Kochana ja od nastolatki wiedziałam, że będę miała problemy z zajściem w ciąże - nocami rozmyślałam nad tym jak to będzie, jak i kiedy powiem o tym przyszłemu mężowi... nikomu nie życzę takiej sytuacji. Na szczęście mój Emek przyjął to ze smutkiem, pokorą i nadzieją - dał mi dużo wsparcia.
Ale przecież nie mogłam przez te kilkanaście lat chodzić cały czas bez humoru prawda? cieszyłam się każdym dniem, pocałunkiem, pyszną kawą i tańcem w deszczu i spacerem po plaży... oczywiście dopadały mnie złe myśli i nadal dopadają. Bo zajść to jeszcze długa droga do posiadania dziecka... każdego dnia się boje i chociaż minął już podobno najgorszy okres to wciąż jest we mnie lęk czy donoszę, czy będzie zdrowe, jak sobie z tym wszystkim poradzimy... Boję się cieszyć boję się komukolwiek powiedzieć kochana... boję się, ale nie poddaje, siadam wieczorem na balkonie z Emkiem dziękuje Bogu, że jest i za tę miłość, którą dało nam maleństwo i daje każdego dnia i proszę o kolejny dzień, ukratkiem wycieram łzy, żeby Emek nie widział i się nie martwił... już za dużo się wycierpiał, przeze mnie... A rano cieszę się jego uśmiechem, aromatyczną kawą i tym, że mogę mu zrobić kanapeczki do pracy
Ech rozpisałam się...