Cześć, Grudniowe Mamy. Ja cały czas jestem od Was trochę uzależniona, hehe. Pamiętacie mnie choć jeszcze troszkę? W skrócie przypomnę. Miałam być też z Wami tu do grudnia, ale niestety sprawy się potoczyły inaczej i w 10 tygodniu 14 maja miałam zabieg łyżeczkowania, bo ciąża obumarła na etapie 6 tygodnia. Trzy pierwsze dni po zabiegu były okropne, bolało mnie bardzo i krwawiłam, leżałam w łóżku i płakałam z bólu i z bezsilności. I potem nastąpił przełom, bo tylko przez jakieś 5 dni jeszcze miałam minimalne plamienie a ból całkowicie ustał.
Dzisiaj nadszedł dzień wizyty kontrolnej. Rano pojechałam na badanie bety. Wynik tylko 16!!!, a 7 maja miałam 17 456. Czyli spadła w zawrotnym tempie. Coś mnie tknęło i zbadałam sobie jeszcze progesteron- wynik 0,64, który według norm oznacza owulację.
Na USG ginekolog potwierdziła, że jest pęcherzyk wielkości 15 mm i zaczyna się owulacja. Tak niska beta też ją mile zaskoczyła. Powiedziała, że okres powinnam dostać za jakieś dwa tygodnie, max trzy. Poza tym endometrium się pięknie odbudowuje i nie miała żadnych zastrzeżeń do niczego. Jajniki czyściutkie.
Powiedziała, że dla świętego spokoju mam te dwa cykle odczekać ze staraniami, ale gdyby teraz zdarzyło mi się zajść w ciążę, to mój organizm jest w pełni gotowy pod medycznym względem.
Na pewno poczekam aż przyjdzie okres i wtedy pomyślę, co robić. Czy czekać jeszcze, czy już działać. Dała mi do zrozumienia, że to moja decyzja.
Jak byłam w ciąży miałam aż 5 wizyt i z każdej wychodziłam ze łzami w oczach. Ta wizyta dała mi ogromne nadzieje i się szczerze po niej ucieszyłam. Mega ulga [emoji6] Zaczynam nowy rozdział.
Trzymajcie kciuki za mnie żeby teraz się wszystko potoczyło dobrze. Ja trzymam za Was!!! W grudniu będę intensywnie o Was myślała i mocno wierzę w to, że wtedy będę już w drugim trymestrze zdrowej ciąży. Nie powiem, że nie zazdroszczę Wam tych brzuszków i zdjęć dzieciątek, ale dla mnie nic się nie dzieje bez przyczyny i mój czas nadejdzie. Jak tylko się uda, to nie omieszkam Wam się pochwalić. Buziaki, ściskam Was!!!