mysia23
mama dwójeczki
- Dołączył(a)
- 14 Listopad 2006
- Postów
- 4 667
Ha, i jestem w domku! I to z wypisu lekarza, a nie na swoje życzenie...
Ale noc miałam wesołą, ze ho...ok 00:30 mały strasznie się wiercił i jakoś strasznie mocno czułam jego ciałko przez skóre, a skoro powodem pobytu w szpitalu bylo małowodzie, wiec się przestraszyłam,ze coś mnie ominęło..i poszłam do położnej sie cosik dowiedzieć..ta mnie na fotel, ale mówi,ze jeszcze dośc daleko, później ktg i 6 dość mocnych skurczy w 40min, ale nie bolesnych... i zawołała lekarza..a ten,że na blok porodowy i tam będziemy obserwować Ja szok!!! Spakowałam sie i na porodówkę...o 01:30 lewatywka i badanko położnej...i tekst,ze do 8 to nic sie nie zmieni...to ja sms do męża niech sie zjawi i czeka u brata w mieszkaniu na miejscu..o 2:00 dostałam już domięśniowo w pupkę zastrzyk, niby jakiś na sprawdzenie co sie bedzie działo...no i wysłano mnie do pokoju przedporodowego pospać,żeby mieć się jakby co No i pomyśłałąm,ze juz na pewno nie wyjde do porodu, nawet jakby sie nic nie pojawiło na świecie...
Ale do rana skurcze zanikły i rano na ktg w ciągu 40min miałam 3 słabe skurczyki, bezbolesne..Na obchodzie pani doktor zdziwiona,ze jestem na porodówce,ze do tego bez żadnego badania ginekologicznego (mimo,ze trzy dni w szpitalu)wzieła mnie na fotel... i co?? rozwarcie na palec i to mały, szyjka jeszcze długa...i mówi,ze tu na siłę nic nie wywoła, tym bardziej,ze jeszcze czas...i że ona wypisze mnie do domu, bo ruchy ok, ktg dobre, poziom wód jak na ten tydz.też normalka, wiec nie widzi powodu bym czekała w szpitalu do rozwiązania..
Nie wiedziałam czy sie cieszyć czy płakać, bo jak faktycznie coś bedzie nie tak...a jak mi te wody się sączą, a ja ich nie rozróżniam...no nie wiem czy dobrze,ze mnie wypisali..choć pobyt tam tylko mnie wystraszył i odechciało mi sie rodzić...normalnie przyznaje sie,ze jestem TCHÓRZEM!!!
Ale noc miałam wesołą, ze ho...ok 00:30 mały strasznie się wiercił i jakoś strasznie mocno czułam jego ciałko przez skóre, a skoro powodem pobytu w szpitalu bylo małowodzie, wiec się przestraszyłam,ze coś mnie ominęło..i poszłam do położnej sie cosik dowiedzieć..ta mnie na fotel, ale mówi,ze jeszcze dośc daleko, później ktg i 6 dość mocnych skurczy w 40min, ale nie bolesnych... i zawołała lekarza..a ten,że na blok porodowy i tam będziemy obserwować Ja szok!!! Spakowałam sie i na porodówkę...o 01:30 lewatywka i badanko położnej...i tekst,ze do 8 to nic sie nie zmieni...to ja sms do męża niech sie zjawi i czeka u brata w mieszkaniu na miejscu..o 2:00 dostałam już domięśniowo w pupkę zastrzyk, niby jakiś na sprawdzenie co sie bedzie działo...no i wysłano mnie do pokoju przedporodowego pospać,żeby mieć się jakby co No i pomyśłałąm,ze juz na pewno nie wyjde do porodu, nawet jakby sie nic nie pojawiło na świecie...
Ale do rana skurcze zanikły i rano na ktg w ciągu 40min miałam 3 słabe skurczyki, bezbolesne..Na obchodzie pani doktor zdziwiona,ze jestem na porodówce,ze do tego bez żadnego badania ginekologicznego (mimo,ze trzy dni w szpitalu)wzieła mnie na fotel... i co?? rozwarcie na palec i to mały, szyjka jeszcze długa...i mówi,ze tu na siłę nic nie wywoła, tym bardziej,ze jeszcze czas...i że ona wypisze mnie do domu, bo ruchy ok, ktg dobre, poziom wód jak na ten tydz.też normalka, wiec nie widzi powodu bym czekała w szpitalu do rozwiązania..
Nie wiedziałam czy sie cieszyć czy płakać, bo jak faktycznie coś bedzie nie tak...a jak mi te wody się sączą, a ja ich nie rozróżniam...no nie wiem czy dobrze,ze mnie wypisali..choć pobyt tam tylko mnie wystraszył i odechciało mi sie rodzić...normalnie przyznaje sie,ze jestem TCHÓRZEM!!!