Przeczytałam ze łzami w oczach cały ten wątek.
Czytając wiele waszych wypowiedzi miałam wrażenie, że to o mnie ...
My jesteśmy małżeństwem 9 lat. Mamy dwie córeczki 8 i 2 latka. Przez 8 lat nie było źle. Owszem zdarzały się kłótnie, nieporozumienia, ale zawsze potrafiliśmy się dogadać, przeprosić.
Umówiliśmy się, ze to on zarabia a ja zajmuję się domem. Tak było przez te wszystkie lata. On zarabiał, dbał o to abyśmy mieli godne życie a ja prowadziłam dom, zajmowałam się dziećmi. Mąż po pracy chętnie bawił się z córkami, chodził na spacery lub zajmował się jakimiś drobnymi męskimi pracami domowymi. Często w niedziele wyjeżdżaliśmy gdzieś razem.
Problemy, owszem, pojawiały się, ale jakoś wspólnie potrafiliśmy dojść do porozumienia.
Jakiś rok temu coś pękło, coś się stało i od tamtej pory jest beznadziejnie. Zrobił jeden wielki koszmar z mojego życia.
Zaczął więcej pić. Często wraca po pracy pijany i robi mi wtedy awantury. Wiem, ze z pijanym człowiekiem nie ma sensu dyskutować, więc siedzę wtedy cicho, a on wtedy mnie wyzywa od najgorszych. Używa takich słów, ze mi nigdy by nie przeszły przez gardło. Zdarzyło się już kilkakrotnie, że uderzył mnie po pijaku. Potrafi w napadzie szału rzucać i niszczyć sprzęt domowy np telewizor, komputer. Sprawia mu to ogromną radość. Radość sprawia mu poniżanie i wyzywanie mnie, gdy zrobi mi przykrość, gdy widzi moje łzy ....Żebym nie wiem jak się starała, to zawsze znajdzie jakiś kurz czy nie poskładane ubrania i twierdzi, że nic nie robię w domu.
Gdy zrobię obiad (a wiem, ze dobrze gotuję) potrafi powiedzieć, ze nie nadaje się to nawet psu do jedzenia.
Zagroziłam, ze wyprowadzam się od niego, ale nic to nie dało. Sam kazał mi wyp...ć i nie pokazywać się więcej. Milion razy próbowałam porozmawiać, ale zawsze jest jakieś ale ... albo jest zajęty, albo jest zmęczony i musi się wyspać, albo nie ma ochoty mnie słuchać.
Za każdym razem kiedy pytam się go, dlaczego jest taki, dlaczego tak mnie rani, to twierdzi, ze to moja wina i sama do tego doprowadziłam, ale nigdy nie podał, zadnych konkretów.
Nasza mlodsza córeczko często choruje, ma alergię i często jeździmy do lekarzy. Ostatnio nakrzyczał na mnie, że nie zrobię sobie prawa jazdy tylko on musi wcześniej kończyć pracę i spieszyć się do domu. A dodam, ze prpwadzi swoją firmę i jest panem swojego czasu pracy.
Naprawdę nie mam już siły tkwić w tym wszystkim. W życiu bym nie przypuszczala, że tak się to wszystko ułoży. Moi rodzice o niczym nie wiedzą. Wstyd mi się przyznać, bo wiem, że usłyszę od nich coś w stylu "chciałaś, to masz". Poza tym cały czas mam nadzieję, ze jeszcze kiedyś będzie dobrze.
Teściowa wie o wszystkim, bo mieszka bardzo blisko, nawet jest po mojej stronie, ale ona nie ma żadnego wpływu na syna. Również ją potrawi wyzwać od najgorszych i w ogóle nie liczy się z jej słowami.
Dopuki żył teść, to jeszcze jakby trochę czół respekt, trochę się obawial, ale teść umarł rok temu i po prostu puściły mu wszelkie hamulce.
Tkwie w tym pseudo małżeństwie tylko ze względu na dzieci. Kocham je nad życie i najbardziej na świecie pragnę aby miały pełną, kochającą się rodzinę.
