reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Czy cieszy was macierzyństwo?

A moja mama nie pracowała, to też tylko do zerówki chodziłam. Ale jak poszłam to nie mogłam się odnaleźć, bo nagle były dzieci. Wcześniej nie miałem kontaktu z dziećmi w moim wieku.

Ja też nie chodziłam do przedszkola bo moja mama była na wychowawczym ale nie miałam problemów z odnalezieniem się
U mnie ten problem pojawił się z wiekiem 🙈
 
reklama
Ja nie miałam problemu w zerówce. Może dlatego, że zawsze byłam otwartym dzieckiem i dużo bawiłam się z sasiadami na podwórku. Ale mój brat starszy nie chciał chodzić do zerówki, uciekał. A przeciez razem bawilismy się z innymi dzieciakami. Wszystko zależy od dziecka.
 
Ja nie miałam problemu w zerówce. Może dlatego, że zawsze byłam otwartym dzieckiem i dużo bawiłam się z sasiadami na podwórku. Ale mój brat starszy nie chciał chodzić do zerówki, uciekał. A przeciez razem bawilismy się z innymi dzieciakami. Wszystko zależy od dziecka.
Ja też od razu do zerówki poszłam też zawsze byłam taka skryta i nieśmiała ale potem się odnalazłam w przedszkolu.
 
Przedszkole i zerówka zaliczyłam kilka różnych. Aż w końcu udało się znaleźć to właściwe.
Gdy rodzice pracowali to wysyłali mnie z miasta na wieś w wakacje do cioci która dzieci nie miała ale za to gospodarkę więc tam siedziałam przez pół wakacji a potem na 2 tygodnie do kuzynek bo ich rodzice już mieli wolne. A później oni do nas bo moi mieli wolne itp. Po za tym tak jak piszecie imprezy rodzinne gdzie cioteczki i wujkowie się bawią przy wspólnym stole bo święta bo imieniny, urodziny. A ich dzieci bawią się ze sobą gdzieś obok lub na podwórku gdy ktoś miał takie do późna. I nikt się nie przejmował że brudne, że odrapane dziecko, ważne że dziecko zadowolone i rodzicom nie przeszkadza. Starsze kuzynostwo miało pieczę nad młodszym.


Moja sytuacja jest inna niż moich rodziców była, ich z rodzeństwem dzieliła 1 h jazdy samochodem lub 30 minut spacerem w zależności od kogo syrony. A mnie z moją rodziną i rodzina męża dzieli kilkanaście godziny.
Jutro mam ostatnie USG i kolejne CTG (tak będę mieć trzeciego szkraba w domu), jeśli mój mąż nie dostanie wolnego dzieci mi będą towarzyszyć. Trochę się wynudzą, ale później zabiorę i na lody. Jeśli nie będą zbytnio rozrabiać.
Trzymajcie się
 
Podczytywałam ten wątek (i chyba nawet coś w nim pisałam), gdy byłam jeszcze w ciąży. Teraz śpi na mnie 5-tygodniowy syn, a ja czuję, że jestem na skraju załamania nerwowego. Macierzyństwo jak do tej pory jest dla mnie najpiękniejszym, ale też najtrudniejszym doświadczeniem. Gdy moje dziecko poleży samo przez 10 minut bez płaczu, to ja zamiast coś w tym czasie zrobić, patrzę na niego z niedowierzaniem, bo to się prawie w ogóle nie zdarza. Ryczeć mi się chce, gdy czytam o innych niemowlakach, które zasypiają głaskane po główce, bo od pewnego czasu mój syn zasypia tylko albo w chuście, albo po karmieniu jak leżę z nim w łóżku. Warunek jest taki, że muszę tam leżeć cały czas, bo inaczej za 5 minut pobudka. Kocham go z całego serca, ale kiedy kolejny dzień z rzędu nie mam chwili, żeby umyć zęby czy skorzystać z toalety na dłużej niż pół minuty, to ryczeć mi się chce.
Dzisiaj 5 razy wstawiałam wodę na kawę i dopiero teraz udało mi się ją zrobić. A i tak czekam, aż trochę ostygnie, żeby przez przypadek nie oparzyć syna.
Łudzę się, że teraz to skok rozwojowy, ale to już 7 dzień, kiedy nie jestem w stanie go odłożyć i nie zanosi się na poprawę.
W poniedziałek mam wizytę popołogową i czekam na nią jak na zbawienie (bo wyjdę z domu bez dziecka), a jednocześnie już się stresuję, jak mąż go sam uspokoi, gdy jedynym lekarstwem na jego płacz jest obecnie mama i cycuś.
 
