reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Historie wcześniaków

Wiesz ile bym dała za 10 km dojazdów na rehabilitację? O dogoterapii, neurologopedzie czy psychologu możemy pomarzyć.. Najbliższy OWI 120 km od nas. Mieszkamy w cudownym miejscu, ale zapomnianym przez MZ:(

Mój Franek też ma jakiś feler ze stopami, ino on nie koślawi a szpotawi je. Co z tym problemem robiłaś?
 
reklama
Franiowa mamo masaże u fizjoterapeuty i ćwiczenia (codziennie chodziłam piechotką do szpitala).
Na ćwiczeniach pani głównie pięścią podnosiła stópki tak, żeby one szły prosto do góry bo Kubek też czasem podwija pod stópki palce i tak stoi (podobno też kwestia równowagi). Ale powiem Ci szczerze, że Kubek dalej te stópki koślawi przy chodzeniu... Raz jedną a raz drugą :/ Ponadto przy wygłupach zaczął biegać na placach i nie mogę go tego oduczyć...

No to masz faktycznie daleko... Współczuję :(
My jeszcze w tym roku przenosimy się do Norwegii - ciekawa jestem, co z tej opieki tu znajdę tam...
 
Mam kolezankę w Norwegii, oni z kolei wracają do Polski niedługo:) Pisała mi, że opieka re-we-la-cyj-na. Jeśli chcesz mogę się jej spytać czy przekazałaby C kilka informacji nt opieki medycznej.
 
Jasne :) Byłoby super bo nasi znajomi mają dzieciaki w Nor ale zdrowe, nie wymagające specjalistycznej opieki.
A jeśli można zapytać, dlaczego wracają?
 
Wracają, bo..tęsknią za krajem.. W ub roku decyzja wisiała na włosku bo ich synek ciężko zachorował, przez forum internetowe koleżanka dowiedziała się jak ciężko leczy się tę chorobe w Pl (bo trzeba podawać immunoglobuliny, które są b drogie) i że leczenie to czesto fikcja. W No nikt nie pytał o cenę. W szpitalu dostali własny pokój z łazienką, telewizorem, internetem, oczywiście całe leczenie, po hospitalizacji w pakiecie psycholog (bo dziecko ma PRZECIEŻ traume poszpitalną)..ech... pomarzyć można o takim standardzie usług u nas.. Ale mimo to zdecydowali się wrócić.
NApisz mi na priv swój adres mailowy, prześle go koleżance (ona mieszka w Oslo) to sobie dziewczyny pogadacie:)
 
