Witam
Ja też jestem mamą wcześniaka urodzonego w 33 tc. Mój Okruszek miał 48 cm i ważył 1930. Teraz z Okruszka zostało już tylko słodkie "przezwisko", bo mały waży już 6750 i jest co dźwigać.
Filipek spędził 2 tyg. po urodzeniu w szpitalu. Potem spędziliśmy 3 tyg. w domu i znów 2 tyg. w szpitalu. Trafiliśmy z żółtaczką, a wyszło przy okazji, że mały ma za niską hemoglobinę, która nadal spada. Zaczęliśmy leczenie żelazem i kwasem foliowym, ale jak na złość mały złapał infekcję dróg oddechowych i skończyło się dotaczniem krwi. Najstraszniejsze były te kłucia, pobieranie krwi trwało czasem 40 min., założony rano wenflon już wieczorem nie nadawał się do użytku, itp. A najgorsze było to, że na te wszystkie kłucia zabierali Filipka do zabiegowego z zatrzaskiwanymi drzwiami tak, że od zewnątrz nie można było wejść. Ja też nie mogłam przy nim być w tych trudnych dla niego i dla mnie chwilach. Słyszałam tylko jak krzyczał. Z jednej strony było to straszne, a z drugiej wiedziałam, że żyje, gorzej było jak nie było słychać tego krzyku. Oddawali mi go pokłutego w obie rączki, nóżki i główkę. Po pierwszym pobieraniu krwi i moczu oddali mi go zakupkanego, zasikanego i krzyczącego. Nie mogłam go uspokoić przez godzinę, dopiero po godzinie mogłam go przebrać. Kolejne 2 godziny spędził przytulony do mnie, bo każde położenie kończyło się płaczem.
Teraz jest ok i MUSI już tak zostać. Hemoglobina na poziomie 8,2!
Czeka nas jeszcze operacja przepukliny pachwinowej, ale to dopiero za ok 1.5 miesiąca jak Okruszek będzie miał 6 miesięcy. Z przepukliną walczymy już 2,5 miesiąca. Mały wije się z bólu i nie może zrobić kupki. Rumianek go nie rusza, teraz wprowadzamy soczki jabłkowe, ale też nie działaja.
No troszkę się rozpisałam jak na pierwszy raz, ale musiałam się troszkę "wygadać".
Pozdrawiam
Ja też jestem mamą wcześniaka urodzonego w 33 tc. Mój Okruszek miał 48 cm i ważył 1930. Teraz z Okruszka zostało już tylko słodkie "przezwisko", bo mały waży już 6750 i jest co dźwigać.
Filipek spędził 2 tyg. po urodzeniu w szpitalu. Potem spędziliśmy 3 tyg. w domu i znów 2 tyg. w szpitalu. Trafiliśmy z żółtaczką, a wyszło przy okazji, że mały ma za niską hemoglobinę, która nadal spada. Zaczęliśmy leczenie żelazem i kwasem foliowym, ale jak na złość mały złapał infekcję dróg oddechowych i skończyło się dotaczniem krwi. Najstraszniejsze były te kłucia, pobieranie krwi trwało czasem 40 min., założony rano wenflon już wieczorem nie nadawał się do użytku, itp. A najgorsze było to, że na te wszystkie kłucia zabierali Filipka do zabiegowego z zatrzaskiwanymi drzwiami tak, że od zewnątrz nie można było wejść. Ja też nie mogłam przy nim być w tych trudnych dla niego i dla mnie chwilach. Słyszałam tylko jak krzyczał. Z jednej strony było to straszne, a z drugiej wiedziałam, że żyje, gorzej było jak nie było słychać tego krzyku. Oddawali mi go pokłutego w obie rączki, nóżki i główkę. Po pierwszym pobieraniu krwi i moczu oddali mi go zakupkanego, zasikanego i krzyczącego. Nie mogłam go uspokoić przez godzinę, dopiero po godzinie mogłam go przebrać. Kolejne 2 godziny spędził przytulony do mnie, bo każde położenie kończyło się płaczem.
Teraz jest ok i MUSI już tak zostać. Hemoglobina na poziomie 8,2!
Czeka nas jeszcze operacja przepukliny pachwinowej, ale to dopiero za ok 1.5 miesiąca jak Okruszek będzie miał 6 miesięcy. Z przepukliną walczymy już 2,5 miesiąca. Mały wije się z bólu i nie może zrobić kupki. Rumianek go nie rusza, teraz wprowadzamy soczki jabłkowe, ale też nie działaja.
No troszkę się rozpisałam jak na pierwszy raz, ale musiałam się troszkę "wygadać".
Pozdrawiam