Podczytywałam ten wątek (i chyba nawet coś w nim pisałam), gdy byłam jeszcze w ciąży. Teraz śpi na mnie 5-tygodniowy syn, a ja czuję, że jestem na skraju załamania nerwowego. Macierzyństwo jak do tej pory jest dla mnie najpiękniejszym, ale też najtrudniejszym doświadczeniem. Gdy moje dziecko poleży samo przez 10 minut bez płaczu, to ja zamiast coś w tym czasie zrobić, patrzę na niego z niedowierzaniem, bo to się prawie w ogóle nie zdarza. Ryczeć mi się chce, gdy czytam o innych niemowlakach, które zasypiają głaskane po główce, bo od pewnego czasu mój syn zasypia tylko albo w chuście, albo po karmieniu jak leżę z nim w łóżku. Warunek jest taki, że muszę tam leżeć cały czas, bo inaczej za 5 minut pobudka. Kocham go z całego serca, ale kiedy kolejny dzień z rzędu nie mam chwili, żeby umyć zęby czy skorzystać z toalety na dłużej niż pół minuty, to ryczeć mi się chce.
Dzisiaj 5 razy wstawiałam wodę na kawę i dopiero teraz udało mi się ją zrobić. A i tak czekam, aż trochę ostygnie, żeby przez przypadek nie oparzyć syna.
Łudzę się, że teraz to skok rozwojowy, ale to już 7 dzień, kiedy nie jestem w stanie go odłożyć i nie zanosi się na poprawę.
W poniedziałek mam wizytę popołogową i czekam na nią jak na zbawienie (bo wyjdę z domu bez dziecka), a jednocześnie już się stresuję, jak mąż go sam uspokoi, gdy jedynym lekarstwem na jego płacz jest obecnie mama i cycuś.
A jak mąż leży z synkiem to już źle? Moim maleństwom było na początku wszystko jedno, na którym rodzicu spali. Byle ciepły i miękki
 
Podczytywałam ten wątek (i chyba nawet coś w nim pisałam), gdy byłam jeszcze w ciąży. Teraz śpi na mnie 5-tygodniowy syn, a ja czuję, że jestem na skraju załamania nerwowego. Macierzyństwo jak do tej pory jest dla mnie najpiękniejszym, ale też najtrudniejszym doświadczeniem. Gdy moje dziecko poleży samo przez 10 minut bez płaczu, to ja zamiast coś w tym czasie zrobić, patrzę na niego z niedowierzaniem, bo to się prawie w ogóle nie zdarza. Ryczeć mi się chce, gdy czytam o innych niemowlakach, które zasypiają głaskane po główce, bo od pewnego czasu mój syn zasypia tylko albo w chuście, albo po karmieniu jak leżę z nim w łóżku. Warunek jest taki, że muszę tam leżeć cały czas, bo inaczej za 5 minut pobudka. Kocham go z całego serca, ale kiedy kolejny dzień z rzędu nie mam chwili, żeby umyć zęby czy skorzystać z toalety na dłużej niż pół minuty, to ryczeć mi się chce.
Dzisiaj 5 razy wstawiałam wodę na kawę i dopiero teraz udało mi się ją zrobić. A i tak czekam, aż trochę ostygnie, żeby przez przypadek nie oparzyć syna.
Łudzę się, że teraz to skok rozwojowy, ale to już 7 dzień, kiedy nie jestem w stanie go odłożyć i nie zanosi się na poprawę.
W poniedziałek mam wizytę popołogową i czekam na nią jak na zbawienie (bo wyjdę z domu bez dziecka), a jednocześnie już się stresuję, jak mąż go sam uspokoi, gdy jedynym lekarstwem na jego płacz jest obecnie mama i cycuś.
Odciągnąć mleczko dziecku lub kupić mieszankę i butle. I iść, rozkoszować się kolejką. Im dłużej tym lepiej. Niech tata też wie, że ma dziecko. 😊 A nie tylko mama i mama. Daj mężowi go uspokoić, nie kręć na siebie bata.
 
