Nareszcie jesteśmy w domku WKOŃCU!!!!!!!!!!!!:-):-):-):-):-)
Nawet nie wiecie jak mnie wymęczył ten szpital.. wczoraj ledwo żyłam pod koniec dnia, ale dzisiaj się już wyspałam

Humor dopisuje, ale nie ukrywam, że boję się, że jak zostaniemy sami bez Ł to sobie nie dam rady, jednak Olek jest jeszcze bardzo absorbujący, ale o tyle zauważyłam, że jest dosyć cierpliwy jak narazie, że poczeka, aż np. małą nakarmię, żebyn mu zrobić picie itp. Zobaczymy jak będzie dalej...
Poza tym Olek odwiedził nas dwa razy w szpitalu, nie chciał wogóle do mnie podejść, mówię wam jak mi smutno było, jak o tym pomyslałam to mi się płakać chciało normalnie, aż bałam się jak to będzie jak wrócimy do domu. Ale jak wróciliśmy to po prostu Olek całkiem inny, zadowolony, Marzenki nie odstępuje, do mnie się ciągle przytula, całuje, no po prostu super. Wszędzie chce być tam gdzie Marzenka, pokazuje jej różne rzeczy, przeżywa jak mała ziewa, albo kicha hehe;-) no przesłodki jest (przynajmniej narazie, zobaczymy jak będzie dalej

). Mała w domu grzeczniutka, trochę lubi dłużej przy cysiu powisieć, ale myślę, że to kwestia czasu. A co najważniejsze ssie cudnie, bez problemu się dostawia, A TAK SIĘ BAŁAM!!!! No mówię wam jak mi kamień z serca spadł, jaka ja zadowolona byłam, jak chwilę po porodzie, na obserwacji sama bez problemu przystawiłam jeszcze brudną Marzenkę, a ona ssała przez godzinę:-)
Poród w zasadzie trwał 2 godziny, miałam bóle krzyżowe, przy Olku ich nie miałam, boli jak cholera, ale na szczęście szybko urodziłam, to długo się nie męczyłam. Ja nie popękałam, nie byłam cięta, także latałam moment jakbym wcale nie rodziła, po prostu super:-) Tyle, że jak małą karmiłam przez pierwsze trzy dni, to jak macica sie obkurczała, to miałam takie skurcze, jak prawie porodowe

na przeciwbólowych aż musiałam jechać, ale efekt jest taki, że prawie nie widać, że w ciaży byłam;-)
Podczytywałam was z telefonu w szpitalu, ale mój telefon srednio sie nadaje do netu i nie chciała mi się załadować strona z odpowiedzią i nie mogłam wam nic napisać