Witam serdecznie.
Chciałabym napisać kilka zdań o mojej sytuacji i jednocześnie zapytać, co mogłabym zrobić, żeby sobie pomóc, bo wydaje mi się, że sama sobie nie poradzę.
Mam 29 lat i niedawno zaszłam w ciążę. Z mężem bardzo pragnęliśmy Maleństwa więc ogromne szczęście nastało w domu, gdy dowiedzieliśmy się, że tak szybko nam się udało począć Dzieciątko.
Pierwszy trymestr znosiłam bardzo ciężko. Musiałam zrezygnować z pracy, dużo odpoczywać i oszczędzać się, miałam wspomaganie hormonalne. Czułam się na tyle źle przez różne bóle, mdłości, problemy z tarczycą i sercem, że praktycznie przez ponad miesiąc nie mogłam wychodzić z łóżka. I tak spędziłam miesiąc sama w domu, bez spotkań ze znajomymi, nawet bez spaceru.
Dla mnie to była diametralna zmiana, bo dotąd byłam bardzo aktywna fizycznie, spacery dawały mi ogrom radości i zachwytu nad światem, a tutaj z dnia na dzień poległam w łóżku. Psychicznie było mi ciężko, ale tłumaczyłam sobie, że to na jakiś czas, dla dobra dziecka.
Obecnie jestem w 14tc. Od około miesiąca widzę i czuję jak uchodzą ze mnie siły. Fizycznie jestem ciągle zmęczona i najchętniej spałabym cały dzień. Nie mam zbyt wiele siły na codzienne aktywności. Często boję się wychodzić z domu a zanim wyjdę kilka razy waham się czy aby na pewno to dobry pomysł. Nie ma dnia, żebym nie miała napadu płaczu. Zauważyłam też, że mało co sprawia mi radość. Raczej czuję taki ciężar i przygniatanie do ziemi. Cieszę się z naszego małżeństwa, bo mam cudownego męża, który na rzęsach staje, żeby było mi jak najlepiej, i z Maleństwa tak przez nas kochanego, ale często dopada mnie przerażenie, strach, niepokój.. Wczoraj miałam badanie prenatalne i lekarz uspokajał, że wszystko jest dobrze, że Maluszek rośnie i rozwija się jak należy. Ucieszyłam się i poczułam ulgę. Ale nadal jest mi psychicznie ciężko. To trochę tak jakbym chciała się cieszyć i żyć, a nie mogła i nie miała na to sił. Przerasta mnie ten smutek, ten płacz i przygnębienie a myśl, że Maleństwo to wszystko odczuwa sprawia, że jeszcze bardziej jestem niespokojna i chciałabym uciekać w sen... Jakoś wyraźnie czuję, że przestałam sobie radzić z tym stanem i jest mi coraz trudniej.
Chciałabym napisać kilka zdań o mojej sytuacji i jednocześnie zapytać, co mogłabym zrobić, żeby sobie pomóc, bo wydaje mi się, że sama sobie nie poradzę.
Mam 29 lat i niedawno zaszłam w ciążę. Z mężem bardzo pragnęliśmy Maleństwa więc ogromne szczęście nastało w domu, gdy dowiedzieliśmy się, że tak szybko nam się udało począć Dzieciątko.
Pierwszy trymestr znosiłam bardzo ciężko. Musiałam zrezygnować z pracy, dużo odpoczywać i oszczędzać się, miałam wspomaganie hormonalne. Czułam się na tyle źle przez różne bóle, mdłości, problemy z tarczycą i sercem, że praktycznie przez ponad miesiąc nie mogłam wychodzić z łóżka. I tak spędziłam miesiąc sama w domu, bez spotkań ze znajomymi, nawet bez spaceru.
Dla mnie to była diametralna zmiana, bo dotąd byłam bardzo aktywna fizycznie, spacery dawały mi ogrom radości i zachwytu nad światem, a tutaj z dnia na dzień poległam w łóżku. Psychicznie było mi ciężko, ale tłumaczyłam sobie, że to na jakiś czas, dla dobra dziecka.
Obecnie jestem w 14tc. Od około miesiąca widzę i czuję jak uchodzą ze mnie siły. Fizycznie jestem ciągle zmęczona i najchętniej spałabym cały dzień. Nie mam zbyt wiele siły na codzienne aktywności. Często boję się wychodzić z domu a zanim wyjdę kilka razy waham się czy aby na pewno to dobry pomysł. Nie ma dnia, żebym nie miała napadu płaczu. Zauważyłam też, że mało co sprawia mi radość. Raczej czuję taki ciężar i przygniatanie do ziemi. Cieszę się z naszego małżeństwa, bo mam cudownego męża, który na rzęsach staje, żeby było mi jak najlepiej, i z Maleństwa tak przez nas kochanego, ale często dopada mnie przerażenie, strach, niepokój.. Wczoraj miałam badanie prenatalne i lekarz uspokajał, że wszystko jest dobrze, że Maluszek rośnie i rozwija się jak należy. Ucieszyłam się i poczułam ulgę. Ale nadal jest mi psychicznie ciężko. To trochę tak jakbym chciała się cieszyć i żyć, a nie mogła i nie miała na to sił. Przerasta mnie ten smutek, ten płacz i przygnębienie a myśl, że Maleństwo to wszystko odczuwa sprawia, że jeszcze bardziej jestem niespokojna i chciałabym uciekać w sen... Jakoś wyraźnie czuję, że przestałam sobie radzić z tym stanem i jest mi coraz trudniej.