Czytałam wszystkie wypowiedzi i pewnie po mojej będzie hejt albo i nie ale może będzie mi lżej jak to wyrzucę z siebie bo myślałam nad tematem aby dodać i widzę że już coś podobnego jest a sama jakoś bym nie odważyła się chyba dodać czegoś swojego...
A więc... Bardzo chciałam mieć dziecko na prawdę jak widziałam koleżanki lub dziewczyny których nie znam z brzuchem lub wózkami zazdrościłam im. Nie zabezpieczaliśmy się 5 lat mówiąc co będzie to będzie ale co miesiąc i tak ciocia z Ameryki przyjeżdżała hmm.
Wkoncu po zmianie lekarza i mojej determinacji udało się są dwie kreski aż skakałam ze szczescia
Wydawało mi się że jak powiem mężowi to będzie reakcja jak na tych filmikach co pary pokazują ale jednak nie bo to nie bajka tylko rzeczywistość obudź się halo! Powiedział " czarno to widzę " później po tym wszystkim powiedział że damy radę sobie. Chodziło o to że on zapracowany tu jeszcze zmiana ogrzewania czekała itp mniejsza... W trakcie ciąży gdybym nie poszła na drugie badanie prenatalne bym sie nie dowiedziała że urodzę synka z rozszczepem. Drugie już nie jest aż tak obowiązkowe jak pierwsze tym bardziej że chodzilam prywatnie więc się zastanawiałam czy iść ale to nie ma co oszczędzać bo nie zawsze wszystko widać na pierwszych badaniach... No były zgrzyty,czytanie o tym i stres ale pogodziliśmy sie z tym... Urodziłam swoje dziecko pierwsze o którym marzyłam od zawsze i mimo rozszczepu karmiłam piersią bo bardzo tego chciałam. Mimo że miał wadę bo jest po zabiegu oboje go bardzo kochamy od samego początku. Początkowo maz mi pomagał mimo że wolnego nie mógł wziąć to jeździł później albo wracał szybciej do pewnego czasu wszystko oczywiście... Ogólnie kocham swojego syna ale macierzyństwo mnie nie cieszy... Odkąd przestałam karmić piersią bo straciłam pokarm.. tata mi zmarł i widziałam jego ciało i jak go w worku wynosili coś strasznego... Walczyłam o pokarm miesiąc ale nie udało się z czego się nie cieszę ale do sedna... Jakoś odkąd nie karmie małego piersią i się z mężem nie układa i ja wszystko sama robię sprzątam,piorę, zakupy jak ta kretynka obładowana chodzę i wózek do tego bo inne kobiety to spacerek a ja czy deszcz czy słońce chodzę z tymi siatkami i plecakiem... Wszystko przy nim sama robię od dłuższego czasu on tylko pilnuje bo idę się kąpać albo pobawi się póki grzeczny i tyle. Albo jedzie rano do pracy i wraca wieczorem albo śpi do 10 i jedzie na 12 i wraca wieczorem taki to ma dobrze.. Nie zapyta czy może małego nakarmić w nocy bo ja wstaje o 6.30 czasem po 8 z dwoma lub jednym karmieniem. Mały czasem chodzi późno spać. Nigdzie nie wchodzę sama a jak wychodzę to tylko z dzieckiem bo go wiecznie nie ma a jak wyjdziemy razem to tam ja się nim zajmuje chodzi o karmienie, przewinięcie i wrócimy do domu on się kładzie albo idzie na tv a ja się zajmuje znowu dzieckiem zresztą podobnie nawet jest jak wróci z pracy różnicy nie ma. Co z tego że się chwilę pobawi ale nakarmić czy położyć spać to nie łaska. Chce iść do kosmetyczki muszę poprosić siostrę jedna czy druga aby mi została z małym, jadę do lekarza też proszę się aby ktoś mnie zawiózł bo mamy jedno auto no chyba że łaskawie znajdzie czas i zawiezie. Teraz skończył 6 msc i nie mam już pomysłów na te obiady i wszystko mnie tak przytłacza on się szybko nudzi ciągle mi się przestawia czasem idzie spać o 20 czasem około 24... Myślałam że będę się cieszyć z bycia mamą ale jest mi ciężko przyznaje i nie myślę o drugim a nawet nie mam z kim mieć drugiego bo z mężem to chyba 3 msc stosunku nie miałam... Dziecko nas poróżniło nie wiem czy dobrze to ujelam... Nic mnie nie cieszy. Sory może napisałam bez ładu i składu ale pisałam co mi przyszło akurat do głowy. Wiem że życie to nie bajka ale inaczej sobie to wyobrażałam