A ja mam własny patent na huśtawkę i stosujemy go już dla czwartego dziecka. Huśtawka składa się z fotelika samochodowego powieszonego za sznurki na drążku rozporowym (takim do podciągania się) w futrynie.
Jest bezpieczna, bo dziecko przypięte pasami i huśta się o wiele lepiej niż te huśtawki, które można kupić w sklepach.
Jak na to wpadłem?
Kiedyś koleżanka opowiadała mi o swoich problemach z dzieckiem, które miało FAAS (nie wiem, czy tak to się pisze). Dziecko wzięła w rodzinie zastępczej. Chodzi o chorobę dziecka wynikającą z tego, że jego matka w ciąży nadużywała alkoholu (właściwie każde użycie to nadużycie, ale tu chodzi o duże ilości) i mało się poruszała. Choroba polega na tym, że dziecko bardzo wolno się rozwija i wydedukowano, że to dlatego, że nie było w ciąży kołysane (bo matka zamiast np chodzić leżała bez ruchu). Rehabilitacja takich dzieci polega na wszelkiego rodzaju huśtaniu ich na różne sposoby.
I to mi dało do myślenia. Stwierdziłem, że dlaczego nie huśtać naszych zdrowych maluchów, na pewno nie zaszkodzi, a możne pomoże. Trudno mi stwierdzić jakie są efekty, bo wiadomo wchodzą w grę różne czynniki, ale Jasiek jest w 3 klasie i zawsze jest wyróżniany, nie ma żadnych problemów z nauką, uczy się gry na gitarze w szkole muzycznej, Antek jest w zerówce i na ostatniej wywiadówce okazało się, że jest prymusem w robieniu wszelkiego rodzaju prac
Zosia wygadana i mądra, Marysia jeszcze malutka (9 m-cy)...
Oczywiście ta huśtawka służy do huśtania dziecka w ciągu dnia (najczęściej zasypia), bo w nocy śpi z nami w łóżku (jest na piersi, a my leniwi jesteśmy)