Kaśka, a ja myślałam, że Ty zaprawiona przez mamuchnę, potrafisz wrzucić na luz... Daj spokój z wysłuchiwaniem takich komentarzy, szkoda zdrowia.
Od mojej Karolinki też trzeba kupić słowo. Nie gada mimo tego, że my nawijamy na maxa (może nam słuchacz rośnie), czytamy jej dużo... No cóż, jeszcze się w życiu nagada
A ja po weekendzie w domku jednorodzinnym i wiecie co? Z radością wróciłam do siebie
Wszędzie dobrze,ale w domu najlepiej. Rafał tam jeszcze został, bo ci znajomi wracają dopiero jutro i psy trzeba przenocować w garażu, a ramo je wypuścić. tak wiec ja w domu, a Rafał na "wygnaniu"
Nie mogę sobie poradzić z nastrojami. To jakaś masakra jest. Pamiętam posty
Mamyoli ciążowe i chyba mam to samo
. Wiecie co? Jakoś nie potrafię się cieszyć. Wiem, ze to pewnie jesień mnie dopadła, te temperatury, pogoda (u nas jak w zimie
)
W piątek miałam już chęć wrócić do pracy i wyżywać się na obcych, a nie na swoim dziecku!!! Przecież to obłęd!
Rano nagadałam Rafałowi, nawtykałam mu (tzn wystarczyły 2 zdania
), potem cały zień do dupy...
Poszliśmy tez sobie do kościoła i idąc ze złami w oczach modliłam się o spokój w sercu. Tylko ksiądz wyszedł do mszy, mi w gardle urosła taka gula, że nie mogłam wycedzić słowa. Stałam jak ta wariatka ze łzami w oczach i myślałam, ze ryknę płaczem.
Najciężej mi, jak nie mam cierpliwości do Karoli. Ona chce, żebym się z nią bawiła, a ja mam ochotę pospać... Ona chodzi i prosi, a ja wpieniona, bo nieżywa
Źle mi strasznie, jestem bezradna wobec samej siebie