Beti... Aniko... Lumia.. cholera... tylko moge sie domyslac co czujecie... jesli czujecie ze potrzebujecie pomocy, to nie wahajcie sie z niej skorzystac. Forum moze nie wystarczyc.
Wczoraj wieczorem nie moglam uczestniczyc w dyskusji, choc bardzo bym chciała..
Natomiast co do mowienia wokol o ciazy i problemach.. uwazam, ze nie ma złotego srodka - niestety.. i tak jak kiedy tlumimy zal i bol w srodku kiedy nikt nie wie, to podobne frustracje nas dopadaja kiedy ludzie wiedza...
My popelnilismy jeden blad na poczatku staran. Powiwdzielismy znajomym z paczki. Wszyscy szybko zaciazyli, a my nic... i nic, i nic... durne pytania "i jak tam? Juz sie udalo?" Patrzenie na rosnace brzuchy i ciuszki kolezanek... ja juz wtedy czulam, ze z nami jest cos nie tak... monitoringi cyklu,clo, pierwsze rozmowy o iui i ivf. I czulam, czulam ze to ivf gdzies jest mi pisane...
Nasza paczka sie zmieniła. Tzn podzielila. My zostalismy w tej bezdzietnej. Tyle ze oni wszyscy gonią nadal za kasą, fajnym samochodem, milością, zyja praca, wakacjami. My zylismy od wizyty do wizyty, od badania do badania, z wiecznie zalosnym stanem konta itp itd... zdrowe jedzenie podczas gdy wszyscy opychali sie chipsami i popijali colą, zlopali alkohol itd... milion rzeczy, roznic w sposobie myslenia itd... czulam sie dziwnie. Zle. I te pytania... i jak? Kiedy klinika? I odpowiadasz "cos" czego rozmowca i tak nie rozumie i ma to w dupie... bo przrciez go to nie dotyczy. "Aaa... nie mozecie...musicie byc w domu na zastrzyk..." kto to cholera rozumie jesli w tym nie siedzi?
Zatroskane miny pelne współczucia? Pomoze wam to? Druga strona medalu - nie mam mamy, rodzenstwa, taty.. nikogo takiego pod reka ani pod telefonem. Gdzies tam sobie są, i niech tam zostaną. Operacji ginekologicznej nie dalo sie ukryc, wiec o wszystkim wiedziala teściowa. O problemach z plidnoscia automatycznie tez. O procedurze ivf tez. I wydawałoby sie, ze bedzie madrzejsza od moich znajomych. Ale guzik prawda. Na poczatku jej tlumaczylam pewne rzeczy. Ale pozniej przestalam. O pierwszym transferze wiedziala chociazby dlatego ze musieliśmy odejsc z N od wielkanocnego stolu.. o negatywnej becie oczywiscie tez sie dowiedziala. Uprzedzalam wczesniej, ze tak moze byc.. a i tak nie ominęły mnie pozniej wielokrotne dopytki "dlaczego sie nie udalo? ". Za pierwszym razem mialam sile jej powiedziec czemu moglo sie nie udac, ale drugiego i trzeciego razu juz nie wytrzymalam...bo kto jest na tyle silny zeby rozmawiac z idiotą...
Drugi transfer byl tajemnica. Tak było mi lepiej. I lepiej znioslabym tez porażkę. Bez upierdliwosci, glupich pytan i spojrzen współczucia. Bliscy znajomi wiedzieli... ale o nastepnym transferze na pewno bym milczala.
Każdy jest inny.. każdy inaczej odbiera rozne bodzce, gesty i slowa... ale dla mnie litosc w oczach to cos strasznego... od razu mnie to łamie. A z drugiej strony nie czuje sie na tyle mocna zeby swobodnie rozmawiac o tym czemu nie wychodzi... to jest mega ciezkie. Mega, mega ciezkie.
A to i tak kropla w tym co wy przechodzicie.
Magdo! Bardzo sie ciesze ze zaczynasz
))))) bardzo, bardzo!
Lumia trzymam kciuki za postepy w rozwiazywaniu problemu! W koncu jest punkt zaczepienia. Jesli immunologia - encorton bralabym na pewno. U mnie byl podawany "na zas".. i wiele klinik tak robi bez stosownych badan immunologicznych.