Gratuluję!! Spory bobas [emoji6]Witam się rozpakowana :-)
Nie uwierzycie, urodziłam we własne urodziny. Sama nie mogę w to uwierzyć. Nawet w żartach nigdy nie zakładałam takiej opcji. Jedynie małżonek obstawiał, a właściwie życzył sobie, by mieć jedną datę do pamiętania.
Poród zaczął się w nocy, w czwartek, o 2 miałam skurcz, który dał mi do myślenia i zaraz zaczęły odpływać wody. Chciałam jeszcze poobserwować te skurcze więc poleżałam jeszcze troszkę, porozmawialiśmy, pouzgadnialiśmy i w końcu ubraliśmy by wyjść z domu o 3:15. W niespełna 15 min byłam w szpitalu, na izbie się odhaczyłam, skurcze były już co ok 5min więc Pani wolała bym szybko była na porodówce a formalności załatwiał małżonek. Na porodówce też formalności, KTG, podczas którego skurcze były już bolesne, a że ja choć raz chciałam rodzić ze znieczuleniem to zaczęłam się dopominać o nie. Położna powiedziała, że podają do ok 7cm, a ona już na tyle mnie ocenia, ale najpierw musi skończyć się zapis KTG, zbada mnie lekarz i on zdecyduje czy jeszcze można czy nie. Ból się nasilał, przed 4 zbadał mnie lekarz i ocenił na 6cm, ale jak zadzwonił to mu odmówiono bo anestezjolog był sam na dyżurze i powiedział, że nie przyjdzie. Próbowałam jeszcze użyć argumentu, że mam urodziny i prezent by się przydał, ale mnie "olano" pisząc kolokwialnie. Ok 4 skurcze mocno przybrały na sile, były co 3min, posadzono mnie na piłkę, na której właściwie natychmiast zaczęłam mieć parte. Położne chyba myślały, że żartuję, ale po moim wrzasku zorientowały się, że to już. Położyły mnie, zbadały, było 9cm i zaczęła się akcja. Nie panowałam już nad skurczami, parte szły mi słabo (moim zdaniem, wydaje mi się, że siły nie te co kiedyś i stąd) ale urodziłam dość szybko, o 4:30. Mały wylądował na moim brzuchu, więc już mi się nie chciało rodzić łożyska :-) Chciałam sobie z nim odsapnąć, no ale po namowach urodziłam "im" to łożysko. Podczas formalności jeszcze poprosiłam położną czy mogłaby się postarać by uratować krocze, udało się bez nacinania. Niestety trochę popękała mi śluzówka więc bez szycia się nie obyło. Dodam jednak, że czuję się dużo lepiej niż gdy miałam nacięte krocze, samo szycie niestety było tak samo nieprzyjemne. Szwy na szczęście rozpuszczalne więc obejdzie się bez zdejmowania. Po samym porodzie czułam się lepiej niż po poprzednich, jakoś tak mniej wyczerpana, bardziej przytomna, miałam więcej energii i ochoty . . . to chyba adrenalina :-)
Oczywiście lekarz nie mógł wyjść z podziwu jak ja szybko rodzę, proponując bym pomyślała jeszcze nad piątym i szóstym dzieckiem (tylko facet może to zaproponować kobiecie, która właśnie "przeżyła" ból porodowy).
Mały miał 3880g i 58cm. Niestety nadal jesteśmy w szpitalu, ponieważ pozwoliłam mu odespać poród i nie wybudzałam na karmienie w pierwszej dobie, co było błędem bo żółtaczka zyskała na sile. Leży więc pod lampą a ja się nudzę . . .
A co u reszty? Ktoś się jeszcze rozpakował?
Ja mam termin za tydzień, ale najchętniej już bym urodziła. Mam skurcze przepowiadające i kłocia szyjki, czasem na prawdę nieznośne. Ile można. [emoji12]