ja podzielam ta pania co tu napisala
Badania prenatalne dzielą się na nieinwazyjne (USG, badanie surowicy matki, testy PAPP-A, podwójny i potrójny) i inwazyjne (biopsja kosmówki, amniopunkcja, kordocenteza). Zalecane są one kobietom w kilku przypadkach, m.in. gdy ukończyły już 35. rok życia lub są obciążone genetycznie. Badania są wówczas szansą dla dziecka, bo wykryte we wczesnej ciąży nieprawidłowości w rozwoju pozwalają na szybką reakcję i leczenie. Ale o ile badania z pierwszej grupy nie stwarzają groźnych powikłań, to badania inwazyjne mogą w poważny sposób uszkodzić płód, a nawet doprowadzić do jego obumarcia. To dlatego wiele kobiet wybiera niewiedzę i ufnie czeka rozwiązania, bo dziecko – zdrowe czy chore – jest wyczekane i otoczone od dawna miłością rodziców. Czasem jednak proces decyzyjny kończy się inaczej, a wtedy scenariuszy wydarzeń jest kilka…
Niewiedza przynosi spokój
Z takiego założenia wyszła Renata. Kiedy lekarz zaproponował jej badania, na początek nieinwazyjne, była w kropce. Z jednej strony chciała mieć pewność, że z dzieckiem wszystko jest w porządku, z drugiej ogarniało ją przerażenie.
– Dyskutowaliśmy o tym z mężem i doszliśmy do wniosku, że skoro żadne badanie nie daje stuprocentowej pewności, że dziecko będzie zdrowe, nie chcemy podejmować ryzyka. Chorób i tak nie jesteśmy w stanie przewidzieć, a przecież zdarzają się pomyłki i... cuda – opowiada. Wiele kobiet myśli podobnie. Nie dopuszczają do siebie myśli, że urodzą chore dziecko, a nawet jeśli tak się zdarzy, wcześniej uprzedzone o takiej możliwości przygotowują się, by zmierzyć się z trudnościami. Myśl o utracie maleństwa, często wyczekanego i upragnionego, powstrzymuje przed decyzją o badaniach. A możliwość aborcji traktowana jest jako coś niedorzecznego: – Zdecydowaliśmy się powiększyć rodzinę i bierzemy za to odpowiedzialność. Jeśli nasze starania okazały się owocne, w łonie dojrzewa mały cud – nowe życie – jak można zrezygnować z niego tylko dlatego, że nie jest idealnie skonstruowane [polskie prawo dopuszcza aborcję w przypadku, gdy u płodu stwierdza się ciężkie i nieodwracalne wady – przyp. red.] – burzy się Janka.
Złe wyniki, co dalej?
Badania prenatalne – jak wiele badań – nie należą do przyjemnych. Ale jeszcze mniej przyjemny i spokojny jest czas oczekiwania na ich wyniki. A zdarza się, że spokoju jest jeszcze mniej, bo okazuje się, że wyniki nie są dobre. Co wtedy? Przed takim dylematem stanęła Natalia. Kiedy otrzymała wyniki badań nieinwazyjnych, okazało się, że dziecko może chorować na zespół Downa. Lekarz proponował amniopunkcję – dla uzyskania pewności. – Odmówiłam. Ryzyko poronienia to tylko 1%, ale dla mnie to aż 1%. Co bym zrobiła, gdyby okazało się, że dziecko ma wadę? Dla mnie to jak wyrok – nie chcę, by go wydano teraz. Cały czas mam szansę na zdrowe dziecko. Bo co jeśli ono rzeczywiście jest zdrowe, a podczas badania coś mu się stanie lub go utracę? – pyta retorycznie.
Szczęśliwe zakończenie
Choć decyzja o badaniu i oczekiwanie na wyniki są dla rodziców, a przede wszystkim matki, czasem stresu i strachu, dobre wyniki potrafią wprowadzić niemal w euforię. Dzięki uzyskaniu pomyślnych informacji przyszłą mamę ogarnia spokój, który znakomicie wpływa na ciążę. Nikola potrzebowała tej wiedzy i pozytywnych wieści – straciła dwie ciąże (jedną wskutek poronienia, drugą na skutek obumarcia płodów w ciąży bliźniaczej). Nie wahała się, czy wykonać badania prenatalne. Już te nieinwazyjne wykazały nieprawidłowości – kości nosowe były słabo widoczne i wiele wskazywało na zespół Downa u malucha. Kolejne badania potwierdziły tezę. – Mimo to, nie zdecydowałam się na amniopunkcję, by nie zaszkodzić dziecku jeszcze bardziej. O dziwo, córeczka urodziła się zdrowa jak ryba – opowiada dziś z uśmiechem. Badanie powtórzyła jednak w kolejnej ciąży. – Chciałam się upewnić, czy wszystkie narządy są prawidłowo rozwinięte, a jeśli nie, to kiedy można zacząć je leczyć, aby pomóc dziecku. Ale wszystko było, na szczęście, w porządku. Tymek jest zdrowym, tryskającym energią dzieckiem.
Każdy popełnia błędy…
…także testy. Mamy, które są ich „ofiarą”, często zastanawiają się, co by zrobiły, gdyby wiedziały wcześniej, że dziecko jest poważnie chore.
Może udałoby się je wyleczyć lub choć trochę złagodzić objawy? Może same zdążyłyby się przyzwyczaić do tej myśli, przygotować do udźwignięcia ciężaru? Córeczka Brygidy urodziła się z rozszczepem podniebienia. Po wielu operacjach udało się ją wyleczyć, ale przy następnej ciąży postanowili z mężem zrobić wszystko, by kolejne dziecko nie cierpiało tyle po urodzeniu. Badania prenatalne nie wykazały żadnych zaburzeń. Mała rzeczywiście urodziła się zdrowa, ale po miesiącu pojawiła się gorączka i brak apetytu. – Myśleliśmy, że to jakieś zakażenie dróg moczowych. Okazało się, że to wodonercze i to w bardzo zaawansowanym stopniu. Nikt nie wie, dlaczego badania tego nie wykazały. Podobną diagnozę usłyszała Sylwia. – Kilkukrotne badania mojej ciąży bliźniaczej nie wykazały najmniejszych wad. Kiedy w piątej dobie życia lekarze wykonali małemu USG jamy brzusznej, okazało się, że ma nie tylko wodonercze, ale i refluks V stopnia oraz poszerzenie moczowodu. Na USG zdecydowano się tylko dlatego, że synek urodził się za wcześnie. Gdyby został z bratem w brzuchu, być może do dziś nie wiedzielibyśmy, że coś jest nie tak.
Badania prenatalne niosą ryzyko dla zdrowia i życia dziecka, ale są też dla niego szansą na zdrowie. Przyszli rodzice, rozważający opcję wykonania badań, powinni pamiętać, by przedsięwziąć wpierw wszystkie niezbędne, nieinwazyjne, kroki i badania, by dowiedzieć się, jaki jest stan zdrowia dziecka.