Witam dziewczyny. 28 wrzesnia urodziłam synka z waga 1170 w 27 tc. Miałam cesarskie ciecie bo nie udało sie naturalnie urodzic ale to wam opisze w skrocie...
W szpitalu w Redłowie lezalam od 31 sierpnia bo miałam skórcze i skrocona szyjke macicy poniżej 0.5 cm. Lezalam na oddziale 11 dni i wyszłam do domu . O 15:00 (10.09.10) opuściłam próg szpitala i wieczorem (10.09.10) znowu ten owy próg przywitałam gdyż w domu odeszły mi wody płodowe.Położyli mnie na oddziale ponownie i wody polały sie ponownie ale jak z kranu takim ciurkiem. Zrobiono mi usg we wtorek ponieważ jeszcze mi pociekło troche i okazało sie że nie mam wogóle wód i zaczeto mnie uzupłniac dożylnie. Dostawałam te płyny i AFI miałam 6 cm - dobry wynik jak na poczatek.Przebywałam w tym szpitalu do 20.09.2010 roku gdyz przewieziono mnie do Gdańska na Kliniczna ponieważ tam jest lepszy oddział dla wczesniaków. Zajechalismy karetką i znowu odeszłu mi uzupełnione wody bo sączyły sie cały czas. Na oddziale pozwolono mi chodzic co mnie bardzo zdziwiło poniewaz w poprzednim szpitalu mialam zakaz chodzenie nawet toaleta w łóżku była itp.
W Gdańsku wody mi odpływały nawet z krwia i nic sobie z tego nie robili.Po 5 dniach zalozono mi dren i dopuszczano wody codziennie do brzucha, które uciekały od razu. O badania krwi i CRP musiałam sie dopominać żeby mi robili bo nawet na obchodzie lekarz potrafil mi w oczy powiedziec ze mi wymaz robił jak nie robi!! jak sie okazało moja była prawda bo zabrali mnie na wymaz 28.09.2010 roku i krew pobrali.
I nie doczekałam sie wyników!!!
Tego samego dnia złapały mnie skórcze około godziny 12:40. Najpierw co 10 minut potem co 6 w końcu co 4 minuty. Dostałam 3 zastrzyki i to wszystko. A i jeszcze od niedzieli 26.09.10 byłam juz dożylnie na tokolizie bo tez już łapały mnie skórcze.
Około 16:10 poszłam do łazienki bo puścił mnie skurcz i co sie okazało!! WYSTAWAŁY MI NÓZKI!!
Dopiero połozne sie ruszyły, znalazł sie lekarz i to 4 jak dobrze pamietam !! bo przez te godziny ze skorczami nikt mnie nawet nie zbadał czy mam rozwarcie!!!!
Na poczatku mialam rodzic naturalnie ale okazało sie ze spada tętno synka i zrobiono cesarskie ciecie. Obudziłam sie o 19:40 na sali pooperacyjnej i przyszlo dwóch lekarzy i tłumaczyli sie ze nie mieli innego wyjscia ze musieli mnie pociac a ja im na to ze kit ze mna co z małym?? Odpowiedzieli, że mam sie modlić Zeby przezył bo byl w tragicznym stanie. Co sie okazalo mały był zaklinowany w drogach rodnych i na dodatek obduszony i owiniety w pepowine. Nikt nie dawał szans na przezycie!!
Mąz dowiedział sie ze jestem na cieciu dopiero jak kolezanka odebrała mój telefon bo nie mógł sie dodzwonic przez 2 godziny. przyjechał do mnie i poszedł jako pierwszy do małego.Przyszedl z wieściami ze stan jest krytyczny, podłączony jest do respiratora, który za niego oddycha az 40 wdechów, jest zakazony bo jak sie okazalo milam juz zakazenie!!!! Do tego mocna żółtaczka!!Nikt nie dawał mu sznas.Ochrzczono go na Michałka i Michałkiem został.

Michałek urodził sie 28.09.2010 roku w 27 tygoniu ciąży z wagą 1170 g, z zakażeniem.

Na poczatku respirator dawał mu 40 oddechów.Wystąpiła mocna żółtaczka- oczywiscie naswietlanie obyło sie od przetaczania krwi, zrobiono mu echo serduszka i okazało sie że ma dziurke, z oczkami nic jeszcze nie wiemy bo za wczesnie.

Waga spadła mu najmniej do 1060 , oddechy mial nawet 10 ale po zeszłym weekendzie zwiekszono na 22 bo odstał jakis drgawek o których nikt nam nie powiedzial.
Do tej pory nie wiemy ile miał cm i punktów bo nikt nie ma czasu nas poinformowac bo jak to jedna lekarka powiedziła "musi sprawdzic w jakies ksiedze" i jak poszła tak przepadła.
11 pażdziernik 2010 i Michałek ma 22 oddechy z respiratora, jedzonka dostaje 7 ml bo ma jakies zastoje i wazy 1110 g.
Wieczorem maja mu echo serdusza robić i nic nowego nie wykazało oprócz tej dziurki w miesniu.
18 pażdziernik - maluszek ma 20 dni i dalej jest pod respiratorem na 19 oddechach.Jedzonka dostaje 10 ml i wazy 1160 g. Zostalismy tez powiadomieni przez pediatre ze bedzie miał prawdopodobnie dysplazje oskrzelowo-płucna. A miał jeszcze 2 razy przetaczana krew.
 
