reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Tu znajdziesz dzisiejszy LIVE dotyczący uwazności w relacji z dzieckiem. Jak sue przyda - zapraszam :) Do zobaczenia na Instagramie Dołącz, obejrzyj LIVE
reklama

In vitro 2024 - refundacja

Hej dziewczyny,dziś byłam na rozmowie w klinice gdzie będzie in vitro,wróciłam z wielką torbą zastrzyków i czopków z progesteronem do stymulacji.Miałam też monitoring i niby była owulacja w tym cyklu,pytałam jakie endometrium jest a ona że 5 mm a jest to 23 dzień cyklu.. mówiłam jej że za małe a lekarka że nie jest najgorzej i że nie mam się martwić bo przy stymulacji progesteron też poprawia grubość endometrium… nie wiem co o tym myśleć i trochę zaczęłam się martwić że te endo takie słabe 🥺
Myślę, że na tym etapie lekarka ma rację :) nie ma co się martwic na zapas. Będziesz przed transferem to będzie dr kombinować żeby Endo ładnie rosło do transferu. Może wdroży dodatkowo leki.
 
reklama
Jasne jednak dla mnie ważniejsza jest świadomość, że transferuje potencjalnie zdrowy by nie tracić czasu na gdybanie, że może był wadliwy i może trzeba próbować kolejny raz. Nie chcę też brać bezsensownie leków do transferu. Nie chcę przechodzić przygotowań, tracić czasu, robić sobie zbędnych nadzieji jeśli zarodek z góry byłby do skreślenia, a jednak po 35 rz ryzyko wad jest wyższe, jakość komórek też w tym nie pomaga. Kolejnych prób mogę już nie mieć, żeby sobie tak testować i gdybać, że może się nie udało bo był chory. Szanse, że pobranie materiału uszkodzi zarodek są bardzo niskie. Embriolodzy nie pobierają materiału z zarodków słabych, więc jeśli by padł to dla mnie znak że z zarodkiem i tak było coś nie tak. Ja nie widzę sensu u siebie podawania zarodka w 3 dobie, bo jak widać u mnie wszystko pada w 5 więc dla mnie byłoby to strzelanie na ślepo a one i tak by zdegradowany w macicy. I w ramach programu chyba nawet nie można transferować w 3 dobie? Jeśli transfer się nie powiedzie będę miała jasny sygnał, że problem jest z implantacją i tu należy szukać. Każdy musi sam z lekarzem rozważyć jaka droga jest właściwa.
No właśnie to nie jest wszystko takie zero jedynkowe niestety. No i wiesz jeśli ktoś ma dużo zarodków to jest zupełnie inna sytuacja ale przy 1 czy 2 to już niestety zmniejsza szansę co potwierdzają badania. Odnośnie podawania w 3 dobie, zgłębiałam na ile to możliwe temat i o dziwo spotkałam wielokrotnie wypowiedzi dziewczyn które po kilku procedurach nie miały zarodków bo padały w 5, 6 dobie. W końcu decydowały się na podanie w 3 na świeżo i się udawało, pozostałe hodowane do 5 doby padały jak poprzednio. Więc jednak to środowisko macicy jakoś wpływało że zarodki się rozwijały mimo iż w laboratorium padały. Dwóch lekarzy u których konsultowałam z dwóch różnych klinik też mi to zaproponowało więc coś w tym jest. Niestety in vitro nie jest do końca poznane i wiele rzeczy jest niezbadanych, trochę działamy na oślep.
Ja bym się nawet nad tym nie zastanawiała gdyby moje zarodki przeżywały do 5 doby I byłoby ich 5 i więcej, wtedy bym pewnie badała. Ale niestety tak nie było więc szukam rozwiązania.
Ps. Jak najbardziej w programie można :-)
 
Ja Tobie powiem tak: staraliśmy się długo, kupa badań, lekarzy immunolog, genetyk, suplementy, diety, leki, accofile, ananas, jakieś badania na mutacje cuda allo coś tam, nawet szczepienia limfocytami i co wielkie jajo. W mojej klinice też pani dr podkręciła głową na to wszystko. In vitro też ostatecznie nieudane. W ciążę w końcu zaszłam kiedy pierwszy miesiąc od lat miałam co innego na głowie, bo wybierałam się na histero i akurat lekarz się rozchorował i w tym cyklu raz albo dwa się przytulalismy bo przecież i tak nie zachodzę to za miesiąc histero się zrobi, no i się nie zrobiło, bo zaszłam w zdrową ciążę na średnim endometrium bez tony leków, zastrzyków, bez niczego. Ciąża to splot takich czynników o którym się cyt Ferdynanda K " fizjologom" nie śniło. Nawet jak weźmiesz tone leków czy jeden nowy to nie masz gwarancji że to pomogło czy zmiana kliniki czy zjedzenie ananasa..
Szczepilas się? Jakie miałaś allo przed i po? Ja w grudniu 31% a teraz byliśmy od razu po chorobie (może przez to) ale wynik 0%..:/ nie mam pojęcia jak to jest...
Miałaś jakieś skutki uboczne szczepień?
 
