Kochana, juz tu dzisiaj komuś pisałam, moja miała od urodzenia 100% oddechów respiratora, sama zaczęła "pracować płucami" po prawie 4 tyg. Nie trawiła 8 tyg, żyła kroplówkami, 3 razy miała przetaczaną krew, miała żółtaczkę i jednocześnie operowali jej serduszko (Tą dziurkę, bo chyba o to chodzi, zamykali botalla metalowym klipsem), dużo by pisać, możesz poczytać w wątku Paulinki. W każdym razie miała umrzeć i żyje, i wszyscy się dziwią jak sobie radzi, do ideału nam daleko ale z problemów zdrowotnych mamy tylko anemię (właśnie coś mi zaczęła blednąć), słabiutką odporność i nie potwierdzoną padaczkę ale odstawiamy leki i jak będzie ok to znaczy, że jej nie ma.
Na początku przez te 4 tyg codziennie słyszałam " stan ciężki, z ciągłym zagrożeniem życia, bez zmian, nic samo nie pracuje". Ale zaczęło pracować bo prosiłam córeczkę, żeby chociaż spróbowała, że jej potrzebuję, że jak zacznie oddychać to reszta już sama zacznie działać. A ona mnie posłuchała, jesteśmy razem już 3,5 miesiąca w domku.
Co do opieki tzw szpitala to Ja też myślę, że to do prokuratury trzeba zgłosić, niech płacą odszkodowanie na rehabilitację, jak do tego doprowadzili. Mnie nikt nie dopuszczał wód, wysączyły się i dostałam zakażenia więc mnie cięli. A u Ciebie można było to podtrzymać, zadbać dobry każdy tydzień, każdy dzień dłużej w brzuszku dla maluszka.
Przybywa nam dzieciatek, jak zawsze trzymamy kciuki, bo z modlitwą to u mnie na bakier, ale myślimy i o Michałku i o Wojtusiu. Pisz co u małego jak daje sobie radę. Czekamy na wieści.