Hej dziewczyny.
Chciałabym Was ostrzec.
Nie zawsze trzecia próba jest ta udaną.
Nie zawsze wystarczy się tylko starać. Jeżeli nie jest znana przyczyna poronienia to kiepsko, zawsze warto ją odkryć.
Opiszę Wam moja historię, chociaż wciąż nie dokończona:
Pierwsze poronienie, dowiedziałam się w 16 tygodniu, że dziecko już od 2 tygodni jest martwe. Szpital i poród martwego dziecka, ból niesamowity, przeżycie okropne.
Drugie poronienie, jakoś 7 tydzień patrząc po rozmiarze dziecka, bo lekarz kazał mi przyjść dopiero po 8 tyg żeby mieć pewność, że serce będzie bić. Nie biło. Szpital, tabletki poronne i od razu z rana dnia następnego zabieg w pełnym uśpieniu. Polecam, szybko i bezboleśnie.
Trzecia ciąża, serce biło. W 8 tygodniu już nie. Dziecko zmarło jakoś w 7 tygodniu. Szpital i łyżeczkowanie.
Badanie płodu wyszło prawidłowo, kariotypy prawidłowe. Wyszła jedna mutacja MTHFR.
Czwarta ciąża tzw biochemiczna, test pozytywny, dziecka nie uwidoczniono, po 4 dniach krwawienie tylko bardziej obfite i koniec.
Piąta ciąża już na heparynie (clexane), duphastonie, luteinie, acardzie, kwasie metylowanym. 7 tydzień serce bije jest wszystko na USG ok. 8 tydzień brak bicia serca płodu. Odstawienie leków, po 4 dniach poronienie samoistne w domu.
Lekarz immunolog twierdzi, że ciąże biochemiczne też się liczą, bo pozostawiają w organizmie znak, czym więcej poronień tym gorzej to wyleczyć, jeżeli coś jest nie tak z immunologią.
Nadal szukam przyczyny.
Moja historia nie jest optymistyczna, ale dziewczyny naprawdę uważajcie na co się decydujecie, żeby potem tego nie żałować
Mam nadzieję, że Wam się uda