Ja Tobie powiem tak: staraliśmy się długo, kupa badań, lekarzy immunolog, genetyk, suplementy, diety, leki, accofile, ananas, jakieś badania na mutacje cuda allo coś tam, nawet szczepienia limfocytami i co wielkie jajo. W mojej klinice też pani dr podkręciła głową na to wszystko. In vitro też ostatecznie nieudane. W ciążę w końcu zaszłam kiedy pierwszy miesiąc od lat miałam co innego na głowie, bo wybierałam się na histero i akurat lekarz się rozchorował i w tym cyklu raz albo dwa się przytulalismy bo przecież i tak nie zachodzę to za miesiąc histero się zrobi, no i się nie zrobiło, bo zaszłam w zdrową ciążę na średnim endometrium bez tony leków, zastrzyków, bez niczego. Ciąża to splot takich czynników o którym się cyt Ferdynanda K " fizjologom" nie śniło. Nawet jak weźmiesz tone leków czy jeden nowy to nie masz gwarancji że to pomogło czy zmiana kliniki czy zjedzenie ananasa..
Wiem, że cel tego był zupełnie inny, ale kurcze, mnie szczerze mówiąc zdemotywował ten wpis. Tak jakby to co robię, te "tony leków" etc, nie miały sensu. Nie wiem, ja mam alergię na "zaszłam, kiedy moja głowa była gdzieś indziej".
A, i jeszcze dodam, że taki przypadek jak Twój obstawiam, że jest jest jeden na tysiąc, a In Vitro i tona leków i zastrzyków pomogła bardzo wielu kobietom, ktore na taki cud jak Twój nie miałyby szans.
 
Ostatnia edycja:
No właśnie to nie jest wszystko takie zero jedynkowe niestety. No i wiesz jeśli ktoś ma dużo zarodków to jest zupełnie inna sytuacja ale przy 1 czy 2 to już niestety zmniejsza szansę co potwierdzają badania. Odnośnie podawania w 3 dobie, zgłębiałam na ile to możliwe temat i o dziwo spotkałam wielokrotnie wypowiedzi dziewczyn które po kilku procedurach nie miały zarodków bo padały w 5, 6 dobie. W końcu decydowały się na podanie w 3 na świeżo i się udawało, pozostałe hodowane do 5 doby padały jak poprzednio. Więc jednak to środowisko macicy jakoś wpływało że zarodki się rozwijały mimo iż w laboratorium padały. Dwóch lekarzy u których konsultowałam z dwóch różnych klinik też mi to zaproponowało więc coś w tym jest. Niestety in vitro nie jest do końca poznane i wiele rzeczy jest niezbadanych, trochę działamy na oślep.
Ja bym się nawet nad tym nie zastanawiała gdyby moje zarodki przeżywały do 5 doby I byłoby ich 5 i więcej, wtedy bym pewnie badała. Ale niestety tak nie było więc szukam rozwiązania.
Ps. Jak najbardziej w programie można :-)
Widzisz ja odnośnie badania mam inne zdanie. I tak naprawdę te dziewczyny o których piszesz nigdy się nie dowiedzą co by było gdyby. Może właśnie ten jeden zarodek, który dał ciążę by dorwał do 5 doby ? Nikt tego nie wie i się nie dowie. Można iść z opinią też w drugą stronę jest masa dziewczyn które nie badały, a później żałowały decyzji, bo wiedziałyby czy problem był w samym zarodku, czy jednak trzeba obrać inny kierunek.
Badania PGTa same w sobie też są elementem diagnostyki, nie można ich traktować zero jedynkowo. Jasne nie wykluczają całkowicie ryzyka chorób genetycznych ale minimalizują to ryzyko i później w połączeniu z badaniami prentalnymi masz dużą pewność że dziecko jest zdrowe. Jak kolwiek to zabrzmi, wiedząc że zarodek ma wady genetyczne nie transferuje się go więc jest szansa że np nie trzeba bedzie później trwać w ciąży skazanej na porażkę np do 12 tyg albo dluzej. Przed badaniem zarodków jest też obszerna konsultacja z genetykiem, przynajmniej u nas była. Genetyk dokładnie omówiła z nami jak wyglada takie badanie, jakie są ryzyka, ile komórek jest pobieranych, jaki jest margines błędu, co w przypadku gdy wyjdzie mozaika, jaka jest jej opinia odnosnie badania w naszym przypadku itp, itd.
Nie każdy musi się decydować na badanie, jeśli czuje inaczej i nie chce go robić plus nie każdy ma wskazania. Dla mnie poza tym wszystkimi to badanie jest swego rodzajem ,,kupieniem" odrobiny spokoju, wiedzy i pewności w kontekście udanego transferu jak i niepowodzenia.
 