Czytając wiele waszych wypowiedzi miałam wrażenie, że to o mnie ...
My jesteśmy małżeństwem 9 lat. Mamy dwie córeczki 8 i 2 latka. Przez 8 lat nie było źle. Owszem zdarzały się kłótnie, nieporozumienia, ale zawsze potrafiliśmy się dogadać, przeprosić.
Umówiliśmy się, ze to on zarabia a ja zajmuję się domem. Tak było przez te wszystkie lata. On zarabiał, dbał o to abyśmy mieli godne życie a ja prowadziłam dom, zajmowałam się dziećmi. Mąż po pracy chętnie bawił się z córkami, chodził na spacery lub zajmował się jakimiś drobnymi męskimi pracami domowymi. Często w niedziele wyjeżdżaliśmy gdzieś razem.
Problemy, owszem, pojawiały się, ale jakoś wspólnie potrafiliśmy dojść do porozumienia.
Jakiś rok temu coś pękło, coś się stało i od tamtej pory jest beznadziejnie. Zrobił jeden wielki koszmar z mojego życia.
Zaczął więcej pić. Często wraca po pracy pijany i robi mi wtedy awantury. Wiem, ze z pijanym człowiekiem nie ma sensu dyskutować, więc siedzę wtedy cicho, a on wtedy mnie wyzywa od najgorszych. Używa takich słów, ze mi nigdy by nie przeszły przez gardło. Zdarzyło się już kilkakrotnie, że uderzył mnie po pijaku. Potrafi w napadzie szału rzucać i niszczyć sprzęt domowy np telewizor, komputer. Sprawia mu to ogromną radość. Radość sprawia mu poniżanie i wyzywanie mnie, gdy zrobi mi przykrość, gdy widzi moje łzy ....Żebym nie wiem jak się starała, to zawsze znajdzie jakiś kurz czy nie poskładane ubrania i twierdzi, że nic nie robię w domu.
Gdy zrobię obiad (a wiem, ze dobrze gotuję) potrafi powiedzieć, ze nie nadaje się to nawet psu do jedzenia.
Zagroziłam, ze wyprowadzam się od niego, ale nic to nie dało. Sam kazał mi wyp...ć i nie pokazywać się więcej. Milion razy próbowałam porozmawiać, ale zawsze jest jakieś ale ... albo jest zajęty, albo jest zmęczony i musi się wyspać, albo nie ma ochoty mnie słuchać.
Za każdym razem kiedy pytam się go, dlaczego jest taki, dlaczego tak mnie rani, to twierdzi, ze to moja wina i sama do tego doprowadziłam, ale nigdy nie podał, zadnych konkretów.
Nasza mlodsza córeczko często choruje, ma alergię i często jeździmy do lekarzy. Ostatnio nakrzyczał na mnie, że nie zrobię sobie prawa jazdy tylko on musi wcześniej kończyć pracę i spieszyć się do domu. A dodam, ze prpwadzi swoją firmę i jest panem swojego czasu pracy.
Naprawdę nie mam już siły tkwić w tym wszystkim. W życiu bym nie przypuszczala, że tak się to wszystko ułoży. Moi rodzice o niczym nie wiedzą. Wstyd mi się przyznać, bo wiem, że usłyszę od nich coś w stylu "chciałaś, to masz". Poza tym cały czas mam nadzieję, ze jeszcze kiedyś będzie dobrze.
Teściowa wie o wszystkim, bo mieszka bardzo blisko, nawet jest po mojej stronie, ale ona nie ma żadnego wpływu na syna. Również ją potrawi wyzwać od najgorszych i w ogóle nie liczy się z jej słowami.
Dopuki żył teść, to jeszcze jakby trochę czół respekt, trochę się obawial, ale teść umarł rok temu i po prostu puściły mu wszelkie hamulce.
Tkwie w tym pseudo małżeństwie tylko ze względu na dzieci. Kocham je nad życie i najbardziej na świecie pragnę aby miały pełną, kochającą się rodzinę.