Podczytywałam ten wątek (i chyba nawet coś w nim pisałam), gdy byłam jeszcze w ciąży. Teraz śpi na mnie 5-tygodniowy syn, a ja czuję, że jestem na skraju załamania nerwowego. Macierzyństwo jak do tej pory jest dla mnie najpiękniejszym, ale też najtrudniejszym doświadczeniem. Gdy moje dziecko poleży samo przez 10 minut bez płaczu, to ja zamiast coś w tym czasie zrobić, patrzę na niego z niedowierzaniem, bo to się prawie w ogóle nie zdarza. Ryczeć mi się chce, gdy czytam o innych niemowlakach, które zasypiają głaskane po główce, bo od pewnego czasu mój syn zasypia tylko albo w chuście, albo po karmieniu jak leżę z nim w łóżku. Warunek jest taki, że muszę tam leżeć cały czas, bo inaczej za 5 minut pobudka. Kocham go z całego serca, ale kiedy kolejny dzień z rzędu nie mam chwili, żeby umyć zęby czy skorzystać z toalety na dłużej niż pół minuty, to ryczeć mi się chce.
Dzisiaj 5 razy wstawiałam wodę na kawę i dopiero teraz udało mi się ją zrobić. A i tak czekam, aż trochę ostygnie, żeby przez przypadek nie oparzyć syna.
Łudzę się, że teraz to skok rozwojowy, ale to już 7 dzień, kiedy nie jestem w stanie go odłożyć i nie zanosi się na poprawę.
W poniedziałek mam wizytę popołogową i czekam na nią jak na zbawienie (bo wyjdę z domu bez dziecka), a jednocześnie już się stresuję, jak mąż go sam uspokoi, gdy jedynym lekarstwem na jego płacz jest obecnie mama i cycuś.
Coś o tym wiem... chuda jak szkapa byłam po połogu, bo nie mogłam dziecka odłożyć... nie jadlam, nie sikałam... tylko wyłam pół dnia. Do tego kolki... Teraz syn ma prawie 2 lata, troszkę jest takim płaczkiem maminsynkiem. Ale super się rozwija, mądry taki, rozgadany jest. Chociaż z drugiego dziecka póki co się wyleczyłam. Choć mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie syn miał rodzeństwo. Na pewno nic na silę. Bo wszyscy mówią- jak tak mozesz, dziecku rodzeństwa nie zapewnić?! A ja wolę nie skonczyć z depresją i nerwicą, tylko dlatego, bo wypada by syn miał braciszka lub siostrzyczkę...także trzymaj się Kochana, a u lekarza siedź ile wlezie i utknij w korku. Mój mały jęczał 1.5h wtedy, jak jechałam do gina, a jak głupia spieszyłam sie do domu, bo dziecko niespokojne z tatusiem... 😑
 
reklama
Odciągnąć mleczko dziecku lub kupić mieszankę i butle. I iść, rozkoszować się kolejką. Im dłużej tym lepiej. Niech tata też wie, że ma dziecko. 😊 A nie tylko mama i mama. Daj mężowi go uspokoić, nie kręć na siebie bata.
Dokładnie. Koleżanka nie tylko na siebie bata kręci, ale też pozbawia dziecko możliwości nawiązania głębszej więzi z tatusiem, jeśli tylko ona jest w stanie uspokoić dziecko. Co będzie jeśli wyląduje w szpitalu z jakiegoś powodu? Absolutnie jej tego nie życzę, ale co jeśli? Ktoś poza matką będzie musiał ukoić to dziecko i to zrobi. Czyli da się. Nie wierzę w te dzieci, które tylko mamusia i cycuś mogą opanować. Gdyby tak było, to porzucone noworodki płakałyby przez całe życie, nawet w rodzinach adopcyjnych pełnych miłości.
 
Do góry