Witajcie dziewczynki u nas jak wiecie od poniedziałku choróbsko dręczyło i męczyło Mikołajka, zaczęło się od katerku i kaszelku, lek. powiedziała że to tylko gardełko, a potem w środę powiedziała że infekcja przeszła niżej na oskrzelka, po czym po 2 dniach znalazła się w płuckach...po drugim razie jak była jeszcze na oskrzelkach...lekarka głupie babsko zapisała antybiotyk na to nie wyrażałam sprzeciwu, bo w końcu chciała wyleczyć ale jak przepisała do nich dodatkowo 2 dawki Dexavenu <steryd> zmroziło mnie, ten steryd ma działąnie uboczne podobne do pawulonu, całe dwie noce choć podałam tylko jedną dawkę, czuwałam przy łóżeczku, dawkę podałam potem poczytałam o niej w interku. Pigułka, która do mnie przyszła na zastrzyk, powiedziała mi tylko że ten lek podaje się tylko w warunkach szpitalnych i właściwie tylko tym osobom u których jest zagrożenie życia, i przy ciężkiej dychawicy...Nie wytrzymałam następnego dnia znalazłam się u prywatnego, zaprzyjaźnionego lekarza, a właściwie lekarki, to ona mi powiedziała że Mikołaj ma zapalenie płuc...na szczęście leczony jest w domku, u nas w Szpitalach dziecięcych nie ma już miejsc z powodu zapalenia płuc u dzieci...Lekarka zapisała inny antybiotyk i kilka syropków dodatkowo jakiś robiony na receptę lek na uodpornienie. Jest już zdecydowanie lepiej, Miki już nie kaszle, i katerku praktycznie już też nie ma...jutro idziemy na badanie kontrolne, oby ostatnie. Jedyne co mnie denerwuje to to że po tych lekach dostaliśmy rozwolnienie dziś 7 razy zrobił kupę i to raczej rzadkiej konsystencji, podaje już Smectę, Lacidofil, i kleik rużowy do każdego mleczka, zgodnie z radą lekarza ale boję się żeby się nie odwodnił, nie za bardzo mi pije soki i herbatki, opornie nam to idzie.
Ok. to narazie koniec mojej opowieści o dramatacie ostatniego tygodnia z Mikołajowego i mojego życia.
Bardzo Wam wszystkim dziękujemy za otuchę i dobre słowa.
Pozdrawiamy i całujemy Was ciotunie i dzidzie lipcowe.
;-)