Cześć Dziewczyny, ja również podczytuję Was od dłuższego czasu i postanowiłam się przywitać! Mam 36 lat, od kilku bezskutecznie staramy się z moim TŻ o pierwsze dziecko. Problemem jest wyłącznie czynnik męski - bardzo niska jakość nasienia oraz stwierdzone miesiąc temu u mojego TŻ niedoczynność przysadki mózgowej i torbiel w szyszynce, które zablokowały u niego produkcję FSH. Androlog przed wdrożeniem leczenia zarekomendował dwie próby inseminacji. Pierwszą z nich miałam w ubiegłym tygodniu. Od 5 do 9 dc brałam letrozol, 11 dc miałam monitoring (dwa pęcherzyki), 12 dc - na 30h przed inseminacją - dałam sobie zastrzyk z HCG, a 13 dc o 13:30 miałam inseminację. W prawym jajniku pęcherzyk 20 mm, w lewym - 17 mm. Po inseminacji poleżałam 20 minut i 27 sierpnia wypada mi termin zrobienia bety. Nie wiem czy inseminacja była robiona na pękniętych czy na niepękniętych pęcherzykach (nie wiedziałam, że można tak lub tak, i nie spytałam o to swojego lekarza, a być może on mi mówił, ale zaaferowana inseminacją nie odnotowałam? Nie wiem). Po inseminacji nie przyjmuję żadnych leków, jedynie Pregna Start. Kolejna wizyta ma być dopiero po oznaczeniu bety. Bezpośrednio po inseminacji nie czułam szczególnych objawów, ale po 2 dniach zaczął mnie bardzo mocno ciągnąć lewy jajnik, wręcz stale boli, pęcznieje mi podbrzusze. Nie jestem w stanie zbyt długo siedzieć lub chodzić, bo ból od jajnika rozchodzi się na lewą nogę. Leżę więc, tym bardziej, że jestem po inseminacji ogólnie dosyć słaba, trochę rozbita (jakby przeziebiona), i - co w tym wszystkim najgorsze - psychicznie zmęczona, bo wciąż myślę o rezultacie zabiegu.
Presja jest tym większa, że jeśli te dwie inseminacje się nie powiodą, to mój TŻ musi rozpocząć leczenie, które potrwa min. 3-6 miesięcy i jeśli jego organizm go dobrze nie przyjmie, może poskutkować nieodwracalnym uszkodzeniem nadnerczy czy stałą blokadą przysadki do produkcji testosteronu. Przed kolejnymi starami będziemy musieli poczekać kolejne 3 miesiące na pełną spermatogenezę, a kolejne próby będą musiały być już wyłącznie in vitro. Trochę się tego wszystkiego boję. Wybór przed jakim stoimy jest dość dramatyczny. Niełatwy jest też aspekt finansowy tego późniejszego leczenia - zastrzyki na pobudzenie przysadki są bardzo drogie (od 250 zł. do 1600 zł. za jeden zastrzyk, do podawania nawet co 2,5 dnia), koszt in vitro same znacie. Jeszcze nie tracę nadziei, że w końcu wszystko skończy się dla nas happy endem. Ale chyba potrzebowałam się wygadać i stąd ten mój dzisiejszy wpis.
Trzymam za Was wszystkie mocno kciuki!