierzą. Takim sposobem musimy przyjąć za prawdę historie o czarnej Wołdze i żydowskiej macy z krwi chrześcijańskich dzieci (nie wzięły się chyba znikąd, nie?). Teoria o frustracji z braku ciąży też nietrafiona. Ja mam bezproblemowo poczęte i urodzone dziecko (bunt dwulatka też ogarnięty) inne dziewczyny także mają dzieci lub ich oczekują. Tym, co powoduje tu wzburzenie jest głupota.
Próbując ratować nieprawdziwe teorie mnożysz błędne argumenty. Jak ten o stresie i adrenalinie - skoro stres tak źle wpływa na płodność to jak wytłumaczysz, że dzietność w rejonach głodu i konfliktów zbrojnych jest daleko wyższa od dzietności państw rozwiniętych (gdzie z kolei walczymy z niepłodnością)? Co do porodu - adrenalina jest hormonem naturalnie występującym w porodzie - kolejny argument kulą w płot (nie mam siły wymieniać wszystkich).
Tu nie chodzi o MOJĄ (ani nawet NASZĄ) rację tylko o wiedzę.
I na tym kończę dyskusje bo absolutnie nie zamierzałam wchodzić w jakiekolwiek pyskówki tylko przedstawiłam swoją opinię poparta faktami, ewentualnie przykładami. Absolutnie nie porównywałam jednej sytuacji do drugiej aczkolwiek proponuje po prostu czasem wrzucić na luz i korzystać z tego, co się ma.