najważniejsze, że michałek jest z wami, i dzielnie walczy i to jest najważniejsze że przybiera na wadze, co do lekarzy brak mi słów, ewidentne zaniedbanie z ich strony, niestety co się stało się nie odstanie, najważniejszy teraz jest mały i jego życie. trzymam kciuki.
 
bisia tak bardzo Ci współczuje że i ciebie to spotkało. Trzymam kciuki za Twojego malucha. Pisz koniecznie co tam u niego. Na forum jest wiele kobiet których wcześniaczki miały ciężki start a teraz są uśmiechniętymi skrzatami.
 
noż k...wa krew mnie zalewa jak czytam takie posty. Gdzie ci p...li lekarze maja mózgi, chyb a w kieszeniach gdzie czekaja na kase. Kochanam będe sie gorąco modlic za Michasia i trzymac za Was kciuki. Juz tyle dzieciatek przewinęło sie przez ten watek w naprawde tragicznym stanie a dzisiaj czytamy jak sobie pieknie radzą i wbrew wszystkiemu zyją. Wierze,ze z Michałkiem wszytsko będzie dobrze. Przewód (ta dziurka) to mały pikuś. Niedawno mojego synka pobił starszy o 3 miechy kolega który tez sie z taka urodził. Operacja i jest git. Ważne,żeby mały pokonał zakarzenie i żeby płucka sie rozwijały. Żółtaczka to norma, zwłaszcza u wczesniakwó. Mój do 4 miesiąca zycia miał bilirubine 12 a urodził sie w 36tc. Transfuzje to tez norma u takich maluszków i one min powinny tez zbijac żółtaczke. A jak juz bedziesz z Michasiem w domku, to podaj ten piepszony szpital do Prokuratury za zaniedbanie i narażenie Twojego dziecka na niezbezpieczeństwo ytraty zycia lub zdrowia!!!Trzymaj się i buziaczki dla synusia.
 
reklama
Kochana, juz tu dzisiaj komuś pisałam, moja miała od urodzenia 100% oddechów respiratora, sama zaczęła "pracować płucami" po prawie 4 tyg. Nie trawiła 8 tyg, żyła kroplówkami, 3 razy miała przetaczaną krew, miała żółtaczkę i jednocześnie operowali jej serduszko (Tą dziurkę, bo chyba o to chodzi, zamykali botalla metalowym klipsem), dużo by pisać, możesz poczytać w wątku Paulinki. W każdym razie miała umrzeć i żyje, i wszyscy się dziwią jak sobie radzi, do ideału nam daleko ale z problemów zdrowotnych mamy tylko anemię (właśnie coś mi zaczęła blednąć), słabiutką odporność i nie potwierdzoną padaczkę ale odstawiamy leki i jak będzie ok to znaczy, że jej nie ma.
Na początku przez te 4 tyg codziennie słyszałam " stan ciężki, z ciągłym zagrożeniem życia, bez zmian, nic samo nie pracuje". Ale zaczęło pracować bo prosiłam córeczkę, żeby chociaż spróbowała, że jej potrzebuję, że jak zacznie oddychać to reszta już sama zacznie działać. A ona mnie posłuchała, jesteśmy razem już 3,5 miesiąca w domku.


Co do opieki tzw szpitala to Ja też myślę, że to do prokuratury trzeba zgłosić, niech płacą odszkodowanie na rehabilitację, jak do tego doprowadzili. Mnie nikt nie dopuszczał wód, wysączyły się i dostałam zakażenia więc mnie cięli. A u Ciebie można było to podtrzymać, zadbać dobry każdy tydzień, każdy dzień dłużej w brzuszku dla maluszka.
Przybywa nam dzieciatek, jak zawsze trzymamy kciuki, bo z modlitwą to u mnie na bakier, ale myślimy i o Michałku i o Wojtusiu. Pisz co u małego jak daje sobie radę. Czekamy na wieści.
 
Do góry