Ja tam się w pełni zgadzam z Myszqą
"Problem" znam trochę bardziej niż Wy, można rzec od podszewki bo jedno dziecko już w szkole mam. I powiem Wam że jeszcze nigdy nie żałowałam że skorzystałam z prawa wyboru i Martynka poszła wcześniej do pierwszej klasy. Też jest z prawie końca roku a ona i jej przyjaciółka (z końca listopada) są najlepszymi uczennicami w klasie. Nie widać zbytniej różnicy między nimi a kolegami, którzy poszli planowo do pierwszej klasy jako siedmiolatki. Ich wychowawczyni jest zachwycona poziomem wiedzy swojej klasy, ich chęci poznawania świata.
A powiedzcie która z Was była obejrzeć sobie podstawówkę do której będzie chodziło dziecko? Że od razu wiecie jak to będzie wyglądało. Ja tam wiem jak wygląda lekcja z takimi dziećmi, jak wygląda klasa, jak jest podzielona na strefy. I to nie prawda że dzieci są zostawione same sobie. U nas nawet szóstoklasiści mają zapewniony obiad i podwieczorek a my płacimy za to tylko 2,5 dziennie.
A te wszelkie akcje protestacyjne, petycje i podpisy to jest dla mnie przejaw hipokryzji bo nikt nie patrzy na to jakie się tworzy zamieszanie, że rodzice, tak jak my teraz, nie wiedzą praktycznie tego na czym stoją i jak to wszystko będzie wyglądać. A każdy rodzic walczy tylko o to żeby JEGO dziecko nie poszło rok wcześniej do szkoły, to z kolejnego rocznika już nikogo nie obchodzi. Plan reformy miał być wprowadzony w 2005 roku, wtedy przez walki został odsunięty ale np ja byłam świadoma tego że Natka pójdzie rok wcześniej do szkoły i jakoś tragedii w tym nie widziałam nigdy.
Kurde mam już tyle lat że przeżyłam burze związane z wprowadzaniem nowej matury, burze związane z gimnazjami. W Polsce zawsze jest to samo, każda zmiana jest przyjmowana jako zła. Bo w innych krajach mają inaczej, lepiej. A nikt nie pomyślał że te kraje też kiedyś musiały zacząć i też pewnie na początku nie było pięknie i kolorowo. Każdy musiał się nauczyć jak funkcjonować w nowym systemie.
Może trzeba na to spojrzeć na to z tej strony że nasze dzieci muszą trochę przecierpieć po to żeby nasze wnuki miały potem taki system jak w krajach zachodnich.
Aha i to wcale nie prawda że dzieci muszą dźwigać ciężkie tornistry. Na początku roku zanoszą wszelkie potrzebne przybory i każde trzyma je na własnej półce a jedyne co noszą w plecaku to ewentualnie 2 książki i zeszyt jeśli mają coś zadane, bo np nie wyrobili się na lekcji i nie dokończyli.