Cześć Dziewczyny
ja się w miarę pozbierałam, otrzepałam, ślady po szwach się goją i doszłam do wniosku że życie toczy się dalej a ja nadal mam szansę na bycie mamą i będę o nią walczyć więc wracam
Okazało się że jestem przypadkiem bardzo wyjątkowym, a moja skacząca beta oznaczała jednak (wbrew logice i naturze) ciążę pozamaciczną w lewym jajowodzie ( po komentarzach lekarzy wnoszę że u mnie w szpitalu byłam chyba pierwszym takim przypadkiem po in vitro więc zyskałam niejako status celebryty ;] ). Mój gin prowadzący stwierdził że na 16 lat pracy w zawodzie jestem jego 3 takim przypadkiem...i że mieliśmy cholernego pecha.
Beta doszła do ponad 900 i wtedy udało się uchwycić zarodek na usg. Ciąża została usunięta wraz z lewym jajowodem laparoskopowo, przed sylwestrem. Szwy goją się w miarę, dziś idę sprawdzić betę i po pierwszej miesiączce kontrola usg. Generalnie wydaje mi się że mam owulację (śluz, pobolewający prawy jajnik) co byłoby dobrym sygnałem, że wszystko wraca do normy. Do odebrania wyniki histopatol. ale to dopiero po 15.1. Mam nadzieję że może to coś wyjaśni bo na razie ciężko się z tym pogodzić bo w sumie nie ma tu winnych, a łatwiej byłoby mieć na kogoś lub coś zwalić winę. Lekarze powtarzają że mieliśmy pecha, że zarodek dobry, u mnie wyniki też. Chcę jeszcze skonsultować gin endo z mojej kliniki i zrobić hormony przysadkowe i badanie kurczliwości macicy (?) Miał ktoś? Szkoda mi tego straconego czasu bo teraz w sumie powinniśmy czekać ok 3 m-cy. Mamy jeszcze 2 zarodki więc jest o co walczyć...
Niezmiennie trzymam za Was wszystkie kciuki.