No właśnie to nie jest wszystko takie zero jedynkowe niestety. No i wiesz jeśli ktoś ma dużo zarodków to jest zupełnie inna sytuacja ale przy 1 czy 2 to już niestety zmniejsza szansę co potwierdzają badania. Odnośnie podawania w 3 dobie, zgłębiałam na ile to możliwe temat i o dziwo spotkałam wielokrotnie wypowiedzi dziewczyn które po kilku procedurach nie miały zarodków bo padały w 5, 6 dobie. W końcu decydowały się na podanie w 3 na świeżo i się udawało, pozostałe hodowane do 5 doby padały jak poprzednio. Więc jednak to środowisko macicy jakoś wpływało że zarodki się rozwijały mimo iż w laboratorium padały. Dwóch lekarzy u których konsultowałam z dwóch różnych klinik też mi to zaproponowało więc coś w tym jest. Niestety in vitro nie jest do końca poznane i wiele rzeczy jest niezbadanych, trochę działamy na oślep.
Ja bym się nawet nad tym nie zastanawiała gdyby moje zarodki przeżywały do 5 doby I byłoby ich 5 i więcej, wtedy bym pewnie badała. Ale niestety tak nie było więc szukam rozwiązania.
Ps. Jak najbardziej w programie można :-)

Ja się zdam w tym wypadku na lekarza. Jeżeli jakimś cudem będziemy mieć jakiekolwiek zarodki i lekarz powie, że badanie jest ryzykowne, to nie będziemy badać. Mam też jednak pewien dyskomfort etyczny w tym zakresie, ale ta procedura jest dla mnie jak noszenie non stop za małych majtek - niewygodna 😆
 
Szczepilas się? Jakie miałaś allo przed i po? Ja w grudniu 31% a teraz byliśmy od razu po chorobie (może przez to) ale wynik 0%..:/ nie mam pojęcia jak to jest...
Miałaś jakieś skutki uboczne szczepień?
Tiaaa szczepiłam i w sumie żałuję bo nic to nie dało, a potem niektóre kliniki odradzały to, że efekt może być odwrotny do zamierzonego. Nie pamiętam co mi wyszło, podobno miało być dobrze, moja koleżanka się szczepiła i jakieś bzdury jej potem powychodziły i usłyszała że tak się zdarza. Podobno za granicą się już tego nie praktykuje... Mam nadzieję że nie mam skutków ubocznych..
 
Wiem, że cel tego był zupełnie inny, ale kurcze, mnie szczerze mówiąc zdemotywował ten wpis. Tak jakby to co robię, te "tony leków" etc, nie miały sensu. Nie wiem, ja mam alergię na "zaszłam, kiedy moja głowa była gdzieś indziej".
A, i jeszcze dodam, że taki przypadek jak Twój obstawiam, że jest jest jeden na tysiąc, a In Vitro i tona leków i zastrzyków pomogła bardzo wielu kobietom, ktore na taki cud jak Twój nie miałyby szans.
Ja to wszystko rozumiem.. też chwytałam się wszystkiego, ile zastrzyków wzięłam ile leków zeżarłam ludzie... i flaki mi się wywracały od rad w stylu jedzcie gdzieś i się upijcie... Ale tak właśnie u mnie było tzn że nie myślałam w ogóle o ciąży. Mało tego. Potem jeszcze dwa razy miałam tak z zaskoczenia. Pierwszy raz okres spóźnił mi się kilka dni nie pamiętam bo przestałam w ogóle patrzeć W kalendarz ale był biochem a z pół roku później to zagapilam się ponad tydzień i beta była 8000 ale puste jajo. Pierwsza ciąża coś odmieniła w moim organizmie i zaczęłam zachodzić.. tylko... No właśnie. Acha syn pojawił się 8 lat po ślubie. Wszyscy znajomi, rodzina mieli już duże dzieci, my tylko nie... Bardzo byśmy chcieli jeszcze jedno dziecko ale czy zdecyduje się na IVF czy na jakieś wlewy nie wlewy to już chyba nie mam siły. Jedna moja koleżanka też cuda wyczyniała jeszcze jeden jajowód niedrożny całkiem drugi ledwo ledwo i dopiero po dwóch tygodniach od daty miesiączki stwierdziła że to chyba nie problemy hormonalne tylko coś się zadziało. Te jajowody dwa razy próbowali jej udrożnić. Lekarka rozkłada ręce mówi że nie ma pojęcia jak ona zaszła naturalnie. Zresztą ja też jestem wyczekiwanym naturalsem. Rodzice moi byli umowieni na pierwszą wizytę IVF lata temu.
 
reklama
Może nie wyraziłam jasno mych intencji ale oczywiście uważam że trzeba robić wszystko żeby się udało, ale jak się nie udaje to i tak jest duża szansa że to po prostu kiedyś pyknie, nie wiadomo jak, ale pyknie. Może i teraz trochę cwaniakuje... Ale oj lata...lata nie było mi do śmiechu. Jak już raz po latach on vitro pykło i 8 tyg poronienie to myslałam że się nie podniosę po tym, ale pół roku później mój naturalsik❤️ no i potem dwie nieudane jeszcze
 
Do góry