Chciałam Wam opowiedzieć o swoim porodzie, wybaczcie, że jak już temat przeszedł. Po terminie porodu lekarz kazał mi przyjść do szpitala, nawet jak się nic nie będzie działo, więc poszłam chociaż zastanawiałam się czy to dobry pomysł. Warunki w szpitalu były super. Nowy oddział, położne w porządku, odpoczęłam przed porodem, bo w domu ciągle coś trzeba było robić, no i teściowa do ostatniego dnia oczekiwała, że zrobię wszystkim obiad. Była w zasadzie jedna położna, przy której nie chciałam rodzić. Do szpitala przyszłam chyba we wtorek i było mówione, że jeśli nic się nie ruszy, to w piątek będzie wywoływany poród. Aż tu w czwartek nie wiadomo czemu zadecydowali, że podadzą oksytocynę, wystraszyłam się skąd ta zmiana planów, zadzwoniłam do męża, żeby raczej nigdzie służbowo nie wyjeżdżał, bo dzisiaj będę rodzić. Mąż notował co ile miałam skurcze, ja pojęcia nie mam. Po obchodzie podali mi oksytocynę, o 12 odeszły mi wody. o 19:50 urodził się Kamil. Do godziny 15 było mi bardzo dobrze, rozmawiałam przez telefon z mamą, z siostrą tylko jak przychodził skurcz, to na chwilkę nic nie mówiłam i za chwilę dalej było ok. Akcja ładnie postępowała aż do 7 cm rozwarcia. Później jakoś był kryzys i miałam wrażenie, że utknę na tych 7 cm, jednak poszło dalej. Ja miałam takie podejście, że pierwszy poród spróbuję bez znieczulenia, żeby zobaczyć jak to jest. Nie planowałam, że będę rodzić na oksytocynie, z którą bóle ponoć są większe, ale jeśli dałam radę bez znieczulenia, nawet gazu rozweselającego nie chciałam, to uważam, że przy drugim dziecku powinnam również dać radę. Mnie położna nacięła, czułam to dokładnie, chociaż mówi się, że tego nie czuć. Któraś dziewczyna pytała o zemdlenie podczas porodu. Mi się robiło słabo, gorąco, więc poprosiłam o otworzenie okna i było lepiej. Jak się zeszli lekarze to pytali co tu tak zimno a mi było dobrze
I jeszcze jedno- rodziłam przy tej położnej, której jako jedynej nie chciałam przy porodzie a okazała się strzałem w dziesiątkę. Była normalnie na dyżurze i wyobraźcie sobie, że około 19 kończyła dyżur i trochę mnie to stresowało, że ktoś inny teraz przyjdzie kogo ja nie znam i jak to będzie a ta położna powiedziała, że jak chcę, to może ze mną zostać i tak zrobiła. Byłam w szoku, bo nikt jej za to nie zapłacił i nikt jej tego nie kazał. Po porodzie synek sobie na mnie leżał, nakarmiłam go, jak mi go wzięli, to poszłam pod prysznic, przebrałam się, dostałam kolację, którą położna zachowała dla mnie i po chwili poszłam sama z porodówki na oddział. Wybaczcie strasznie długą wiadomość!